Brytyjczycy nasyceni Polakami
Przerażeni napływem imigrantów Brytyjczycy i Irlandczycy postanowili zamknąć rynki pracy dla Bułgarów i Rumunów - piszą europejskie gazety po decyzji Londynu i Dublina. W ocenie brytyjskich mediów, rząd Tony'ego Blaira uległ naciskom "histerycznej" części społeczeństwa.
Nie milkną komentarze po decyzji Wielkiej Brytanii i Irlandii, które jako pierwsze w UE ogłosiły, że nie otworzą swoich rynków pracy dla Bułgarów i Rumunów.
Za dużo ich
Szwajcarski "Der Bund", w artykule "Nasyceni Polakami", tłumaczy krok Londynu i Dublina skomplikowaną sytuacją w tych krajach po poprzednim rozszerzeniu UE. Napływ imigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej przeszedł najśmielsze oczekiwania. Szczególnie odczuli to Brytyjczycy. Podczas gdy od 2004 r. w Irlandii stopa bezrobocia pozostała na niezmienionym poziomie, w Wielkiej Brytanii osiągnęła ona pułap najwyższy od 6 lat. Brak wprawdzie bezpośredniego związku tej tendencji z napływem emigrantów, ale jest faktem, że niewykwalifikowani pracownicy brytyjscy są zastępowani tańszymi siłami roboczymi ze Wschodu. W niektórych regionach nadmiernie zwiększyło się zapotrzebowanie na pomoc socjalną i szpitalną.
Holenderski "NRC Handelsblad" przypomina, że Brytyjczycy otworzyli swój rynek pracy w 2004 r., zakładając napływ pracowników z tego regionu na poziomie 13 tys. W rzeczywistości okazało się, że napływ siły roboczej osiągnął poziom 600 tys. osób. Gazeta zwraca jednak uwagę, że większość Brytyjczyków jest mimo wszystko zadowolona z imigracji zarobkowej. Podczas debaty w parlamencie, jeden z sekretarzy stanu otrzymał gromkie brawa za wypowiedź o pozytywnych skutkach napływu Polaków dla gospodarki kraju.
Pomimo tego istnieje też przekonanie, iż rynek pracy powoli się nasyca. Wzrosły ceny wynajmu mieszkań, a służba zdrowia staje się coraz bardziej niewydolna. Wśród niektórych grup społecznych rośnie także poczucie zagrożenia, że organizacje przestępcze z Rumunii i Bułgarii dzięki imigracji, będą mogły przenieść swoją działalność na brytyjski grunt.
Czy Tony Blair stchórzył?
Komentarze w brytyjskiej prasie podkreślają odwrót rządu Tony'ego Blaira od polityki otwartych drzwi dla obywateli nowych państw członkowskich. Ma to być odpowiedź na raporty o rosnących negatywnych i "histerycznych" reakcja społecznych na napływ cudzoziemców do W. Brytanii, które nie do końca znajdują potwierdzenie w faktach.
"Financial Times" zwraca uwagę, że po raz pierwszy W. Brytania powzięła decyzję o restrykcjach w oparciu o narodowość zainteresowanych osób. "Independent" uważa, że obecna decyzja może być interpretowana, jako brak akceptacji dla Bułgarów i Rumunów, w sytuacji, gdy Polacy czy Litwini są akceptowani. Decyzja Johna Reida, ministra spraw wewnętrznych to próbą naprawienia sytuacji sprzed dwóch lat, kiedy to realny napływ pracowników z nowych państw UE bardzo szybko i wielokrotnie przewyższył szacunki rządu.
Zdaniem "Independent", choć szef Home Office argumentując decyzję, odwołuje się do potrzeb brytyjskiego rynku pracy, to w warunkach gospodarki rynkowej właśnie sam rynek powinien decydować o własnych potrzebach, a rząd nie powinien na to wpływać.
R. Rudd (prezes stowarzyszenia Business for New Europe) twierdzi, iż analizy związków zawodowych TUC i dane statystyczne dotyczące wpływu zatrudnienia obywateli państw nowej "8" na gospodarkę brytyjską i system świadczeń społecznych wcale nie potwierdzają zasadności zamknięcia rynku dla Bułgarów i Rumunów. Ponadto taka decyzja jest generalnie sprzeczna z dotychczasowym stanowiskiem rządu popierającego pełną realizację idei jednolitego rynku i liberalizacji gospodarki.
Nieszczęśliwe decyzje
A co na to sami zainteresowani? Calin Popescu-Tariceanu, premier Rumunii, określił decyzje podjęte przez rządy W. Brytanii i Irlandii po prostu jako "nieszczęśliwe".