Inflacja szerokim łukiem omija sejmową stołówkę. Tyle płacą posłowie
Celem parlamentarnej gastronomii nie jest wypracowywanie zysku, lecz obsługiwanie gości - w taki sposób utrzymujące się kolejny rok na niezmienionym poziomie ceny w sejmowej stołówce tłumaczy Biuro Obsługi Medialnej Sejmu. Niskie ceny za obiad mogą zaskakiwać zwłaszcza, jeżeli spojrzymy na najnowszy odczyt inflacji.
Temat niskich cen za obiad i inne przekąski w sejmowej stołówce wraca jak mantra. Nie ma w tym jednak nic dziwnego. W sytuacji, w której praktycznie każde wyjście na obiad do restauracji czy na zakupy podstawowych produktów spożywczych, wiąże się z przykrymi niespodziankami - ceny nadal rosną, a czasem może wydawać się, że oficjalny odczyt inflacji nie oddaje realnych wzrostów - cennik sejmowej gastronomii budzi kontrowersje.
Jak podał we wtorek Główny Urząd Statystyczny, ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły w ujęciu rok do roku o 4,9 proc., a w porównaniu z poprzednim miesiącem wzrosły o 0,1 proc. W kategorii "Restauracje i hotele" we wrześniu mieliśmy do czynienia ze wzrostem cen o 7,4 proc. rdr i o 0,5 proc. mdm. Z kolei Żywność i napoje bezalkoholowe podrożały o 4,7 proc. rok do roku i o 0,2 proc. miesiąc do miesiąca.
Skutków inflacji - w przeciwieństwie do restauracji czy sklepów - na próżno jednak szukać w sejmowej restauracji. Jak sprawdzili dziennikarz "Faktu", w październiku posłowie kolejny rok za obiady płacą tyle samo, co w listopadzie 2023 r. Jak to możliwe, że Sejmowi udaje się utrzymać niskie ceny?
Kancelaria Sejmu zwraca uwagę na koszty produktów żywnościowych. "Kancelaria Sejmu nabywa je w przetargach nieograniczonych, prowadzonych transparentnie, zgodnie z ustawą Prawo zamówień publicznych, a ich ceny są określane w długoterminowych umowach zawieranych z wykonawcami" - odpowiedziało Biuro Obsługi Medialnej Sejmu "Faktowi".
Ceny na niskim poziomie - według sejmowych urzędników - udaje się także utrzymać dzięki "konkurencyjnym warunkom dostaw". Czynnikiem, który ma niebagatelne znaczenie, jest również fakt, że sejmowa gastronomia nie musi uwzględniać w swoich kalkulacjach czynszu najmu za lokal. Według Kancelarii Sejmu wszystko to obniża koszty, przez co nie trzeba ich przerzucać na klientów - w tym przypadku posłów.
Za zupę w sejmowej stołówce trzeba zapłacić 6 złotych. Drugie danie to koszt od 13 do 18 zł, w zależności od potrawy. Z kolei za zestaw (pierwsze + drugie danie) trzeba dać 20 (z zupą) lub 21 zł (z bulionem orientalnym). Bigos kosztuje 8 zł, a kaszanka 4 zł.
Oprócz obiadów dostępne są również opcje śniadaniowe. Jedna parówka to koszt 2,50 zł, naleśnik - 4 zł, a szakszuka 12/14 zł.
W sejmowej stołówce można również zjeść coś na słodko. Pączek kosztuje 3,50 zł, drożdżówka tyle samo, a kawałek ciastka 5,50 zł. Do tego kawa za 5,50 zł lub herbata za 4 zł.