Jeśli nie na biznesmena, to na...administratywistę

Na dwie doby przed niedzielnym głosowaniem - czując już przesyt programami komitetów i sondażami - proponuję wejrzenie w ludzką twarz wyborów. Akurat przebrnąłem przez kompletne listy kandydatów do parlamentu ze wszystkich okręgów.

Na dwie doby przed niedzielnym głosowaniem - czując już przesyt programami komitetów i sondażami - proponuję wejrzenie w ludzką twarz wyborów. Akurat przebrnąłem przez kompletne listy kandydatów do parlamentu ze wszystkich okręgów.

Obejmują one 7806 kandydatów do Sejmu i 429 do Senatu. Nawet koledzy z sejmowego korpusu dziennikarskiego pukali się palcem w czoło i pytali: "A po co ci to?" Odpowiedź jest przyziemna - po prostu lubię czytywać książki telefoniczne, w których co kilkadziesiąt wierszy trafia się na znajomego. A listy kandydatów wyglądają właśnie podobnie do spisu abonentów.

Te sejmowe są nieprawdopodobnie długie. To "zasługa" ordynacji, zgodnie z którą "liczba kandydatów na liście nie może być mniejsza niż liczba posłów wybieranych w danym okręgu wyborczym i większa niż dwukrotność liczby posłów wybieranych w danym okręgu". Przepis ten jest chory i służy wyłącznie sztucznemu nakręceniu kampanii - więcej kandydatów to więcej plakatów, spotkań, etc. Zawierał pewną logikę przy istnieniu listy krajowej, ale w ostatniej fazie prac nad ordynacją ona przepadła, natomiast te okręgowe tasiemce pozostały. I dlatego na przykład w Warszawie obejmują po 38 kandydatów. Jak w niedzielę wyłowić tego jedynego, któremu odda się duszę - i krzyżyk?

Reklama

Mówiąc poważnie - dla czytelników "PB" starałem się wytropić na listach kandydatów przedstawicieli klasy biznesowej. I co się okazało? Przedsiębiorcy i menedżerowie z pierwszej ligi - która codziennie występuje między innymi na naszych łamach - wykonali generalny odwrót i pozbyli się stresów związanych z walką o miejsce na Wiejskiej. Do tego stopnia, że mieliśmy niejakie kłopoty z doborem siedmiu "obfotografowanych" delegatów siedmiu różnych komitetów do powyższego paska! Masowo jest natomiast reprezentowany na listach biznes średni i najmniejszy, którego przedstawiciele są jednak mało znani poza najbliższym środowiskiem. Trafiło się również kilku autorów z naszej rubryki "Specjalnie dla Pulsu", a także działaczy organizacji biznesowych.

Na miejscach pierwszych - a także... ostatnich, które też nieźle "idą" u wyborców - listy kandydatów są zdominowane przez kastę zawodowych polityków. Tworzą oni skorupę, której żywot z wyborów na wybory przedłuża proporcjonalna ordynacja do Sejmu. Centralne sztaby jak zwykle zadbały o rozprowadzenie swoich asów i wielu z nich poupychały w egzotycznych okręgach, nieraz daleko od miejsca zamieszkania. Dlatego mała jest szansa na personalną rotację wewnątrz poszczególnych ugrupowań. No, chyba że werdykt wyborców całkowicie zniesie jakąś elitę - co pojutrze może spotkać AWSP i UW. Nie dziwi, że tak wielu dotychczasowych posłów z tych ugrupowań nagle przekonało się do pracy w Senacie...

W związku z wynikami sondaży warto dokładniej przeanalizować listy SLD-UP. Można na nich znaleźć znacznie więcej koalicjantów - na przykład Stronnictwo Demokratyczne, zachowujące tradycje najbardziej stabilnej i najbardziej giętkiej siły politycznej w powojennej Polsce. Od dziesięciu lat przykleja się do tych, którzy mają większe szanse na rządzenie - do SLD, do UW, znowu do SLD... Sojusz zresztą wzmacniał szeregi różnymi metodami. Na przykład lubuje się w sportowcach, ale tu nie odbiega od normy - każdy pomysł marketingowy jest dobry. PiS promuje człowiek porwany niegdyś przez SB, PSL - głośny bas, kasztelan krzyżackiego zamku i magnat polskiej piłki nożnej, zaś UW - aktoreczka z sitcomu.

Jeśli jednak biznesowy elektorat nie znajdzie w niedzielę na listach kandydatów nikogo godnego zaufania z własnej sfery - to polecam głosowanie na administratywistów, którzy wyjątkowo obrodzili. Pod tym terminem kryją się specjalistycznie przygotowani prawnicy. O ile cywilista i konstytucjonalista uzyskali już pełne prawa w Słowniku Języka Polskiego, o tyle takie branżowe nowotwory jak karnista i administratywista nie są przez językoznawców uznawane. Ale przez okręgowe komisje wyborcze - jak najbardziej. Najprawdopodobniej nasz głos na tego, no (patrz w tytule) pójdzie w powietrze - ale przynajmniej celowaliśmy dobrze.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: SLD
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »