Faktyczna wojna i domniemany pokój zmieniają ceny złota i ropy
Inwestorzy na rynkach surowcowych są bardzo wyczuleni na wszelkie sygnały o możliwym zakończeniu wojny w Ukrainie. Niepotwierdzone doniesienia o "konstruktywnym" przebiegu prowadzonych w Turcji negocjacji rosyjsko-ukraińskich przyczyniły się do znacznego spadku cen kruszców, a także ropy naftowej. Metale szlachetne i inne surowce zaczęły znów drożeć, kiedy okazało się, że faktyczny efekt rozmów jest nikły.
Złudzenia inwestorów rozwiewa wywiad Stanów Zjednoczonych, który jest zdania, że deklaracje Rosji o wycofywaniu wojsk z okolic Kijowa są dalekie od prawdy. Amerykańskie służby podejrzewają, że ze strony Moskwy jest to raczej gra na zwłokę prowadzona w celu przegrupowania sił i przygotowania kolejnej ofensywy.
Rynek przyzwyczaił się już do wojny za naszą wschodnią granicą, ale pozytywne informacje, a nawet plotki, są szybko dyskontowane. Tydzień temu za uncję złota płacono 1965 dolarów. We wtorek oceniono, że są szanse na zawieszenie broni i "żółty metal" kosztował mniej niż 1900 dolarów. Teraz jednak za uncję płaci się 1925 dolarów.
Podobnie było z ropą naftową. Baryłka brent w ciągu tygodnia pokonała na wykresach drogę od 123 dolarów do 100 dolarów, a następnie do 111 dolarów (teraz kosztuje 107). Baryłka WTI w tym samym czasie kosztowała kolejno: 115 dolarów, mniej niż 100 i 107 dolarów (teraz - 102).
Wpływ na spadek cen ropy miały też informacje o uwolnieniu rezerw surowca przez USA.
Za każdym razem, gdy rośnie nadzieja, że nastąpi deeskalacje działań wojennych w Ukrainie, poprawia się popyt na ryzykowne aktywna i jednocześnie dochodzi do cofnięcia cen na rynkach surowcowych. W takiej sytuacji złoto traci część swojej siły wynikającej z bycia “bezpieczną przystanią w trudnych czasach".
Analitycy Commerzbanku podkreślali na początku tego tygodnia, że jeszcze przed rozpoczęciem negocjacji rosyjsko-ukraińskich złoto było mniej kupowane i taniało. Liczono bowiem na sukces rozmów. Ci sami ekonomiści trafnie przewidzieli, że "jeśli negocjacje zakończą się niejednoznacznym wynikiem, to cena złota prawdopodobnie znów zacznie rosnąć".
Na niekorzyść strony popytowej na rynku złota działają także ostatnie wypowiedzi szefa Fed Jerome Powella, który zapowiada, że w razie potrzeby na najbliższych posiedzeniach stopy procentowe będą podwyższane o 50 punktów bazowych. Ekonomiści z TD Securities dostrzegają rosnące ryzyko, że Rezerwa Federalna sprawi rynkom jastrzębią niespodziankę, co może osłabić zainteresowanie złotem.
Analitycy z Heraeus Precious Metals sugerują jednak, że zaostrzenie polityki monetarnej w USA może być dla złota znacznie łagodniejsze niż to wszyscy zakładają. W przeszłości, gdy Rezerwa Federalna zaczynała podnosić stopy procentowe, "żółty metal" zazwyczaj zyskiwał na wartości w ciągu kolejnych 6 i 12 miesięcy. Począwszy od lat 80. ubiegłego wieku, po cyklach podwyżek stóp procentowych rozpoczynających się w 1986, 1999, 2004 i 2015 roku następował wzrost ceny złota, która przez pół roku zyskiwała 10-20 proc. Wyjątkiem był 1983 rok, kiedy cena spadła o ponad 11 proc. oraz rok 1994, kiedy cena obniżyła się o 3 proc.
Ostatnio analitycy Goldman Sachs podwyższyli prognozę ceny uncji złota w związku z niestabilnością geopolityczna i konfliktem na Ukrainie i przewidują, że w ciągu najbliższych trzech miesięcy osiągnie ona poziom 2500 dolarów.
Równie optymistyczny pozostaje Schroder Investment Management Australia. "Istnieje duże prawdopodobieństwo wystąpienia stagflacji, czyli niskiego wzrostu gospodarczego i wysokiej inflacji, a nawet prawdopodobieństwo, że znajdziemy się w sytuacji recesji z ujemnymi realnymi stopami procentowymi. Jest to bardzo korzystne tło makroekonomiczne dla złota. Mając do dyspozycji niewiele innych opcji dywersyfikacji portfela, uważamy, że złoto jest na dobrej drodze, by w nadchodzących latach stać się bezpieczną przystanią" - napisał James Luke, menedżer funduszu do spraw metali Schroder Investment Management Australia.
Jednak niektórzy analitycy mają dla kruszcu dużo gorsze prognozy. Kanadyjski Scotiabank przewiduje, że cena złota w tym roku może wynieść średnio 1850 dolarów za uncję i spaść do 1700 dolarów w 2023 roku. Z kolei eksperci holenderskiego banku ABN Amro uważają, że w 2022 roku średnia cena złota wyniesie 1500 dolarów, a rok później spadnie do 1300 dolarów.
Duży wpływ na ceny surowców nadal ma pandemia Covid-19, która już od dwóch lat jest kluczowym czynnikiem ryzyka. Także dlatego, że światowy przemysł boryka się z osłabionymi łańcuchami dostaw półfabrykatów. W tej chwili koronawirus daje o sobie znać w Chinach. W miniony weekend władze zdecydowały się na wprowadzenie lockdownu w Szanghaju, 26 milionowym mieście będącym kluczowym centrum finansowym kraju.
"Niektóre linie produkcyjne w chińskich fabrykach samochodów są zamknięte. Także w Unii Europejskiej, a zwłaszcza w Niemczech, produkcja motoryzacyjna ponownie jest ograniczana, ponieważ brakuje kluczowych komponentów, takich jak wiązki przewodów. Mniejsza produkcja prawdopodobnie spowoduje niższy popyt na pallad i platynę" - czytamy w raporcie Commerzbanku.
To nie przypadek, że oba wymienione metale - szlachetne, ale znajdujące zastosowanie w przemyśle - ostatnio bardzo potaniały. Za uncję palladu tydzień temu płacono 2550 dolarów, a teraz - 2267. Cena platyny w tym samym czasie spadła z 1035 do 986 dolarów.
Zdaniem ekspertów, duża zmienność cen obserwowana w ostatnich tygodniach na rynku ropy jest dowodem na to, jak wiele czynników wpływa w tej chwili na sytuację i jak trudne jest właściwe wycenienie przyszłej równowagi popytu i podaży.
Ceny ropy gwałtownie spadły po tym, jak Moskwa zapowiedziała zmniejszenie obecności wojskowej w pobliżu Kijowa. Potem przyszło rozczarowanie, że kolejna runda rozmów rosyjsko-ukraińskich nie doprowadziła do zawieszenia broni i ropa podrożała.
- Oczekuje się, że rosyjskie wydobycie spadnie z uwagi na presję sankcji wprowadzanych przez Zachód. Rynek ropy jeszcze przez jakiś czas będzie zacieśniany także dlatego, że produkcja w USA nie wzrośnie szybko, zwłaszcza po tym, jak administracja prezydenta Bidena będzie zwlekać ze sprzedażą praw do wierceń w Zatoce Meksykańskiej co najmniej do października 2023 roku - prognozuje Ed Moya, analityk firmy OANDA.
Kluczową kwestia pozostaje także polityka wydobycia OPEC+. Łączna produkcja deklarowana przez kraje kartelu nadal jest mniejsza niż przed początkiem pandemii, choć OPEC konsekwentnie zwiększa swój plan o 400 tysięcy baryłek dziennie wraz z początkiem każdego miesiąca. Jednak w ostatnim raporcie kartel przyznał, że niektórzy producenci nie wypełniają limitów dostaw. Możliwe, że grupa wydobywa o ponad milion baryłek dziennie mniej niż wynika z planu produkcyjnego.
Prognozy cen ropy w najbliższej przyszłości są zróżnicowane. Wiele zależy od tego, czy Unia Europejska wprowadzi embargo na surowiec importowany z Rosji. Wydaje się to bardzo mało prawdopodobne, gdyby jednak tak się stało, to Bank of America przewiduje, że cena baryłki mógłby sięgnąć 185 dolarów.
Doug King, od wielu lat handlujący surowcami, uważa, że ropa brent prawdopodobnie osiągnie w tym roku pułap 150 dolarów za baryłkę. Stanie się tak, gdyż szok podażowy spowodowany wojną w Ukrainie zbiegnie się w czasie ze wzrostem popytu ze strony ludzi, którzy znów chętnie podróżują w związku z cofnięciem się pandemii w większości regionów świata.
Jacek Brzeski