Bunt stanów przeciw Donaldowi Trumpowi. Poszło o cła i nadzwyczajne prawo
Dwanaście amerykańskich stanów pozywa administrację Donalda Trumpa, domagając się zablokowania ceł, które - ich zdaniem - zostały wprowadzone z naruszeniem prawa. Jak podaje Reuters, stawka jest wysoka: setki miliardów dolarów i los wielu amerykańskich firm oraz rodzin. "Przeciętna rodzina w Oregonie zapłaci przez te cła o 3 800 dolarów więcej rocznie" - wskazał prokurator generalny Oregonu Dan Rayfield.
Donald Trump od początku swojej prezydentury forsował politykę protekcjonizmu handlowego, zapowiadając odbudowę przemysłu i wyrównanie niekorzystnego - jego zdaniem - bilansu handlowego USA. Na sztandarach znalazły się hasła walki z "nieuczciwymi praktykami" Chin, Meksyku i Kanady. W praktyce oznaczało to falę ceł - najpierw sektorowych, a później ogólnych, które miały zdyscyplinować partnerów handlowych i zmusić ich do ustępstw. Donald Trump, powołując się na ustawę o nadzwyczajnych uprawnieniach ekonomicznych (IEEPA), ogłosił stan wyjątkowy, by wprowadzić nowe cła bez zgody Kongresu. To właśnie ta decyzja stanowi teraz oś sporu sądowego.
Jak relacjonuje Reuters, prokuratorzy generalni 12 stanów, w tym Nowego Jorku, Illinois i Oregonu, złożyli w federalnym sądzie w Nowym Jorku pozew, w którym oskarżają Donalda Trumpa o przekroczenie konstytucyjnych uprawnień. Chodzi o tzw. "Liberation Day tariffs", powszechne cła nałożone na wszystkie kraje, które mają dodatni bilans handlowy z USA.
Poszczególne stany wskazują, że skutki gospodarcze nie dotyczą tylko państw handlujących z USA, ale także negatywnie odbijają się na wewnętrznym rynku. W opinii skarżących prezydent użył ustawy IEEPA w sposób niezgodny z jej celem, gdyż ustawa ta przewiduje, że można ją zastosować wyłącznie w sytuacjach "nietypowego i nadzwyczajnego" zagrożenia dla kraju.
Donalda Trump uznał wieloletni deficyt handlowy za takie właśnie zagrożenie. Pozywające go stany twierdzą jednak, że deficyt nie spełnia definicji "nagłego kryzysu", a ustawa w ogóle nie daje prezydentowi prawa do nakładania ceł.
Głos zabrał między innymi prokurator generalny Oregonu Dan Rayfield, który ocenił, że działania Donalda Trumpa uderzają bezpośrednio w amerykańskie gospodarstwa domowe. "Przeciętna rodzina w Oregonie zapłaci przez te cła o 3 800 dolarów więcej rocznie" - powiedział. Jednocześnie dodał, że prezydent USA ominął Kongres i opinię publiczną, a teraz próbuje uniknąć kontroli sądowej. "To klasyczne nadużycie władzy wykonawczej" - podsumował Dan Rayfield.
Rząd USA odpowiada i wskazuje, że to tylko spekulacje. Ruch ze strony 12 stanów nie pozostał niezauważony przez administrację obecnego prezydenta. Departament Sprawiedliwości USA domaga się oddalenia pozwu, argumentując, że przedstawione przez stany straty są "spekulatywne" i nie mają wystarczającego uzasadnienia prawnego. Rząd federalny podkreśla też, że tylko Kongres, nie sądy czy władze stanowe, może podważyć decyzję prezydenta o ogłoszeniu stanu nadzwyczajnego na mocy IEEPA.
Rzecznik Departamentu Sprawiedliwości otwarcie zapowiedział, że administracja będzie "zdecydowanie bronić działań prezydenta Trumpa mających na celu walkę z nieuczciwymi praktykami handlowymi".
Jak podaje Reuters, pozew dwunastu stanów to już siódmy przypadek, w którym działania celne Donalda Trumpa są zaskarżane w sądzie. Wcześniej podobne wnioski składały firmy, organizacje prawne, a nawet przedstawiciele rdzennych narodów, w tym członkowie plemienia Blackfeet. Osobny proces toczy się także w San Francisco z inicjatywy stanu Kalifornia.
Cła Trumpa - zwłaszcza te nakładane i wycofywane w krótkich odstępach czasu - doprowadziły do dużej niepewności na rynkach. Po wprowadzeniu ceł na Chiny, Meksyk i Kanadę prezydent ogłosił 10-procentową stawkę na cały import, z możliwością jej zwiększenia dla krajów o największym deficycie wobec USA. Po tygodniu część ceł zawieszono, a w maju obniżono stawki wobec Chin (które w międzyczasie sięgnęły 145 proc.), by kontynuować negocjacje handlowe.
Co zatem czeka nas dalej? Sprawą zajmuje się trzyosobowy skład sędziowski Sądu Handlu Międzynarodowego w Nowym Jorku. Ten sam skład rozpatrywał niedawno podobny pozew złożony przez pięć małych firm. Decyzje w obu sprawach mają zapaść w najbliższych tygodniach. Jeśli sąd przyzna rację stanom, może to otworzyć drogę do podważenia szerokich uprawnień prezydenta w zakresie polityki handlowej i to nie tylko Donalda Trumpa, ale - jak podkreśla Reuters w swojej ocenie - także jego następców.
Agata Jaroszewska