Beata Szydło: Banki muszą się dołożyć do kredytobiorców
Zdaniem Beaty Szydło, kandydatki PiS na premiera po jesiennych wyborach parlamentarnych. Sektor bankowy, a nie budżet państwa. powinien w większym stopniu wziąć na siebie ryzyko kredytów walutowych we franku szwajcarskim. Z drugiej strony ważne, by nie doprowadzić do rozchwiania systemu bankowego - uważa Szydło.
- Na pewno trzeba dokonać wyjścia w stronę +frankowiczów+. W tej chwili na stole są trzy projekty. Jest pomysł, o którym mówił Andrzej Duda - przewalutowania. Same środowiska kredytobiorców, którzy stowarzyszyli się, również mają swoje koncepcje. Myśmy składali jeszcze w 2011 roku i potem ponawialiśmy też projekt ustawy - zapowiedziała w TVP1 Szydło.
- Trzeba porozmawiać i wypracować ten konsensus, który będzie optymalny, przede wszystkim dla kredytobiorców. Jasną rzeczą jest to, że nie mogą być dołożone pieniądze z budżetu państwa. To jednak banki muszą brać odpowiedzialność za to, co się wydarzyło. Ale z drugiej strony nie możemy doprowadzić do rozchwiania systemu bankowego - dodała.
- Tu jest ta sfera, do której powinny wejść rozwiązania ustawowe. (...) Chodzi o to, że (banki - PAP) nie stracą, tylko osiągną mniejszy zysk.
Tu pole manewru jest duże. Na pewno to jest rzecz, którą musi się bardzo szybko załatwić. Trzeba będzie wprowadzić ustawę. To, o czym mówi prezydent Andrzej Duda.
Wiem, że on w tej chwili z grupą ekspertów pracuje nad tym. Jeszcze raz powtórzę - nie budżet państwa i nie finanse publiczne tu muszą ponosić koszty, tylko i wyłącznie sektor bankowy. Przy porozumieniu z klientem - zaznaczyła Szydło.
Problem kredytów hipotecznych we frankach pojawił się po gwałtownym wzroście kursu franka 15 stycznia br., gdy szwajcarski bank centralny (SNB) ogłosił uwolnienie kursu własnej waluty wobec euro. W efekcie oprocentowanie kredytów frankowych znacząco wzrosło i niektóre z kredytów zaczęły przewyższać wartość nieruchomości, na które zostały zaciągnięte (tzw. wskaźnik LtV powyżej 100 proc.).
3 lutego br. szef KNF Andrzej Jakubiak przedstawił propozycję rozwiązania problemu podczas posiedzenia komisji sejmowej. Zaproponował, by dotychczasowy kredyt frankowy mógł zostać zamieniony na złotówki po obecnym kursie i podzielony na dwie części: kredyt zabezpieczony hipotecznie wyrażony w złotych oraz kredyt niezabezpieczony hipotecznie, który odzwierciedlać ma konsekwencje osłabienia złotego. Stan zadłużenia z tytułu kredytu zabezpieczonego hipotecznie odpowiadać ma wartości, jaką posiadałby kredyt w złotych udzielony w tym samym momencie co kredyt we franku.
Wartość kredytu niezabezpieczonego hipotecznie odpowiadałaby zaś różnicy pomiędzy łącznym stanem zadłużenia w dniu przewalutowania, a stanem zadłużenia z tytułu kredytu zabezpieczonego hipotecznie. Kredyt niezabezpieczony hipotecznie miałby być w połowie spłacony przez kredytobiorcę (z oprocentowaniem w wysokości 1 proc.), a w połowie umorzony.
Pomysł ten nie spodobał się jednak środowisku bankowemu, które 11 marca br., podczas Forum Bankowego, zaprezentowało własną propozycję.
Bankowcy zgłosili trzy pomysły dla frankowiczów. Pierwszy to utworzenie funduszu wspierania restrukturyzacji kredytów hipotecznych. Byłby on adresowany do wszystkich klientów, mających problemy ze spłatą kredytów - czy złotowych, czy walutowych. Z funduszu mogłyby skorzystać osoby, które utraciły pracę, są dotknięte chorobą lub padły ofiarą klęski żywiołowej. Było to nawiązanie do pomysłu prezydenta Komorowskiego z 5 lutego br.
Drugie rozwiązanie zakładałoby wprowadzenie możliwości zamiany zabezpieczenia kredytów hipotecznych na inne adekwatne zabezpieczenie, oczywiście na wniosek kredytobiorcy.
Trzecia koncepcja to utworzenie kolejnego funduszu - tzw. sektorowego funduszu stabilizacyjnego. Byłby on adresowany do posiadaczy kredytów we frankach, a jego celem byłoby stabilizowanie wysokości rat kredytu - byłaby możliwość skorzystania z niego, gdyby kurs franka gwałtownie wzrósł i zarazem wzrosłaby rata kredytu.
Jednak skorzystanie z funduszu łączyłoby się ze zobowiązaniem kredytobiorcy, że przewalutuje swój kredyt na złotówki w momencie, gdy kurs franka spadnie do wcześniej zadeklarowanego poziomu. Kredytobiorca miałby wskazać, przy jakim kursie franka dokonano by przewalutowania. Oczywiście - jak mówił prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz - nie mógłby to być "absurdalnie niski kurs".
Ta koncepcja nie spodobała się z kolei szefowi KNF. Andrzej Jakubiak mówił, że czeka na kolejną propozycję banków w tej sprawie. Banki przedstawiły ją w końcu maja. W myśl tej propozycji banki zdecydowały się m.in. współfinansować zaproponowany przez przedstawicieli władz Fundusz Wsparcia Restrukturyzacji Kredytów Hipotecznych. Zadeklarowały zasilenie tego funduszu kwotą w łącznej wysokości 125 mln zł.
Zdecydowały również o stworzeniu wewnętrznych bankowych funduszy stabilizacyjnych skierowanych wyłącznie do kredytobiorców posiadających kredyt we frankach szwajcarskich. Zapowiedziały przeznaczenie na to rozwiązanie łącznie od 300 do 600 mln zł. W ramach tych funduszy system dopłat byłby dostępny po przekroczeniu określonego poziomu granicznego kursu szwajcarskiej waluty. Poziom ten banki będą ustalały samodzielnie.
Prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz poinformował, że w ciągu 10 lat suma dopłat banków z tytułu funduszów stabilizacyjnych wynieść może 3,5 mld zł. Zgodnie z podpisaną przez banki deklaracją dopłata do kredytów we franku szwajcarskim będzie realizowana, gdy kurs franka szwajcarskiego przekroczy poziom 5 zł, a sama wysokość dopłaty nie przekroczy 33 gr na 1 franka szwajcarskiego.
Andrzej Duda podczas kampanii prezydenckiej deklarował, że uważa, że należy przewalutować kredyty we frankach, tak, aby były spłacane po kursie z dnia ich zaciągnięcia.
PAP
_ _ _ _ _
Jak podała agencja informacyjna Newseria, w zeszłym roku, jak podaje Eurostat, polskie gospodarstwa domowe miały w sumie 350 mld zł kredytów hipotecznych. To ponad cztery razy więcej niż w połowie poprzedniej dekady.
Takie zadłużenie w relacji do PKB jest o połowę niższe niż europejska przeciętna. W sumach bezwzględnych wypadamy jeszcze oszczędniej, bo daje to na głowę mieszkańca 2,3 tys. euro, podczas gdy przeciętny Duńczyk zadłużony jest z tytułu hipoteki na przeszło 50 tys. euro.