Jak przekonać inwestorów do zakupów akcji?
Spółki z udziałem Skarbu Państwa notowane na warszawskim parkiecie od dłuższego czasu tracą na wartości. Wpływa na to z jednej strony słabość krajowego rynku, z drugiej - ograniczone zaufanie inwestorów do aktywów, w których państwo ma dużo do powiedzenia. Do tego doszła jeszcze epidemia koronawirusa, która pogrążyła giełdy.
Był taki, czas, gdy spółki stały w kolejce do debiutu na warszawskiej giełdzie, gdy inwestorzy walczyli o zapisy na akcje firm emitujących papiery, gdy warszawska GPW miała przejmować giełdy z regionu. Teraz brakuje pomysłu na rozwój rynku, debiutów jest jak na lekarstwo, a coraz więcej firm myśli o opuszczeniu parkietu. Dodatkowo za sprawą groźnego wirusa z Azji rynki mają za sobą najgorszy tydzień od 2008 roku.
Po ubiegłotygodniowych spadkach prezes GPW Marek Dietl wydał oświadczenie, w którym przekonywał, że krajowa gospodarka jest w dobrym stanie i zniżki na giełdzie tego nie zmienią. Informował, że dzięki Pracowniczym Planom Kapitałowym w przyszłość można patrzeć z optymizmem. Na razie jednak powodów do zadowolenia brakuje.
Pod koniec zeszłego roku Zbigniew Jakubas, jeden z najbogatszych Polaków, w wywiadzie dla Business Insider Polska powiedział, że warszawska giełda umiera. Słabości polskiego rynku kapitałowego upatrywał w rozmontowaniu systemu emerytalnego, które spowodowało wycofanie z giełdy w krótkim okresie ponad 130 mld zł, w zbyt restrykcyjnym zachowaniu niektórych urzędów, w tym skarbówki, prokuratury czy KNF, a także w dostępie do relatywnie takich kredytów sprawiającym, że firmy wolą finansować się długiem niż sprzedawać się tanio na giełdzie. Z drugiej strony - inwestorzy wolą inwestować w mieszkania, bez ryzyka utraty kapitału.
Nie można oczywiście też nie wspomnieć w tym kontekście o aferach, które naruszyły zaufanie do parkietu, jak choćby afera GetBack.
W 2010 roku ruszył program akcjonariatu obywatelskiego. Ministerstwo Skarbu Państwa przekonywało, że to idealna propozycja dla inwestorów indywidualnych. Oni sami cieszyli się, że przy okazji wielkich prywatyzacji nie będą na przegranej pozycji, idea ta bowiem dawała im szansę na zakup papierów państwowych czempionów i na późniejszy zysk ze wzrostu firm. Wcześniej bywali bowiem wypychani z rynku przez grube ryby, dochodziło do olbrzymich redukcji przy ofertach.
Rzeczywistość nie okazała się jednak różowa. Bardzo rozczarowani mogli się poczuć np. inwestorzy, którzy kupili papiery Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Akcje górniczej firmy sprzedawano w ofercie po 136 zł. Na samym otwarciu kurs wzrósł o ponad 3,3 proc., do 140,5 zł, ale już na zamknięciu wyniósł dokładnie tyle, po ile papiery były sprzedawane w ofercie. Dalej już zniżkował. Strat nie były w stanie zrekompensować wypłacane przez spółkę dywidendy. Dziś akcje górniczej spółki kosztują ok. 15 zł.
Akcjonariat obywatelski miał zachęcić do inwestowania na giełdzie. Z drugiej strony - miał zapewnić pozyskanie środków do budżetu. Teoretycznie idea zadziałała. Na rynku pojawili się nowi gracze, a wraz z nimi gotówka, która lokowana była w papierach państwowych firm. Ale w długim terminie nie przyniosło to większych efektów.
Martis Consulting opracował w zeszłym roku raport, w którym wskazywał, że krajowe podmioty z udziałem Skarbu Państwa są wyceniane gorzej niż firmy zachodnie. Jako główną ich słabość wskazano brak konsekwencji w realizacji planów strategicznych oraz częste rotacje w zarządach. Poza tym nie domagają one, jeśli chodzi o utrzymanie ładu korporacyjnego. Inwestorzy obawiają się też upolitycznienia firm. Tymczasem spółki takie stanowią bardzo istotny segment warszawskiego parkietu. Jak podał Martis Consulting, ich udział w indeksie WIG 20 stanowi ponad 74 proc. wagi.
W ostatnich latach kursy tych spółek spadały. Dotyczy to szczególnie podmiotów energetycznych i górniczych. Ten sektor jest dość wrażliwy ze względu na czekające go zmiany. Polska energetyka jest oparta na węglu, ale wkrótce będzie się to musiało zmienić. Polityka klimatyczna Unii Europejskiej idzie w kierunku redukcji emisji, rozwoju odnawialnych źródeł energii przy jednoczesnej dekarbonizacji. Proces będzie kosztowny i długotrwały. Transformacja wymaga środków i konsekwentnej strategii. Tymczasem w naszych spółkach nie ustaje karuzela kadrowa. Zmieniające się władze nie gwarantują realizacji spójnej wizji rozwoju.
Na domiar złego do biznesu wkrada się polityka. Przedstawiciele rządu co jakiś czas przekazują informacje, które wywołują napięcie wśród giełdowych inwestorów. Niedawno wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin mówił, że nie jest zwolennikiem wypłaty przez spółki Skarbu Państwa dywidend. Mówił w tym kontekście o "ogałacaniu" firm. Przekonywał, że lepiej byłoby przeznaczyć pieniądze na inwestycje. To zachwiało notowaniami państwowych firm.
Nie wiadomo też, co stanie się ze spółkami węglowymi. Być może to właśnie podmioty z sektora energetycznego będą zobligowane do zakupu nierentownych kopalń, by utrzymać jeszcze chwilę na powierzchni krajowe górnictwo? Sasin zapowiadał wszak niedawno stworzenie nowego modelu organizacji energetyki. - Nasze analizy będą zmierzały do odpowiedzi na pytanie, czy ten model organizacji rynku, który mamy, czyli (...) cztery podmioty energetyczne i niezależne spółki węglowe, jest właściwy do wyzwań, które przed nami stoją - mówił dziennikarzom jakiś czas temu. Przyznał, ze temat jest trudny, dlatego nie podał dokładnego terminu ewentualnych zmian.
Sytuacja firm górniczych jest bardzo trudna. Rosną zwały, a popyt maleje. Jak podaje ARP, w styczniu sprzedaż węgla kamiennego w kraju wyniosła 4,1 mln ton. A to oznacza spadek rok do roku o 23 proc. Na zwałach jest 6,3 mln ton węgla.
Tymczasem spółki górnicze funkcjonują tak, jakby problem nie istniał. Zatrudnienie się nie zmienia (wynosi ponad 83 tys. osób). W dodatku niedawno związkowcy z Polskiej Grupy Górniczej wywalczyli 6-proc. podwyżki płac. Uniknięto w ten sposób zapowiadanej na 28 lutego demonstracji w Warszawie. Dla spółki oznacza to jednak dodatkowe wydatki na poziomie ok. 270 mln zł rocznie.
Informacja o podwyżkach w PGG zachęciła do walki o swoje innych. Wzrostu płac chcą też pracownicy Jastrzębskiej Spółki Węglowej. W piśmie do zarządu, pod którym podpisani są przedstawiciele trzech związków zawodowych, podkreślają jako jeden z argumentów m.in. rosnącą inflację. W tle odbywa się kampania prezydencka, co zwiększa szansę na pozytywne rozpatrzenie żądań pracowników kopalń.
Nic dziwnego, że w tej sytuacji kursy firm energetycznych mocno tracą na wartości. Kapitalizacja PGE, licząc od końca 2017 roku, spadła z 22,5 mld zł do 9,3 mld zł, Tauronu z 5,3 mld zł do ok. 2 mld zł, Energi z 5,3 mld zł do ok. 3 mld zł, a Enei z 5,1 mld zł do 2,6 mld zł.
Na tle branży stosunkowo lepiej zachowuję się w ostatnim czasie Energa, a to ze względu na wezwanie na akcje spółki ogłoszone przez PKN Orlen na początku lutego. Paliwowa firma chce kupić 100 proc. akcji Energi, oferując 7 zł za papier. Jednak Skarb Państwa oczekuje większej kwoty. Obecnie resort aktywów państwowych jest w trakcie analiz, które mają być kluczowe w kwestii wyceny akcji spółki. Informacja o wezwaniu wsparła kurs Energi. Obecnie utrzymuje się on powyżej ceny zaproponowanej przez Orlen.
Z kolei notowania górniczej firmy JSW od maja zeszłego roku spadły o prawie 77 proc., z 64,4 zł do 15 zł za papier.
Na wartości traci także kurs innego państwowego giganta, PKN Orlen. Od końca 2017 roku kapitalizacja spółki spadła z ponad 45 mld zł do 26 mld zł. W tym czasie na wartości zyskał jednak Lotos. Kapitalizacja gdańskiej rafinerii zwiększyła się z 10,7 mld zł do 11,4 mld zł w związku z jej zapowiadanym przejęciem przez PKN Orlen. Obecnie Orlen czeka na decyzję Komisji Europejskiej w sprawie transakcji. Spodziewa się, że zostanie ogłoszona w pierwszym półroczu 2020 roku.
Spadła również kapitalizacja miedziowego giganta, KGHM. Na koniec 2017 roku wynosiła ona 22,24 mld zł, a obecnie jest to już 15,5 mld zł. Nie bez znaczenia są tu notowania miedzi. Surowiec taniał od ponad półtora roku. Spadki przybrały na silne w wyniku epidemii koronawirusa, który zmusił Chiny, głównego konsumenta miedzi na świecie, do zamknięcia części zakładów. Do tego dochodzą pojawiające się co jakiś czas na rynku plotki, jak choćby ta o możliwym przejęciu przez KGHM Tauronu, który boryka się z problemami finansowymi.
Słabo wyglądają także notowania PGNiG. Od początku 2020 roku straciły one na wartości blisko 30 proc. To kurs najniższy od dekady. Dzieje się tak ze względu na spadek cen gazu, który obciąża wyniki gazowego gracza. Surowiec tanieje, bo na rynku jest nadpodaż LNG. Do tego dochodzą zmieniające się warunki pogodowe i łagodniejsze zimy, zmniejszające popyt na błękitne paliwo.
Jak widać, rynek zwyczajnie nie domaga. Pytanie, co będzie dalej. Rząd przyjął co prawda Strategię Rozwoju Rynku Kapitałowego, która ma przyspieszyć wzrost kapitalizacji rynku i przyciągnąć inwestorów indywidualnych (m.in. poprzez PPK) oraz instytucjonalnych, zwłaszcza z rynków rozwiniętych. Kluczowe jednak wydaje się podejście polityków do gospodarki.
Dopóki spółki będą ręcznie sterowane, traktowane jak własność przez polityków, dopóki trwać będzie karuzela kadrowa, a firmy będą podejmować decyzje podyktowane potrzebami politycznymi, nie przesłankami biznesowymi, dopóty trudno będzie zachęcić zagraniczne fundusze do inwestowania w papiery naszych firm. Istotna będzie też stabilność otoczenia prawnego i regulacyjnego.
Monika Borkowska