Iracki wyłącznik

A to ci heca! Enigmatyczny przedstawiciel międzynarodowego konsorcjum Defense Equipment Supply Group zapowiada uczestnictwo w kolejnych przetargach przy odbudowie Iraku. Być może znowu wygra!

Postać numer 1 minionego tygodnia w polskich mediach. Rozrywany przez stacje telewizyjne, na językach w większości rozgłośni radiowych, obsmarowany w gazetach. Andrzej Ostrowski, właściciel Biura Analiz Społeczno-Politycznych Ostrowski Arms - firmy, która została polskim przedstawicielem międzynarodowego konsorcjum Defense Equipment Supply Group, zwycięzcy przetargu na uzbrojenie irackiej armii. Spotkaliśmy się w Cafe Maxxim przy Rondzie Radosława w Warszawie.

Zanim pogadaliśmy, musiałem trochę poczekać. Dwie bite godziny przysłuchiwałem się, jak dziennikarze jednego z największych, szanowanych dzienników w Polsce maglują Andrzeja Ostrowskiego, właściciela Biura Analiz Społeczno-Politycznych Ostrowski Arms. Zasypywali go gradem nazwisk i dat, pytali o kontakty, adresy, telefony. Świetnie przygotowani. Ale i rozmówca im się trafił nie lada. Doskonale budowali napięcie, by pod koniec rozmowy zadać ostateczny cios - pytanie z gatunku przerażająco-retoryczno-komicznych. Wreszcie skończyli, a ja nie wiedziałem, czy moja rozmowa będzie miała jakiś sens.

Reklama

"Puls Biznesu": Jestem ostatni w kolejce, czy z kimś jeszcze dzisiaj będzie Pan rozmawiał?

Andrzej Ostrowski: Nie, nie to już jest na luzie. Możemy spokojnie pogadać.

Szczerze mówiąc, nie miałem wyjścia i z uwagą przysłuchiwałem się temu wywiadowi... Śmiać mi się chciało pod koniec, kiedy widziałem podniecenie na twarzy tych dziennikarzy, gdy zapytali: "Czy współpracuje Pan ze służbami specjalnymi?". Od razu mi się skojarzyło, jak kiedyś na zajęciach Studium Bezpieczeństwa Narodowego - podczas wykładu szefa UOP-u - jeden ze studentów przerwał mu i wywalił kawę na ławę: "Czy chce pan tutaj kogoś zwerbować, a jeżeli tak, to kogo?" - zapytał. W odpowiedzi usłyszał: "Pańskie szanse na pewno wzrosły".

(śmiech)Taaak... Dosłownie pytanie w tym samy stylu. Pozostawmy je bez komentarza.

Nie jest Pan nowicjuszem w zbrojeniówce - od dawna w branży. Jakieś przykłady?

Chociażby promocyjne wsparcie projektu polskiego odrzutowego samolotu szkolnego EM-10 Bielik. Albo projekt automatycznego granatnika 40 mm, który lansujemy od 1993 roku - w tej chwili trwa ostatnia faza testów na poligonie. Jeżeli pójdą pomyślnie, to jest szansa wprowadzenia go do produkcji w Zakładach Metalowych Tarnów - państwowych, wyspecjalizowanych właśnie w produkcji granatników. Zespół konstruktorów wywodzi się Instytutu Mechaniki Precyzyjnej. Ten projekt fajnie poprowadziliśmy, wspomagaliśmy go finansowo.

Kiedy się Pan zajmował tymi promocjami, nie było tak głośno o Panu.

(rozkłada ręce w wymownym geście) Tak to jest.

No to skąd ta cała afera?

Media wszystko niepotrzebnie wyolbrzymiły. Jak tylko został ogłoszony wynik przetargu, ujawniono naszą nazwę i fakt, że jesteśmy przedstawicielem konsorcjum w Polsce. Od razu wybuchł wielki rozgłos.

Niech Pan powie: to hipokryzja czy ignorancja ze strony tych mediów, które podają, że jest Pan człowiekiem znikąd i są zszokowane pańskim udziałem w konsorcjum. Nie chce mi się wierzyć, że nikt nie wie, o co chodzi.

Zgadza się, zgadza się.

A widział Pan wtorkowe "Fakty" w TVN?

Nie.

Pojechali po Panu, jak po łysej kobyle.

Słyszałem tylko, że coś było. Może mi Pan coś bliżej powiedzieć?

Zarzucano Panu bliskie kontakty z SLD. Padały nazwiska: Miller, Janik, Jaskiernia...

Wszystko można wyciągnąć.

Jak Pan zamierza odpierać takie ataki, związane z układami politycznymi?

Nie zamierzam tego komentować. Kilka lat mocnego angażowania się w promocję polskiej myśli technicznej, ze szczególnym nastawieniem na zbrojeniówkę, spowodowały, że często rozmawiałem z wieloma przedstawicielami zarówno lewicy, jak i prawicy. Kontaktowałem się ze wszystkimi ugrupowaniami i byłem wszędzie, gdzie można było zabiegać o dany projekt - by tylko kogoś zainteresować. Ani nie ukrywam, ani się nie wstydzę! Te zabiegi były w 100 proc. czysty! Naprawdę nie muszę ich ukrywać - ani teraz, ani nigdy.

Tylko, że ludzie tego nie kupują...

Jeszcze nie. Niech sytuacja dojrzeje. Niech uda nam się wypracować jakiś kolejny efekt tych zabiegów i ugruntować pozycję... Powiem tak: to nie przypadek, że się znaleźliśmy w tej sytuacji.

Nie jest Pan kosmitą? Nie do wiary!

Oczy wszystkich wywiadów i największych koncernów światowych są skierowane na Irak. To w tej chwili absolutnie najtrudniejszy na świecie rynek, najbardziej niebezpieczny. Akurat znalazłem się na jego wycinku, na którym wręcz ogniskują się rozmaite sprawy i nadzieje: przepływ poważnej części polskich produktów, ofert, układania relacji z polskimi firmami. Jeszcze do niedawna takie relacje wydawały się jak science fiction. Teraz się trzeba z tym jakoś pogodzić. To rzeczywistość.

Długo Pan pracował, żeby do niej dotrzeć?

W połowie listopada zeszłego roku dostałem propozycję od konsorcjum. Jego przedstawiciele znaleźli mnie i zaproponowali, bym został ich przedstawicielem w Polsce.

Ale to już wszyscy wiedzą. Jak dużo czasu zajęło Panu przygotowanie do tego, żeby Pana znaleźli?

Ponad 12 lat ciężkiej - często społecznej - pracy. Pracy z przyjemnością. Jestem pasjonatem. Jeżeli jeszcze potrafisz tę pasję pokryć wysokim poziomem - wręcz eksperckim - wiedzy merytorycznej, to zaczynasz umieć koordynować, wyczuwać aspekty polityczne i biznesowe. Dziś nawet gdyby mi powierzono sprzedaż chusteczek higienicznych, to też potrafiłbym stworzyć bardzo dobrą ofertę. Wszystko trzeba robić z fantazją...

Wysłuchał Pan w środę wypowiedzi Gromosława Czempińskiego w "Zetce"?

Nie.

Na pytanie, czy słyszał o Panu i czy Pana zna, odparł, że tak...

Poznaliśmy się na jakimś bankiecie, przedstawiałem się generałowi.

Stwierdził, że można Panu pogratulować zwycięstwa. Docenia pański spryt...

Ale ja nie zwyciężam. Na to trzeba spojrzeć z innej perspektywy: to struktura konsorcjum wygrywa przetarg, a ja jestem jedynie jego przedstawicielem. Trzeba spojrzeć dużo, dużo dalej. I dostrzec, że struktura lokalna zwycięskiego konsorcjum w Iraku jest bardzo rozbudowana, aktywna i że tylko współpraca międzynarodowa USA-Polska-Irak może przynieść efekty. Samodzielny start polskiej firmy jest bardzo trudny. Bardzo.

To czego możemy się jeszcze spodziewać? Media będą przecież bez przerwy szukały sensacji o Panu? Wyskoczą im jeszcze jakieś króliki z kapelusza?

Całe szczęście, że prowadzimy dosyć klarowną działalność i mam nadzieje, że wszystko, czego do tej pory dokonałem, robiłem uczciwie. Ufam, że nikt czegoś nie nadinterpretuje. A nawet jeśli się zdarzy jakaś lekka nadinterpretacja w granicach zdrowego rozsądku, to jeszcze nie jest krzywda.

A dotychczasowe publikacje o sobie jak Pan ocenia?

Duży rozgłos! Z jednej strony powielanie wielu niesprawdzonych informacji. Chociażby o konsorcjum, które wygrało przetarg. Najpierw podawano, że był to NOUR USA. A przecież specjalnie do tej rywalizacji utworzono konsorcjum o nazwie Defense Equipment Supply Group. W branży zupełnie nie związanej z sektorem zbrojeniowym i bezpieczeństwem powstaje właśnie inne konsorcjum, w skład którego wchodzą firmy wyspecjalizowane w danej dziedzinie - też jest przeznaczone do startu w konkretnym projekcie. I z polskiej strony znów wyszła oferta realnie pasująca do całości, którą składa to konsorcjum. Najzdrowsze powiązania. My po prostu "punktujemy" dane projekty wręcz z chirurgiczną dokładnością.

Widział Pan ofertę Bumaru?

Nie przyjrzałem się.

Jak Pan myśli: na czym polegał problem tej firmy? Brak kompetencji?

Nie wolno mi tego komentować. Według zasad etyki zawodowej, które mnie obowiązują, powinienem się koncentrować wyłącznie na tym, co wykonuje nasze konsorcjum i na własnej pracy.

Pozytywny objaw...

Nie gram ostro. To długofalowa gra, a nie chwilowy wybryk. Budowanie kapitału... Powiem tylko, że to kwestia miesiąca - i może się coś znowu pojawić...

Kolejne przetargi z waszym udziałem?

Rozmawiamy... Przystajemy do wspólnych konsorcjalnych struktur, by wszczepić tam polską ofertę. Takie rozmowy trwają cały czas - nie tylko jeśli idzie o uzbrojenie. W przetargu na broń dla irackiej armii akurat nasze konsorcjum zwyciężyło. To stało się - z jednej strony - istotnym elementem całej układanki, z drugiej - zdecydowało o rozgłosie w mediach, który - w przypadku Iraku - jest wyjątkowo niepotrzebny.

No to w jakim przetargu teraz startujecie?

Nie mogę zdradzać szczegółów. Jeszcze.

Może bardziej ogólnie?

Przy przetargu w innej dziedzinie życia gospodarczego - przykładowo: sektor inżynieryjno-budowlany lub telekomunikacyjny.

Ale w tych projektach pańska firma też jest uwzględniona?

Będę przy wszystkich konsorcjach, jako przedstawiciel...

Tylko dla Polski?

Tak. Będę przedstawicielem w Polsce tej, konkretnej struktury. Oczywiście mogą też powstać inne struktury w Iraku, które mogą znowuż ustanowić jeszcze inne relacje w międzynarodowej współpracy.

I to normalny, zdrowy biznes?

Zdrowy i normalny.

A pańska rolą jest pośrednictwo?

Koordynacja działań w Polsce dla konsorcjum, rozmów handlowych między polskimi firmami a strukturą konsorcjum i dostarczanie polskim firmom projektów z Iraku. Tak, na dobrą sprawę przywozimy do kraju te projekty z Iraku.

Jak Ostrowski Arms będzie na tym zarabiać? Prowizja od kontraktu?

To tzw. succes fee - czyli tylko wówczas, jeżeli dany kontrakt dojdzie do skutku.

Jakie to są stawki?

By wygrać przetarg, trzeba zaproponować bardzo dobrą cenę, czyli niski narzut - by wygrywać. Przecież to oczywiste: zarabia się obrotem, a nie bardzo wysoką marżą.

Może chociaż rząd wielkości?

(cisza)

Nie potrafi Pan podać, czy nie chce?

(cisza)

Może innym razem?

Może.

Rozmawiał: Wojciech Surmacz

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: przetarg | przedstawiciel | firmy | konsorcjum
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »