Dwucyfrowa inflacja - kiedy możemy się jej spodziewać?
W październiku inflacja w Polsce wyniosła blisko 7 proc. i była największa od ponad 20 lat. W listopadzie było to już 7,7 proc. Inflacja w dużej mierze jest napędzana drastycznym, wielowątkowym wzrostem kosztów wytwarzania - ocenia Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej.
Zazwyczaj mówi się tu o surowcach - zwłaszcza energetycznych, ale do tego dochodzą woda, gospodarka odpadami, ceny pracy, koszty dopasowania się do pandemii, nowe daniny, wyższe daniny już istniejące, wzrost powinności i wymogów formalnoprawnych przy prowadzeniu działalności gospodarczej. Ponadto część obserwatorów rynku wskazuje, że osłabiająca się złotówka może mieć wpływ na wzrost inflacji w Polsce.
- Obecnie inflacja pędzi do góry i bardzo trudno powiedzieć, kiedy to się skończy. Niedawne prognozy mówiły o tym, że na początku przyszłego roku otrzemy się o próg między 7,5-8 proc. i miał to być szczyt wzrostu inflacji. Mamy świadomość, że to nie jest jeszcze koniec, a dalszy wzrost inflacji jest jeszcze przed nami. Może się okazać, że sprawdzą się alarmistyczne prognozy i na początku pierwszego kwartału 2022 roku otrzemy się o 10-proc. inflację - powiedział serwisowi eNewsroom Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
- Jeżeli chodzi o ceny, to inflacja jest bardzo istotnie podbijana spadkiem kursu złotego. Proszę zauważyć, że obecny kurs jest absolutnie nieadekwatny do tego, co dzieje się w naszej gospodarce. Polska przeżywa wzrost gospodarczy - wyraźnie wyższy niż nasi główni partnerzy. W zeszłym roku sytuacja była podobna, z tym że mieliśmy znacznie płytszą recesję. Z tego powodu złoty powinien być 2-3 proc. mocniejszy niż rok temu, tymczasem kurs złotego do euro jest o kilka procent słabszy niż przed rokiem. Robi to gigantyczną różnicę w imporcie zaopatrzeniowym, ale także w imporcie, który jest nam potrzebny do życia. Polska to gospodarka otwarta, wyspecjalizowana w produkcji części dóbr - nasz eksport do PKB wynosi 50 proc., ale import osiąga podobne wartości. To właśnie dlatego drożyzna spędza nam wszystkim sen z powiek i szkodzi całej gospodarce - ocenia Soroczyński.