Czy Niemcy przeżyją bez rosyjskiego gazu?

Na ostatnich wynikach niemieckiego sektora przemysłowego zaważyły ​​pogarszające się warunki podażowe i spadek popytu w związku z wojną na Ukrainie. Na tym tle można zrozumieć, dlaczego rząd uważa, że embargo na rosyjską energię wtrąciłoby niemiecką gospodarkę w recesję.

Niemcy są mocno krytykowane za niedostarczanie Ukrainie ciężkiej broni do walki z agresorem, jak robią to inni członkowie NATO. Niechęć do dozbrajania Ukrainy kanclerz Scholz motywuje obawą przed konfliktem nuklearnym. Może to dziwić, gdy ma się w pamięci prowodyrską, niechlubną kartę, jaką zapisali w latach II wojny światowej, ale współcześni Niemcy panicznie boją się konfliktu zbrojnego w Europie. Mają to zaszczepione w genach. Z mlekiem matki wyssali wojenną traumę i za nic nie chcą dopuścić do jej powtórki.

Berlin preferuje wyposażanie Ukrainy za pośrednictwem krajów trzecich w sprzęt z czasów sowieckich, który Ukraińcy mogą natychmiast wykorzystać, bo znają go z ćwiczeń. Niemcy tylko wykładają pieniądze, umywając ręce od bezpośredniej pomocy. W niemieckiej opinii publicznej brakuje przekonania, że ta wojna to "nasza" wojna, że Ukraina bije się również za Niemców i wyznawane przez nich wartości poszanowania praw i godności osoby ludzkiej.

Reklama

Berlin płaci za ścisłą współpracę z Rosją

Olaf Scholz objął urząd kanclerza zaledwie dwa miesiące przed wybuchem wojny na Ukrainie. Po swoich poprzednikach odziedziczył wątpliwą spuściznę. Strategiczne wybory dokonywane za rządów Schrödera i Merkel doprowadziły do silnego uzależnienia od Rosji. Pospieszne wyjście z energetyki jądrowej bez istnienia dostatecznego potencjału alternatywnych źródeł energii, masowy import węgla, gazu i ropy oraz polityczne wsparcie dla budowy gazociągu NordStream 2 - te brzemienne w skutki decyzje mocno komplikują dziś podejmowanie decyzji w Berlinie. To z tego powodu rząd federalny początkowo niechętnie podchodził do idei nadmiernie restrykcyjnych sankcji wobec Rosji, zanim zmienił zdanie i wszedł zarówno na ścieżkę sankcji, jak i dostaw broni, a nawet wieloletniego wzrostu wydatków na obronę. Zmiany zaczną się od Bundeswehry i planu odrestaurowania zaniedbanych inwestycji wojskowych, za których stan od lat upominali Niemców ich partnerzy z NATO na czele z USA.

To tzw. Zeitenwende (z niem. przełom epok), zapowiedziane w głośnym przemówieniu Scholza w Bundestagu, nie kończy się jednak na armii. Berlin płaci cenę za politykę priorytetowego traktowania relacji z Moskwą kosztem stosunków z bezpośrednimi sąsiadami. W ciągu ostatnich 20 lat kariery w polityce i biznesie robiło się dzięki ścisłej współpracy z Rosją. Angela Merkel lekkomyślnie kontynuowała sojusz ekonomiczny z Władimirem Putinem ponad głowami państw środkowoeuropejskich. Dziś widzimy, jak wielki był to błąd. Niemcy uzależniły się od rosyjskich źródeł energii do tego stopnia, że w razie wojny czy odcięcia ich dopływu są bezradne, bo nie zbudowały alternatywnych połączeń. Poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa, przed którym stoją Niemcy, wymaga, by stanąć w prawdzie, uznać stare błędy i obmyślić, jak im zaradzić, nie szkodząc gospodarce. Wstrząsy geopolityczne postawiły też pod znakiem zapytania model dobrobytu wiodącej potęgi gospodarczej Europy, oparty na eksporcie.

Wśród gospodarstw domowych istnieje jaskrawa niejednomyślność co do zgody na nałożenie embarga energetycznego na Rosję: 49 proc. obywateli jest gotowych zmniejszyć zużycie energii, podczas gdy 44 proc. jest przeciw, według sondażu przeprowadzonego na zlecenie tygodnika "Der Spiegel". Warto jednak rozgraniczyć między ciężarem gatunkowym konsekwencji odcięcia węgla, ropy i gazu. Embargo na węgiel byłoby najznośniejsze, ponieważ i tak w krótkim okresie oczekiwano znacznej redukcji jego zużycia. W przypadku ropy sytuacja jest bardziej złożona, ale możliwa do opanowania, ponieważ istnieją alternatywne źródła dostaw. Minister gospodarki, Robert Habeck, udał się ostatnio do Norwegii i Kataru, aby naocznie zbadać możliwości w tym zakresie. Habeck zamierza w ogóle obejść się bez Rosji w zakresie ropy. Aby zmniejszyć do zera zależność, która w ciągu kilku tygodni spadła z 35 proc. do 12 proc., chce przejąć drogą nacjonalizacji dużą rafinerię zarządzaną przez rosyjskiego giganta Rosneft.

Niemcy nie zadbały o dywersyfikację źródeł gazu

W przypadku gazu sytuacja jest bardziej delikatna. Gazprom jest wiodącym dostawcą błękitnego paliwa do Niemiec - ponad 50 proc. gazu zużywanego w Niemczech pochodzi z Rosji. Niemcy nie zadbały, jak zrobiła to Polska, o dywersyfikację źródeł gazu. Mogą nam tylko pozazdrościć czynnego od 2015 r. terminala w Świnoujściu i bliskiego inauguracji gazociągu Baltic Pipe z Norwegii. Budowa omijającego Polskę gazociągu NordStream 2 budziła w naszym kraju najgorsze obawy, uzasadnione skojarzeniami z historycznie wrogimi nam konszachtami Berlina i Moskwy. Nic więc dziwnego, że Warszawa przygotowała się na najgorsze. Tymczasem Berlin kurczowo trzymał się sojuszu gazowego z Moskwą, dopuszczając do skokowego wzrostu udziału rosyjskiego gazu w swoim bukiecie energetycznym.

W 2022 r. Niemcy nadal nie mają terminala dostaw LNG. Poprzedni rząd już cztery lata temu mówił o budowie dwóch terminali na Morzu Północnym, które mogłyby transportować amerykański gaz i wodór potrzebny do dekarbonizacji niemieckiej gospodarki. Latem 2020 r. ówczesny minister finansów, a obecny kanclerz, Olaf Scholz, obiecał swojemu amerykańskiemu odpowiednikowi miliardową inwestycję, pod warunkiem zwolnienia z sankcji gospodarczych za NordStream2. Tylko że prace się ślimaczyły. Dopiero wybuch wojny w Ukrainie nadał temu przedsięwzięciu nowy impuls. Pierwsze pozwolenie na budowę już jest - u ujścia Łaby w mieście Stade, a drugie będzie w Wilhelmshaven. Oddanie do użytku nastąpi jednak w najlepszym razie po 2024 r.

Minister Habeck musi poradzić sobie z sytuacją kryzysową. Na razie utworzył rezerwę strategiczną, złożoną z trzech pływających terminali o pojemności od 9 do 10 mld m3, czyli ok. 10 proc. rocznego zużycia Niemiec. Pierwsze dwa, w Brunsbüttel i Wilhelmshaven, mają wejść do służby na początku 2023 r. Te pływające zbiorniki mogą pomóc złagodzić konsekwencje możliwego wstrzymania dostaw rosyjskich. Gdyby jednak dostawy rosyjskiego gazu zostały całkowicie przerwane, to Niemcy nadal miałyby problem.

W samym rządzie jest tarcie na tle rosyjskiego gazu: minister obrony Christine Lambrecht wezwała do europejskiej debaty na temat jego importu wbrew kanclerzowi Scholzowi i ministrowi Habeckowi. Na pytanie, ile kosztowałoby zablokowanie rosyjskiego gazu, najgorsze prognozy odpowiadają: -6 proc. PKB, ale rynkowy konsensus ogranicza stratę do -3 proc. PKB, z komentarzem, że wpływ embarga byłby z pewnością znaczący i długotrwały, ale też ogólnie znośny. Porównując to z szokiem wywołanym przez pandemię, tę nową recesję można by przezwyciężyć za pomocą ukierunkowanych środków makroekonomicznych oraz krajowych i europejskich mechanizmów solidarności. Ministerstwo Gospodarki uważa, że aby Niemcy mogły się obejść bez rosyjskiego gazu, trzeba będzie poczekać przynajmniej do lata 2024 roku. A na to nie ma czasu, bo wobec kwestionowania ładu międzynarodowego, a przede wszystkim mordów popełnianych na ludności cywilnej, nie ma miejsca na kompromis z Moskwą. A już na pewno nie możemy pozostawić decyzji o eskalacji w rękach szaleńca, jakim okazał się Putin.

Można by rzec "Moralność, głupcze!", odwracając słynne hasło ("Gospodarka, głupcze!") pierwszej kampanii wyborczej Billa Clintona. Pytanie, co dalej z kontrowersyjnym gazociągiem NordStream 2, wciąż czeka na wiążącą odpowiedź. Czy Niemcy są gotowe definitywnie zejść z drogi zależności od Rosji, z drogi głupca, która tak boleśnie zawiodła?

Grażyna Śleszyńska, analizuje zjawiska makroekonomiczne i polityczne. Współtworzyła Forum Ekonomiczne w Krynicy

(śródtytuły od redakcji)

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Zobacz również:

Obserwator Finansowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »