Ceny ropy jak na huśtawce. W tym roku znowu może być bardzo drogo
Ceny ropy na świecie spadały w poniedziałek rano po piątkowym wyraźnym ich wzroście. Rosyjskie przestrogi z końca ubiegłego tygodnia o zmniejszeniu dostaw tylko chwilowo wpłynęły na rynek. Ale w ciągu roku powrót do rekordowych cen nie jest wykluczony.
Ropa naftowa na światowych rynkach zdrożała w piątek po tym, jak Rosja ogłosiła zmniejszenie wydobycia. Ceny rosyjskiej ropy Brent wzrosły 10 lutego do 86,74 dolarów za baryłkę, a amerykańskiej WTI do 79,76 dolarów.
Ale efekty komunikatu Kremla nie utrzymały się długo: cena ropy zaczęła spadać już w poniedziałek rano. Cena baryłki wydobywanej w USA ropy WTI wynosiła o 10.37 polskiego czasu ok. 78,56 dolarów za baryłkę, zaś ropę Brent sprzedawano po kursie 85,24 dolarów za baryłkę.
Jak wskazują analitycy, głównym czynnikiem ciągnącym ceny ropy w dół jest utrzymująca się perspektywa spowolnienia gospodarczego. Ale zbyt niska podaż surowca może w ciągu roku podbić jej ceny do rekordowych poziomów z pierwszej połowy 2022 roku, czyli nawet ponad 100 dolarów za baryłkę.
W piątek 10 lutego Rosja ogłosiła, że zmniejszy dostawy ropy w marcu o 500 tys. baryłek dziennie. To odpowiedź na wejście w życie kolejnego pakietu sankcji na Federację Rosyjską. Chodzi o zakaz importu oleju napędowego i produktów naftowych z Rosji, obowiązujący od 5 lutego.
Od 5 lutego kraje UE nie mogą importować tych produktów. Z kolei transakcje między Rosją a innymi krajami, ubezpieczane przez podmioty z UE, objęte są ceną maksymalną.
- Rosja uważa, że mechanizm pułapów cenowych na rosyjską ropę i produkty ropopochodne jest ingerencją w warunki rynkowe i przedłużeniem destrukcyjnej polityki energetycznej Zachodu - komentował stanowisko Rosji wicepremier tego kraju, Aleksander Nowak.
Po piątkowym komunikacie Rosji o zmniejszeniu dostaw ropa zaczęła gwałtownie drożeć na światowych rynkach. Cena wydobywanej w Rosji ropy Brent doszła do poziomu 86,74 dolarów za baryłkę (wzrost o 2,65 proc.).
W piątek drożała też ropa West Texas Intermediate: w ciągu baryłka kosztowała nawet 80,18 dolarów.
Ceny w piątek podbił dodatkowo fakt, że sojusz krajów wydobywających ropę OPEC+, którego Rosja jest kluczowym członkiem, zasygnalizował po komunikacie Kremla, że nie będzie zwiększał wydobycia. To oznaczałoby, że podaż surowca może nie być wystarczająca.
Ale reakcja rynku po słowach Nowaka była dość krótkotrwała. W poniedziałek rano ceny zarówno ropy Brent, jaki i WTI spadały o ok. 0,9 procent.
Jak wskazują analitycy banku ING, to efekt tego, że reakcja Rosji, czyli zmniejszenie podaży, była łatwa do przewidzenia przez rynek.
"Nadal część rynku uważa, że Rosja wykorzystuje politykę energetyczną jako broń w walce politycznej, ale my uważamy, że bardziej prawdopodobne jest, że Rosji po prostu trudno znaleźć nabywców na swoją ropę, zwłaszcza po wejściu w życie unijnego embarga. Zapowiedź redukcji te nie zmienia naszego spojrzenia na rynek ropy: już wcześniej zakładaliśmy, że Rosja będzie musiała ograniczyć podaż w wyniku unijnego zakazu na olej napędowy i produkty naftowe" - wskazali w komentarzu.
Spadki mogą być jednak krótkotrwałe. Analitycy banku inwestycyjnego Saxo Bank przewidują wzrost cen ropy Brent do poziomu 90 dolarów za baryłkę już w drugim kwartale roku.
Z kolei źródła w OPEC, z którymi rozmawiali dziennikarze agencji prasowej Reuters, wskazują, że ropa może w 2023 roku osiągnąć pułap nawet ponad 100 dolarów za baryłkę. Byłby to powrót do cen notowanych od lutego do sierpnia poprzedniego roku.
Taki scenariusz jest możliwy, jeśli nastąpi ożywienie w chińskiej gospodarce, a podaż surowca nie będzie wzrastać, uważają przedstawiciele OPEC. I właśnie takiego rozwoju wydarzeń się spodziewają. Jak wskazał w niedzielę sekretarz generalny organizacji, Haitham Al Ghais, popyt na ropę wróci w 2023 roku do do poziomów sprzed pandemii.
W tym roku popyt na ropę wyniesie 102 mln baryłek ropy dziennie, a do 2025 roku wzrośnie do 110 mln baryłek dziennie - podał w niedzielę Al Gais.
Ceny w ryzach może jednak utrzymać spowolnienie gospodarcze albo wolniejszy od oczekiwanego wzrost. To dlatego, że spowolniona gospodarka oznacza mniejszy popyt na ropę.
Zdaniem analityków ING, taki scenariusz jest zaś możliwy np. w wypadku wyższych od oczekiwanych podwyżek stóp w USA. Wyższe stopy procentowe oznaczają bowiem wyższe koszty dolara, a więc droższe inwestycje.
Rynek ropy z uwagą będzie więc czekał na środowe dane o inflacji z największej gospodarki świata - Stanów Zjednoczonych. To, jak wysoka (lub niska) okaże się amerykańska inflacja może wpłynąć na dalszą ścieżkę polityki pieniężnej amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Póki co Fed wskazuje, że nadal istnieje przestrzeń do zacieśniania polityki i wyższych stóp - a więc podwyższania kosztów pieniądza.
Martyna Maciuch