Felieton Gwiazdowskiego: PKP Energetyka jak Rafineria Gdańska
Mamy kolejną awanturę. Po prywatyzacji, czyli sprzedaży Aramco części udziałów w Rafinerii Gdańskiej (nie mylić ze spółką Grupa Lotos SA - jak to robi na przykład Donald Tusk - bo to nie to samo), mamy nacjonalizację, czyli odkupienie od amerykańskiego funduszu CVC Capital Partners akcji spółki PKP Energetyka SA, sprzedanych pod koniec rządów PO.
W skrócie awantura jest o to, że PiS odkupiło (ale za drogo i/lub niepotrzebnie) co PO sprzedała (ale za tanio i/lub niepotrzebnie).
Nie obyło się bez porównań do Rafinerii Gdańskiej. No bo jedni krzyczą, że PO w ogóle niepotrzebnie sprzedała PKP Energetyka, gdyż to infrastruktura krytyczna. To ci drudzy odkrzykują, że PiS właśnie sprzedało część innej infrastruktury krytycznej Aramco.
Dla przypomnienia: Prywatyzacja PKP Energetyka zaczęła się pod koniec 2014 r. Przeciwko wypowiadali się posłowie PiS i SLD oraz liderzy NSZZ "Solidarność", OPZZ i Forum Związków Zawodowych. Może dziś być niezręcznie Lewicy stać po stronie PO przeciwko PiS w tej akurat sprawie.
Jednak w 2015 roku (już po wygranej Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich) PKP SA i fundusz CVC Capital Partners, podpisały umowę sprzedaży akcji PKP Energetyka. Przychody z tej prywatyzacji miały "wesprzeć inwestycje PKP". Wartość spółki wyceniono na 1 mld 965 mln zł, ale cena została skorygowana o wartość jej długu netto, co dało cenę 1,4 mld zł.
PiS złożyło powiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przy tej prywatyzacji. Jednak w listopadzie 2015 roku prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w tej sprawie, stwierdzając w uzasadnieniu, że "osoby odpowiedzialne za proces prywatyzacji dochowały należytej staranności". Natomiast Najwyższa Izba Kontroli najpierw stwierdziła, że "interesy państwa w procesie prywatyzacji nie zostały w pełni zabezpieczone", a kilka miesięcy później, że proces ten "nie budzi zastrzeżeń z punktu widzenia legalności", ale "wybór inwestora finansowego w długim okresie czasu jest obarczony ryzykiem".
Ryzyko, jak widać, się nie zmaterializowało. Może dlatego, że go w ogóle nie było?
Mimo to, we wrześniu 2016 roku zarząd PKP SA (opanowany już przez PiS) złożył w sądzie pozew o stwierdzenie nieważności umów sprzedaży akcji PKP Energetyka. Minister Andrzej Adamczyk stwierdził wówczas, że "według zespołu, który analizował sprzedaż spółki, była ona niezgodna z prawem". Ciekawe, kto był członkiem tego "zespołu"? Na pewno jacyś wybitni specjaliści. Bo jak inaczej?
PO nie może się zdecydować, czy PiS w ogóle niepotrzebnie PKP Energetyka odkupiło, czy że odkupiło ją za drogo. Czytam, że PKP Cargo, którą kontroluje PiS (bo nie została bynajmniej sprywatyzowana, lecz sprzedano jedynie mniejszościowy pakiet jej akcji, by zjeść ciastko i mieć ciastko) jest dziś warta 1/10 tego, co w 2015 r. A PKP Energetyka, którą kupił i zarządzał prywatny fundusz, jest dziś warta ponad cztery razy tyle, ile w 2015 r. Komuś się chyba waluta pomyliła! Bo PiS odkupiło PKP Energetyka za 1,9 mld złotych, a nie dolarów czy euro. Więc nie cztery razy drożej, tylko 35 proc. drożej. Moim zdaniem to by było dziwnie tanio - przy inflacji ponad 20 proc. w tym czasie. No chyba, że chodzi o przejęcie 4 mld zł długu - bo przecież PKP Energetyka inwestycje finansowała długiem właśnie, a nie z kapitałów własnych. Ale w 2015 roku cena też była obniżona o dług. Nie ma w tym znowu nic nadzwyczajnego, bo dług zostaje u dłużnika, którym jest PKP Energetyka. Prezes PGE, która to spółka Skarbu Państwa została wydelegowana do kupienia akcji PKP Energetyka stwierdził, że "właściwie płacimy za inwestycję" i "kupujemy spółkę zmodernizowaną, po restrukturyzacji". Ano właśnie.
Ale tak, czy siak te 1,9 mld zł wydano całkiem niepotrzebnie. Jak na Damę z Łasiczką da Vinci, która sobie wisiała w polskim muzeum i nie można było jej wywieść. Tory kolejowe, po których jeżdżą lokomotywy PKP Energetyka leżą sobie w Polsce, słupy i druty służące do przesyłania prądu sobie w Polsce stoją i wiszą. Najlepszym dowodem na to, że akcje PKP Energetyka nie muszą być państwowe, jest bezpieczeństwo trakcji kolejowych i pewność dostaw prądu, które zdecydowanie się poprawiły w czasie, gdy akcje te były w rękach amerykańskich inwestorów z CVC zatrudniających fachowców. Rozprawianie o bezpieczeństwie energetycznym kraju w tym kontekście przez PiS to bzdura. Nie wiem tylko, czy wynika to z typowego dla internautów dotkniętych dekstrokardią (choroba polegająca na tym, że serce ma się po prawej stronie) wzmożenia narodowego, czy tych parę miejsc w Radzie Nadzorczej i Zarządzie PKP Energetyka się przed wyborami jeszcze przyda?
Wygadał się z tym cytowany już Minister Adamczyk, który na uroczystości z okazji powrotu akcji PKP Energetyka w polskie ręce podziękował za to, że "wraca ona w zarządzanie Skarbu Państwa".
O to, czy Skarb Państwa nie będzie zarządzał PKP Energetyka tak, jak zarządza PKP Cargo, nie będę nawet próbował się spierać. Bo niby dlaczego miałoby zarządzać lepiej? Doświadczenie od przejęcia Stadninie w Janowie pozwala przypuszczać, że będzie tak samo. Ale jest też wątek drugi. Dlaczego PKP Energetyka tak zyskała na wartości w porównaniu z czasami, gdy rządziła PO? Czyżby była wówczas kiepsko zarządzana? Taka konkluzja jest boląca.
Mam "pomysła". Może sprzedać CVC jeszcze parę spółek niech je zrestrukturyzują, a potem się najwyżej odkupi? Zacząłbym od PKP. Co na to prorynkowa demokratyczna opozycja?
Robert Gwiazdowski, adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego
Autor felietonu wyraża własne poglądy i opinie
(śródtytuły pochodzą od redakcji)
Zobacz również: