Kafka w aparacie skarbowym
Jeszcze nie tak dawno funkcjonowało w naszym kraju ok. 10 tysięcy jednoosobowych spółek z o.o. Produkowały, eksportowały, zatrudniały dziesiątki tysięcy pracowników, płaciły podatki. Dzisiaj już 3 tysiące z nich jest przeszłością, a ich właściciele mają poważne kłopoty z ZUS, a przede wszystkim z Urzędami Kontroli Skarbowej.
Los pozostałych siedmiu tysięcy spółek jest przesądzony, a kiedy dokonają żywota, a ich właściciele wpadną w tarapaty, zależy tylko i wyłącznie od nastroju pracowników Urzędów Kontroli Skarbowej.
A wszystko za sprawą dwóch przepisów zawartych w Kodeksie handlowym i ich dowolnej i niejednoznacznej interpretacji. Kodeks handlowy został zastąpiony przez Kodeks spółek handlowych, ale na kłopoty tych, którzy pod rygorami KH prowadzili działalność nie ma to niestety żadnego wpływu. Otóż zachodzi sprzeczność, przynajmniej w interpretacji urzędników kontroli skarbowej, pomiędzy art. 158 kodeksu handlowego i art. 235.
No i co? Niby jedyny wspólnik ma "wszystkie uprawnienia przysługujące zgromadzeniu wspólników", ale niech spróbuje określić swój zakres obowiązków jako prezesa firmy, albo - nie daj Boże - wysokość swojego wynagrodzenia. Wtedy do gry wchodzą przedstawiciele fiskusa.
Najpierw, skwapliwie, pobierają podatki (zaliczki na poczet PIT) od wypłaconych przez spółkę jej prezesowi, i właścicielowi, wynagrodzeń, a później... Później uznają, że wynagrodzenia zostały wypłacone nieprawidłowo, bo wspólnik nie miał prawa ich określić, nie są więc "kosztami uzyskania przychodów" i podstawa do opodatkowania jest zasadniczo wyższa od wcześniej, de facto, zatwierdzonej i usankcjonowanej. A to natychmiast rodzi zaległość podatkową. Jeszcze tylko Izba Skarbowa musi zatwierdzić powstanie zaległości (a dlaczego ma tego nie zrobić) i można iść do kasy. Tak, do kasy, bo na fundusz motywacyjny dla pracowników UKS odprowadzane jest do 30 proc. zatwierdzonych zaległości podatkowych, co znakomicie zwiększa aktywność urzędników w ich "wykrywaniu". Przepis, sam w sobie, motywujący wykorzystywany jest co najmniej opacznie. Pieniędzy na zaległości podatkowe w spółce nie ma i kłopoty gotowe. Kłopoty kończące się najczęściej upadłością.
Prywatnie każdy prawnik, a nawet urzędnik skarbowy przyznają, że sytuacja bardziej przypomina "Proces" Kafki niż proces legislacyjny, prawny czy gospodarczy. Ale to prywatnie, bo z urzędem skarbowym każdy z nich też się spotyka, ale już nie prywatnie. Błędne koło może przerwać Sąd Najwyższy wydając w tej sprawie orzeczenie w siedmioosobowym składzie, ale czy będzie miał odwagę. W końcu sędziowie, nawet tego sądu, też składają zeznania płacą podatki.