Grabowski: W naszej gospodarce wszystko jest OK. Jak zwykle cierpimy za narody

- Jak zwykle, my, Polacy cierpimy za narody. W naszej gospodarce jest wszystko OK, ale w otoczeniu naszej gospodarki nie jest dobrze" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Krzysztofem Berendą ekonomista Bogusław Grabowski. - Będzie jeszcze drugie tyle kryzysu, ale o wiele lepszej fazy - przewiduje. - Jesteśmy w dołku. Od tego punktu się będziemy odbijali. Tym, co będzie wyciągało świat jest gospodarka amerykańska - wyjaśnia.

Krzysztof Berenda: Mieliśmy dzisiaj dane dotyczące wzrostu gospodarczego za cały zeszły rok. On spowolnił z 4,3 proc. do 2 proc. Co jest nie tak w naszej gospodarce, że tak słabniemy? Co tam nie gra?

Bogusław Grabowski, ekonomista: - W naszej gospodarce jest wszystko OK, ale w otoczeniu naszej gospodarki nie jest dobrze. W całej gospodarce światowej nie jest dobrze, bo ona w tym roku, w porównaniu do tamtego roku spowolniła. Tak naprawdę wszystkie kraje wysoko rozwinięte wolniej się rozwijały ze strefą euro, która w tym roku była w lekkiej recesji. Chiny wolniej się rozwijały niż w 2011 roku. Stany Zjednoczone zaczęły przyspieszać szczególnie od drugiej połowy poprzedniego roku i teraz miejmy nadzieję, że ten proces będzie kontynuowany.

Reklama

Czyli my cierpimy za zagranicę, a nie za nasze grzechy.

- Tak jest. Jak zwykle my Polacy cierpimy za narody.

Gdzie są najsłabsze punkty naszej gospodarki? To jest konsumpcja, czyli nasze wydatki? To są inwestycje firm, inwestycje rządu?

- Konsumpcja bardzo spowolniła. Inwestycje są troszeczkę większe, niewiele powyżej zera. Eksport jest tym, co cały czas napędzało polską gospodarkę.

Te 2 procent wzrostu PKB to tak słabo jak na kraj, który organizował taką imprezę jak Euro 2012? Budowaliśmy dużo stadionów, budowaliśmy drogi, autostrady. Wydawałoby się, że po takiej wielkiej inwestycji powinniśmy iść szybciej.

- Tak, ale pamiętajmy, że te wszystkie inwestycje drogowe to jest raptem 20 miliardów złotych i takie są mniej więcej wydatki inwestycyjne na te dziedzinę. A polski PKB to jest 1,5 biliona złotych, więc to jest naprawdę bardzo mała część tego wszystkiego.

Czyli jeżeli ktoś wierzył, że Euro dźwignie naszą gospodarkę, to się przeliczył.

- Tak jest. To też nie jest aż taka impreza masowa jak olimpiada. Przyjechali tutaj turyści, wydawali więcej, ale nawet w tych miesiącach, kiedy ta impreza się odbywała widzieliśmy niewielkie przyspieszenie wzrostu. Największy wpływ na gospodarkę mają te globalne czynniki.

Chciałem zapytać o przyszłość. Ten kryzys, który mamy już pięć lat, trwa. Będzie jeszcze drugie tyle? Jak pan przewiduje?

- Będzie jeszcze drugie tyle, ale o wiele lepszej fazy. Wydaje mi się, że jesteśmy w dołku. Od tego punktu się będziemy odbijali. Tym, co będzie wyciągać świat jest gospodarka amerykańska, która ewidentnie już, powoli i mozolnie, ale wychodzi na prostą. Gospodarka chińska też już jest chyba za najgorszym, przy czym najgorsze to znaczy wzrost poniżej 8 procent dla tamtej gospodarki.

Chciałem jeszcze zapytać o polityków. Kiedy zapytać teraz premiera albo ministra finansów o to, dlaczego tak spowalniamy, to oni zrzucają jednogłośnie winę na Radę Polityki Pieniężnej, która za wolno obniża stopy procentowe. To rzeczywiście jest tak, że odpowiadają za to Marek Belka i spółka?

- Na pewno nie. Rada Polityki Pieniężnej jest głównym sprawcą hamowania wzrostu gospodarczego, ale chcemy, żeby polityki były optymalne i polityka pieniężna nie była optymalna. Gdyby stopy były obniżane wcześniej, od początku 2012 roku, a nie jeszcze podwyższane, tak jak to było w maju, to pewnie ten bilans by wyglądał troszeczkę inaczej. Ale umówmy się - byłoby to może nie 2, a 2,2, ale nie zmieniłoby radykalnie makroproporcji w gospodarce ani..

Czyli trochę w tym racji jest, te stopy powinny jeszcze spadać zdecydowanie bardziej.

- Oczywiście, że tak. One teraz powinny szybko spadać. W ogóle proces obniżki powinien się zacząć co najmniej pół roku wcześniej.

Od strony rządu - czy rząd mógł w tym kryzysie coś zrobić, na przykład obniżyć podatki. Jest w ogóle to możliwe?

- Przede wszystkim rząd polski nie mógł obniżyć podatków, dlatego, że jesteśmy w procedurze nadmiernego deficytu. To jest taki proces jakby karania, naprawy finansów publicznych w kraju członkowskim Unii, który przekroczył pewne normy ostrożnościowe. Większość krajów Unii Europejskiej jest w tej procedurze. W tym momencie nie możemy sobie na takie decyzje pozwolić.

Ale można jakoś odblokować tą gospodarkę? Coś rząd może zrobić, żeby ją odblokować? Bo tak się wydaje: niższe podatki, to mamy więcej pieniędzy, możemy więcej konsumować, rozkręcać..

- Tak naprawdę jedynym instrumentem, który może teraz oddziaływać, to jest obniżanie stóp procentowych, bo one również spowodują, że troszeczkę nam się osłabi kurs złotego. Wtedy będziemy mieli jeszcze ten napęd eksportowy silniejszy. W długim okresie, to, co teraz rząd zrobi, będzie wypływało na naszą gospodarkę za trzy, pięć lat. To jest deregulacja, to jest budowa konkurencyjnych rynków, deregulacja rynków pracy i tak dalej.

Krzysztof Berenda

Słuchaj Faktów RMF.FM

RMF
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »