Ciężkie dostosowania

Nowy minister finansów Polski Jarosław Bauc o swoich oczekiwaniach wobec Unii Europejskiej i ciężkim zadaniu stabilizacji polskiej gospodarki w wywiadzie dla niemieckiego tygodnika gospodarczego Wirtschaftswoche.

Nowy minister finansów Polski Jarosław Bauc o swoich oczekiwaniach wobec Unii Europejskiej i ciężkim zadaniu stabilizacji polskiej gospodarki w wywiadzie dla niemieckiego tygodnika gospodarczego Wirtschaftswoche.

- Panie ministrze, wkrótce przedstawi pan swój pierwszy budżet. Od niego zależeć będzie, czy Polska wejdzie ponownie na drogę stabilizacji, wiodącą ku Unii Europejskiej. Czy liczy pan na powodzenie?

- Rząd już zaaprobował mój projekt budżetu. Ufam, że znajdzie on również akceptację parlamentu.

- Polityka pana poprzednika Leszka Balcerowicza napotykała na tak silny opór, że w końcu wraz ze swoją partią, Unią Wolności, opuścił koalicję. Sprzeciw pochodził z pana partii, AWS. Skąd to przekonanie, że panu będzie łatwiej niż jemu ten kurs realizować.

Reklama

- Obecnie mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją. Tworzymy rząd mniejszościowy. Z politycznego punktu widzenia trudno byłoby sobie wyobrazić, aby w takiej sytuacji ktokolwiek z AWS głosował przeciwko projektowi budżetu własnego rządu. Aby ten budżet został przyjęty przez parlament, potrzebujemy oczywiście również głosów naszych byłych partnerów koalicyjnych, Unii Wolności. Jednak dla nich moja propozycja powinna być do zaakceptowania, albowiem uwzględnia kurs makroekonomiczny, który zawsze reprezentował Balcerowicz.

- Nie obawia się pan, że na rok przed wyborami parlamentarnymi budżet oszczędnościowy zostanie przez posłów odrzucony?

- Dzięki naszej konstytucji jestem w szczęśliwej sytuacji. Parlament nie może dokonywać zmian w projekcie, może go co najwyżej w całości odrzucić. A jeśli tak się stanie, to projekt ten będzie automatycznie obowiązywać jako prowizorium w następnym roku, a to oznacza zapewnienie bezpieczeństwa również w roku 2001.

- Prezes Narodowego Banku Polskiego Hanna Gronkiewicz-Walz twierdzi, że zaplanowane w budżecie wydatki są jednak za duże.

- Te zarzuty mają krótkie nogi, bo nasz budżet jest naprawdę restrykcyjny. Co prawda, musimy jeszcze przeanalizować niektóre tzw. efekty jednorazowe - wyższa inflacja pociąga za sobą wyższe wypłaty emerytalne, a lekka deprecjacja złotego oznacza większe wydatki na obsługę odsetek. Jeśli mówimy tylko o roku 2001, widoczne jest, że uszczuplenie wydatków nie jest szczególnie duże. Jednak perspektywa średnioterminowa sprawia, że nasz budżet mieści się dokładnie w planie konsolidacji.

- Czy jednak mimo przyszłorocznych wyborów uda się Polsce utrzymać kurs na stabilizację?

- Niektórzy politycy oczywiście domagają się, aby wydawać więcej pieniędzy na rozwój infrastruktury i restrukturyzację sektora rolnego. W końcu deficyt na poziomie 2,5 procent to wynik umiarkowany. Jednak wyższe wydatki publiczne miałyby destrukcyjny wpływ.

Po wejściu Polski do Unii Europejskiej do kraju będą napływać każdego roku transfery w wysokości około dwóch procent produktu krajowego brutto. Polska pilnie potrzebuje tych pieniędzy. W skali makroekonomicznej oddziaływują one dokładnie tak samo jak wyższe wydatki publiczne. Dlatego musimy - przygotowujemy się do tego - dokonać stosownych zmian w strukturze naszego budżetu.

- Co to konkretnie oznacza?

- Jeśli wszystko dobrze się ułoży, w roku 2002 będziemy mieli zrównoważony budżet, a w 2003 nawet niewielką nadwyżkę budżetową. W końcu potrzebujemy również pieniędzy na współfinansowanie programów unijnych.

- Jaką datą przystąpienia Polski do Unii Europejskiej kieruje się pan w swych roważaniach?

- 1 stycznia 2003 roku.

- To jest oficjalne polskie stanowisko, ale czy realistyczne?

- Unia Europejska zawsze powtarza, że w końcu 2002 roku chce dokończyć reformę swych instytucji. Po drugie, przyjęcie Agendy 2000 stwarza możliwość przyjęcia nowych krajów. Po trzecie, w końcu 2002 roku Polska będzie gotowa do wstąpienia do Unii. Jest więc logiczne, że w 2003 roku wstąpimy.

- Teoretycznie tak, jednak do tej pory żaden polityk z krajów Unii Europejskiej oficjalnie nie podał żadnego terminu.

- Tego właśnie oczekujemy od szczytu Unii Europejskiej, który w grudniu odbędzie się w Nicei. Wychodzimy z założenia, że krajom kandydującym powinien być przedstawiony klarowny terminarz. Dla nas to niezwykle ważne. Jesteśmy w trakcie bardzo trudnego procesu dostosowawczego i nie jest nam wszystko jedno, czy dotrzemy do celu rok wcześniej czy rok później.

- A co się stanie, jeżeli w Nicei data poszerzenia Unii zostanie określona na rok 2005.

- To byłoby dla Polski wielkie rozczarowanie. Również data 2004 byłaby dla społeczeństwa rozczarowaniem.

- Zwlekanie Unii Europejskiej jest politycznie uzasadnione, weźmy na przykład obawy, że po przystąpieniu Polski duża liczba Polaków ruszy na Zachód, w szczególności do Niemiec, w poszukiwaniu pracy.

- Te obawy nie mają realnych podstaw. Już od lat nie obserwujemy odpływu ludności ze słabiej rozwiniętych strukturalnie wschodnich regionów Polski do regionów o wyższym poziomie rozwoju. Dlaczego ludzie ci mieliby nagle wyruszyć za granicę, skoro są tak mało mobilni w granicach własnego kraju? Po drugie, dane statystyczne pokazują, że wielu Polaków, którzy przed laty wyjechali z kraju na Zachód, obecnie wraca do domu. Jeżeli sytuacja ekonomiczna w Polsce w dalszym ciągu będzie się polepszać, to ruch w tym kierunku jeszcze bardziej będzie przybierać na sile. Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej spodowuje więc raczej wzrost powrotów niż wyjazdów.

- Drugim powodem wielkich obaw jest polskie rolnictwo. Mówi się, że kompletnie poprzewraca cały unijny budżet rolny.

- Również i ten problem jest całkowicie wyolbrzymiany. Dużą część polskich gospodarstw rolnych stanowią małe gospodarstwa. One nie będą konkurentami na wspólnym unijnym rynku. To raczej my powinniśmy obawiać się konkurentów z Unii Europejskiej, którzy już całkowicie wycisnęli nas na przykład z rynku rosyjskiego.

- Czy szóstka kandydatów powinna być przyjęta do Unii Europejskiej razem, czy pojedynczo - zależnie od postępów w dostosowaniach?

- Chcemy wstąpić do Unii w 2003 roku. Z Czechami, Węgrami i Słowacją mamy powiązania gospodarcze, umowy o współpracy i wolnym handlu. Rzeczy bardzo by się skomplikowały, gdybyśmy znaleźli się w Unii, a Węgry nie.

- Największym partnerem gospodarczym Polski w UE w sposób naturalny będą Niemcy. Czy jest pan zadowolny ze stosunków ze swych sąsiadem?

- Na początku nasze stosunki gospodarcze rozwijały się nieco w spowolnionym tempie, ponieważ Republika Federalna była zajęta rozwojem swoich nowych wschodnich landów. Z czasem jednak dorobiliśmy się silnej i stabilnej współpracy. Niemcy są największym inwestorem zagraniczym w Polsce. To, czego moglibyśmy sobie jednak życzyć, to większego poparcia ze strony waszych polityków dla naszych unijnych ambicji.

Rozmawiał WALTER OSZTOVICS/Wiedeń

Prawo i Gospodarka
Dowiedz się więcej na temat: dostosowanie | wydatki | ciężka | nowy minister finansów | budżet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »