Evergrande grozi upadek. Czy chiński kryzys zatrzęsie światem?

Czy jeden z największych deweloperów na świecie może upaść? Świat finansów obawia się tego scenariusza i zastanawia się, czy nie grozi nam powtórka z 2007 roku.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Jedna z największych chińskich firm może być niewypłacalna. Deweloperski gigant Evergrande ma zobowiązania szacowane na około 305 mld dolarów i w ostatnim czasie informował inwestorów, że może nie być w stanie ich spłacać. Kurs akcji chińskiej firmy spadł od początku roku aż o 80 procent.

"Jestem przekonany, że dzięki wytężonej pracy nas wszystkich wyjdziemy z tej ciemności" - napisał do ponad 120 tys. swoich pracowników Xu Jiayin, prezes przedsiębiorstwa. List szybko przedrukowały chińskie państwowe media. Czy pokonanie tak dużego kryzysu firmie może się jednak udać? Rynki finansowe nie są przekonane i raczej spodziewają się szybkiego upadku przedsiębiorstwa. Pytanie, co będzie dalej. Pojawiają się obawy o efekt domina. Wszyscy mają bowiem w pamięci 2007 rok, gdy problemy amerykańskich banków Bear Stearns i Lehman Brothers szybko spowodowały gigantyczny, ogólnoświatowy kryzys, który objął całą światową gospodarkę i potrwał dobrych kilka lat.

Reklama

Chiński kolos na glinianych nogach

Czemu świat wstrzymuje oddech z powodu chińskiej firmy? Chociażby z powodu jej rozmiarów. Szacuje się, że pośrednio od Evergrande zależy nawet 3,8 mln miejsc pracy. W samych Chinach firma zarządza około 1,3 tys. projektów mieszkalnych w 230 miastach. Jednak jej działalność jest znacznie szersza - inwestuje w pojazdy elektryczne, zajmuje się sprzedażą żywności, wody, prowadzi parki rozrywki, a nawet ma swoją drużynę piłkarską.

To właśnie dla tej drużyny, czyli Guangzhou Evergrande, deweloper buduje największy stadion piłkarski świata. Przypominający kwiat lotosu budynek ma docelowo pomieścić nawet 100 tys. miłośników futbolu. Stadion może nigdy nie zostać ukończony, podobnie jak zresztą wiele budynków mieszkalnych, bo prace przy wielu projektach Evergrande stanęły.

Według listy magazynu "Fortune" założona w 1996 roku w Guangzhou spółka to dziś 122. największa firma świata. Upadek takiego kolosa byłby oczywiście dotkliwy dla Chin, czyli jednej z najważniejszych gospodarek świata. A ta gospodarka nieruchomościami stoi - szacuje się, że ten sektor odpowiada za nawet 28 proc. chińskiego PKB. Ta gałąź gospodarki rozwijała się w ostatnich latach dzięki tanim kredytom. I tu trudno nie widzieć podobieństwa z amerykańskim kryzysem z 2007 roku. Przed jego wybuchem również było bardzo dużo tanich kredytów i to właśnie zbyt szeroki do nich dostęp - według ekspertów - spowodował gigantyczne problemy dla światowej gospodarki.

Jednak nie tylko dlatego Zachód się boi. Obligacje Evergrande ma też sporo firm amerykańskich oraz europejskich - często o wartości setek milionów dolarów. Niewypłacalność firmy z Chin byłaby więc gigantycznym zagrożeniem i dla nich.

Kluczowe giełdy odczuły chińskie zagrożenie i kursy w poniedziałek spadały. Amerykańskie indeksy były w najgorszej kondycji od maja. Jednak już we wtorek nastąpiło pewne odbicie, również jeśli chodzi o niemiecki Dax.

W prasie można też przeczytać sporo opinii, które raczej tonują emocje. - Evergrande nie jest nowym Lehman Brothers i nie spowoduje takiej reakcji łańcuchowej, jak amerykański bank. Chiński rynek finansowy jest jednak ciągle w dużej mierze odizolowany od świata zachodniego - uważa Steffen Wurzel, korespondent niemieckiej stacji ARD w Szanghaju.

Wurzel w swoim tekście na portalu tagesschau de. podkreśla, że spółka jest przede wszystkim ważna dla rynku chińskiego. I jej upadek odczuliby przede wszystkim właśnie Chińczycy. Niemal na pewno wzrosłoby chociażby bezrobocie. Z drugiej strony, upadek budowlanego giganta obniżyłby ceny materiałów budowlanych, a te ostatnio na całym świecie są bardzo wysokie.

Co zrobi Pekin?

Świat finansowy zadaje sobie jednak pytanie, czy można jeszcze uniknąć katastrofy chińskiej firmy. Analitycy zastanawiają się przede wszystkim, czy i na ile pomóc może chiński rząd. Jedni argumentują, że Evergrande jest po prostu firmą zbyt dużą, by można było pozwolić jej upaść. Z drugiej strony analitycy S&P w specjalnym raporcie przewidują, że "nie będzie bezpośredniego wsparcia ze strony rządu Evergrande".

Tommy Wu, ekonomista z Uniwersytetu w Oksfordzie, powiedział w CNN, że może być jakaś forma "łagodnego wsparcia" dla firmy ze strony pekińskiego rządu. - Można sobie wyobrazić na przykład jakąś restrukturyzację, żeby zapewnić miękkie lądowanie dla pogrążonej w problemach firmy - prognozuje. - Niekontrolowane bankructwo jest faktycznie bardzo mało prawdopodobnym scenariuszem - uważa również Steffen Wurzel. I prognozuje raczej, że rząd w Pekinie może dać zielone światło na upadłość jakichś części wielkiego przedsiębiorstwa.

Światowe media od dawna zresztą donosiły, że chińskie władze z Xi Jinpingiem na czele, z niepokojem patrzyły na rosnące firmy deweloperskie. Nie brak więc prognoz, że władze Państwa Środka będą unikały szerszej interwencji i zostawią konglomerat Evergrande samemu sobie. Tak, aby był przestrogą dla innych firm przed pójściem taką drogą.

Mateusz Madejski, Redakcja Polska Deutsche Welle

Deutsche Welle
Dowiedz się więcej na temat: Evergrande Kanton | Chiny | deweloper
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »