Klasa Premium kryzysu się nie boi
Choć o pozycję lidera naszego nieco dychawicznego rynku motoryzacyjnego biją się popularne marki, czyli Skoda, Volkswagen oraz Toyota, to równie ciekawa rywalizacja odbywa się w ich cieniu. To walka o portfele zamożnych klientów.
Jak to zwykle bywa w czasach kryzysu, właśnie teraz w Polsce rośnie sprzedaż dóbr luksusowych. Dotyczy to także samochodów. O ile ogromne kłopoty mają niektórzy producenci stosunkowo niedrogich modeli, to na brak klientów nie narzekają te marki, które kierują swoją ofertę do ludzi o bardziej zasobnym portfelu. Tych, którzy myśląc o nowym wozie mniej przejmują się ceną, bardziej zaś wizerunkiem, jakością, nowoczesnymi rozwiązaniami technicznymi.
Trend ten widać bardzo wyraźnie, gdy przeanalizuje się sprzedaż w Polsce producentów takich, jak Audi, BMW, Mercedes, czy też Volvo albo Jaguar. Każdy z nich odnotował w pierwszym półroczu mijającego roku godziwy wzrost sprzedaży. A zanosi się na to, że cały ten rok zamkną doskonałymi wynikami.
Nasz rynek zaczął także interesować wytwórców jeszcze droższych wozów. Począwszy od bijącego rekordy sprzedaży Porsche, poprzez włoskie Maserati i Ferrari, brytyjskiego Aston Martina, aż po Bentleya i Rolls-Royce'a. Te ostatnie dwie marki, choć także o wyspiarskim rodowodzie, w rzeczywistości należą do niemieckich koncernów - Volkswagena i BMW. Po te drogie - sportowe lub luksusowe - samochody nie trzeba już jeździć do Berlina. W końcu zaczęli działać u nas oficjalni przedstawiciele marek. Wszyscy bez wyjątku chwalą sobie decyzję o wejściu na polski rynek.
Trudno się temu dziwić. Weźmy choćby Ferrari, którego auta można zamawiać w salonie mieszczącym się w centrum Warszawy, w - to chichot historii - Domu Partii, w którym kiedyś mieścił się Komitet Centralny PZPR.
W pierwszym półroczu 2013 r. sprzedano osiem aut tej marki. Niby niewiele, ale warto wspomnieć, że najczęściej zamawiano modele 458 Italia (minimum milion złotych) oraz F12 Berlinetta (ok. 1,4 mln zł). To piękne auta z wielkimi silnikami. Szybkie. I takie, o które warto dbać trzymając w przytulnym garażu. Traktując jako niezłą, długoterminową inwestycję kapitału.
Nie będzie nią natomiast zakup Maserati, które nie jest aż tak drogie jak Ferrari, ani też nie ma tak szczególnego wizerunku. Maserati to włoska marka ściśle powiązana z Ferrari, ale w Polsce jej przedstawicielem jest warszawski diler sprzedający m.in. Toyoty. Po Maserati można zatem pojechać do salonu w podwarszawskim Piasecznie. I czyni to coraz więcej osób. W sześć miesięcy sprzedano siedem samochodów, przede wszystkim sportowego Granturismo, za które trzeba zapłacić przynajmniej 600 tys. zł. Wiadomo jednak, że zamówień jest już znacznie więcej. Szczególnie na nową, dopiero co przedstawioną limuzynę o nazwie Ghibli - nieco tańszą od luksusowego Quattroporte, ale o równie interesującej stylizacji. Poza tym, dostępną z silnikiem Diesla, pochodzącym z Jeepa Grand Cherokee, a właśnie takie motory najczęściej wybierają menedżerowie biorący wozy tej klasy w leasing.
Nieźle mają się też arystokratyczne marki. Przykładowo Bentley - salon otwarto na parterze apartamentowca na warszawskim Powiślu - sprzedał w pierwszym półroczu osiem samochodów. Wszystkie egzemplarze to sportowe Continental, za które płaci się minimum 850 tys. zł. Większość klientów wybiera jednak droższe wersje, z mocnymi motorami i bogatym wyposażeniem. Cena rzędu miliona złotych to norma.
Podobny gust mają nabywcy arystokratycznych Aston Martinów, ręcznie montowanych w manufakturze znajdującej się w Wielkiej Brytanii. W Polsce sprzedaje je spółka należąca do jednego z developerów. W sumie w ciągu sześciu miesięcy br. do klientów trafiło sześć aut tej marki, z czego większość to nowy, sportowy Vanquish.
W tym gronie, jak na razie, nie najlepiej wypada Rolls-Royce, którego limuzyny można wprawdzie zamawiać w Polsce w przedstawicielstwie BMW, ale zainteresowanie nie jest duże. W tym roku jak dotąd sprzedano tylko jedno auto, model Ghost.
Za to Porsche, choć produkuje jedynie drogie samochody, stało się już marką z pogranicza najdroższych aut segmentu premium i tych nieco tańszych. W pół roku zarejestrowano w Polsce 229 samochodów z logo Porsche i jest to wzrost o 11 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2012 r. Oczywiście hitem pozostaje terenowy Cayenne, którego kupiło aż 130 klientów. Recepta na sukces jest w tym przypadku dość prosta: modny segment plus relatywnie niska cena, od ok. 300 tys. zł. Co ciekawe, nie brakuje też amatorów kultowego 911, które kosztuje minimum 450 tys. zł. W tym przypadku jednak cena nie jest istotna, bo i tak większość klientów decyduje się na droższe egzemplarze. Panamera jest trzecim modelem Porsche w Polsce. Mimo, że płaci się za nią mniej niż za 911. Cóż, większość biznesmenów woli bardziej klasyczne limuzyny Audi, BMW lub Mercedesa.
Te trzy niemieckie marki biją w ostatnim czasie rekordy sprzedaży. Gdy spojrzeć na wyniki z pierwszego półrocza tego roku, na czele segmentu premium znajduje się BMW z wynikiem na poziomie niemal 3 tys. samochodów (wzrost o 8 proc.), drugą pozycję zajmuje Mercedes (ponad 2,9 tys. aut, w górę o rekordowe 20 proc.), czwartą zaś Audi (ponad 2,6 tys., prawie 6 proc. wzrostu). Ostatnią z niemieckim marek wyprzedza Volvo.
W czym tkwi fenomen wzrostu sprzedaży tych marek? Otóż opiera się na trzech filarach: coraz większa oferta, wprowadzanie relatywnie tanich modeli oraz konsekwentnie poszerzana gama modnych SUV-ów. Nie bez znaczenia jest też regularne prezentowanie nowych modeli, w których zawsze znajdziemy coś interesującego: oszczędne i mocne motory, szybkie, nowoczesne skrzynie biegów bądź nowinki z dziedziny elektroniki. To przyciąga klientów.
Przykładowo BMW imponującymi wynikami może się pochwalić w przypadku SUV-ów X5 i X6, które zresztą w tym roku przeszły kurację odmładzającą, zyskując m.in. bardziej oszczędne motory i nieco bardziej efektowny wygląd. Najwięcej osób decyduje się oczywiście na auta z dieslami o mocy 245 bądź 306 KM. Doskonale sprzedaje się też seria 3, która ponad rok temu miała swoją premierę. Interesujący jest również ogromny sukces sportowej "szóstki" - luksusowego coupe oraz kabrioletu. Popyt na nią wzrósł o imponujące 412 proc. do 41 egzemplarzy, a najwięcej klientów wybiera odmianę z 4,4-litrowym motorem V8 o mocy 450 KM. Cóż, taki napęd najlepiej pasuje do sportowego wozu.
Mercedes prowadzi podobną do BMW politykę. Również inwestuje w nowe SUV-y i konsekwentnie wprowadza niedrogie jak na tę markę modele. Jeden z tegorocznych przebojów to limuzyna CLA. Dość nietypowa jak na Mercedesa, bo z napędem na przód, powstała na podwoziu kompaktowej klasy A. Jest relatywnie tania (ceny od 119 tys. zł), a zamówień na nią jest bez liku. Najczęściej wybierana wersja to auto ze 156-konnym silnikiem na benzynę. Z kolei diesel dominuje w dwóch SUV-ach - ogromnym GL-u (cena od 350 tys. zł) oraz sporo mniejszym GLK (za jedyne 165 tys. zł). Oba sprzedają się znakomicie. O wiele lepiej niż przed rokiem. Wkrótce popyt na Mercedesy wzrośnie jeszcze bardziej, bo już w tym roku pojawi się u dilerów kompaktowa "terenówka" nazwana GLA. Na pewno powtórzy sukces limuzyny CLA.
Ostatnie z niemieckiej "wielkiej trójki" jest Audi i - tak jak jego rywale - swój sukces zawdzięcza dużym samochodom z napędem 4x4. Rośnie popyt na Audi Q5 i Q7. I to mimo, że nie są to nowe modele. Zwiększa się też liczba chętnych na A6 Allroad, czyli uterenowioną wersję A6 w wersji kombi - z podwyższonym i wzmocnionym zawieszeniem oraz stałym napędem na cztery koła. Nie da się nie zauważyć, że moda na takie samochody dotarła też do Polski. I nikomu nie przeszkadza, że większość z wozów o wyglądzie "terenówek" nigdy nie wyjedzie poza asfaltowe drogi. Kierowcy doceniają bowiem wysoką pozycję za "kółkiem", mocarny wygląd oraz - przydatny zimą, a nie w błocie - napęd 4x4.
Oczywiście segment premium nie kończy się na niemieckich producentach. Całkiem skutecznie walczy z nimi Volvo, które w pół roku sprzedało prawie 2,7 tys. samochodów. Filarem tej marki jest świetne XC60, czyli średniej wielkości SUV. Można go kupić za nieco ponad 130 tys. zł, co jest ceną korzystniejszą niż oferowana przez niemieckich producentów za auto tej samej klasy ze zbliżonym silnikiem i wyposażeniem. W 2014 r. Volvo na pewno jeszcze poprawi swoje wyniki, bo właśnie wtedy pokaże bardzo długo wyczekiwane XC90. To duży SUV, który ze względu na zastosowane rozwiązania techniczne zapewne zrobi sporo zamieszania w swoim segmencie.
Tej samej klasy auta planują zresztą włączyć do swojej oferty Lexus i Jaguar. Dwie marki, które - przynajmniej na razie - pozostają daleko w tyle za Niemcami i Szwedami. Lexusowi udało się w Polsce sprzedać w sześć miesięcy tylko 244 samochody i jest to wynik gorszy niż rok wcześniej o 16 proc. Na zakup Jaguara zaś zdecydowało się 99 osób, czyli o 4 proc. więcej niż przed rokiem. Lexus najwięcej sprzedaje nowych GS-ów (szczególnie w wersji hybrydowej), Jaguar zaś przyciąga klientów XF-em. Oba modele to przedstawiciele tej samej klasy, rywale m.in. dla BMW serii 5. Oferta obu producentów będzie jednak szybko powiększana, co ogłaszali ich szefowie podczas wrześniowego salonu samochodowego we Frankfurcie. Niemcy nie mogą zatem spoczywać na laurach. I nie robią tego, zapowiadając kolejne nowości. W segmencie premium zapowiada się naprawdę ciekawy rok.
Henryk Jarecki