Budżet mało realnych wskaźników

Plan budżetowy na 2012 r. jest konstruowany przedwcześnie. W rezultacie część założeń makroekonomicznych - jak np. wskaźnik inflacji - jest mało realistyczna - uważa Andrzej Kaźmierczak, członek Rady Polityki Pieniężnej.

Plan budżetowy na 2012 r. jest konstruowany przedwcześnie. W rezultacie część założeń makroekonomicznych - jak np. wskaźnik inflacji - jest mało realistyczna - uważa Andrzej Kaźmierczak, członek Rady Polityki Pieniężnej.

Jego zdaniem istnieje sprzeczność m.in. w tym, że zakładając spadek inflacji w 2012 roku, rząd jednocześnie oczekuje wzrostu stóp procentowych NBP.

"Po pierwsze - zakłada się bardzo ambitny wzrost PKB na przyszły rok, w tempie 4 proc. PKB przy 3-procentowej realizacji w tym roku. Tymczasem w przyszłym roku spadnie wartość środków unijnych napływających do Polski, co było dotąd kluczowym czynnikiem wzrostu gospodarczego w naszym kraju. W tej sytuacji wzrost w 2012 r. na poziomie 4 proc. PKB jest założeniem mocno wyśrubowanym" - napisał Kaźmierczak w komentarzu dla "Naszego Dziennika".

Reklama

"Po drugie - na 2012 r. zakłada się spadek stopy bezrobocia z planowanych na koniec tego roku 10,9 proc. do 10 procent. Jest to założenie mało realistyczne" - napisano w komentarzu.

"Po trzecie - przyjmuje się, że wskaźnik inflacji konsumpcyjnej spadnie w 2012 r. do 2,8 proc. przy 3,5-procentowym średniorocznym poziomie w bieżącym roku. To jest możliwe, ale bardzo trudne i mało realne. Przypomnę, że inflacja w marcu sięgnęła 4,3 procent. Jest też pewna sprzeczność w tym, że wraz ze spadkiem inflacji zakłada się wzrost stóp procentowych NBP, a przecież jest niemożliwe, aby Rada Polityki Pieniężnej podnosiła stopy przy malejącej inflacji" - napisano.

Zdaniem Kaźmierczaka zastanawiające jest też planowanie wysokich wpłat z zysku NBP przy założeniu, że złoty umocni się w tym roku do 3,87 za euro i 3,69 w roku przyszłym.

"Teoretycznie jest to możliwe, ale należy pamiętać, że głównym składnikiem zysku NBP są tzw. dodatnie różnice kursowe, które powstają, gdy złoty się osłabia, a nie wzmacnia. Rząd liczy zapewne na inne elementy zysku, jak przychody z oprocentowania rezerw walutowych na kontach zagranicznych. Ale np. w tym roku wzrostowi rezerw walutowych towarzyszył spadek przychodów z tych rezerw" - napisano.

"Inne mało realistyczne założenie dotyczy tzw. wzrostu cen wyznaczanych przez producentów. Założenie, że wzrost ten wyniesie 4,4 proc. w 2011 r. i 2,3 proc. w 2012, jest nazbyt optymistyczne, skoro teraz wzrost cen wynosi ponad 9 procent" - napisano.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »