Koalicyjny spór o składkę zdrowotną. "Święty spokój na tle lat 90."
Odsunięcie PiS od władzy - taki cel postawiły sobie obecne partie rządzące. Szybko okazało się jednak, że to nie wystarczy do tego, aby sprawnie przeprowadzać swoje reformy. Po roku rządów sztandarowe obietnice, jak zmiana składki zdrowotnej czy kwota wolna od podatku stały się kością niezgody. Choć mogłoby się wydawać, że fundamentalne różnice między koalicjantami dotyczą spraw społecznych, jak choćby prawo do aborcji, to najbardziej palącą kwestią okazują się wątki gospodarcze. Dodatkowo poszczególni koalicjanci szli do wyborów z własnymi pomysłami, które nie znalazły się w umowie koalicyjnej. Czy jest w ogóle szansa na ich realizację?
Gdyby posiedzenie Sejmu z 9 października oglądał niezaznajomiony z polską polityką widz, mógłby odnieść wrażenie, że dyskusja na temat zmiany sposobu naliczania składki zdrowotnej, jaka wywiązała się między Ryszardem Petru (Polska 2050-TD) a Adrianem Zandbergiem (Lewica) odbyła się między przedstawicielami partii opozycyjnych. Tymczasem temat ten wywołuje od miesięcy duże emocje wśród koalicji rządzącej, która nie jest w stanie dojść do porozumienia, mimo że od wyborów parlamentarnych minął rok. Zresztą nie tylko ta kwestia wywołuje szerszą dyskusję. Większość sejmowa jest złożona z trzech części, a każda z nich stanowi odrębną koalicję - nie pozostaje to bez znaczenia przy publikacji propozycji ustaw.
Jeszcze w marcu br. rząd przedstawił swoją propozycję zmian, która nie usatysfakcjonowała ani Trzeciej Drogi, ani Lewicy. Polska 2050 złożyła w odpowiedzi swój projekt, dodatkowo następnie go poprawiając, podobnie zrobiła Lewica, chcąc wprost zastąpić składkę podatkiem zdrowotnym. Nie dość, że rządowa propozycja nie spotkała się z poparciem reszty koalicji, ta wyraźnie mija się w poglądach. Po tym, gdy Petru zapowiedział, że jego klub złoży projekt ustawy o obniżce składki zdrowotnej, Zandberg skwitował to komentarzem o "wyjęciu kolejnych miliardów na prezenty dla osób najzamożniejszych" w obliczu dziury w budżecie NFZ.
"Projekt PL2050 nie uszczupli środków na ochronę zdrowia. Nasze rozwiązanie mieści się w budżecie 4 mld zł na 2025 r. obiecanych publicznie na ten cel przez Ministra Finansów" - broni się Polska 2050.
Wicepremier z ramienia Lewicy, Krzysztof Gawkowski we wrześniu w rozmowie z Interią przekonywał, że temat składki zdrowotnej - podobnie jak inne kwestie sporne - "nie rozsadzi koalicji". Jednocześnie obiecał, że "składka zdrowotna będzie niższa w 2025 roku".
- Mamy nadzieję, że nasi partnerzy to widzą, że Lewica chce pomagać przedsiębiorcom, ale nie chce odejmować od tego kubeczka ochronie zdrowia. Nie chcielibyśmy, żeby za cenę tego, że przedsiębiorcom będzie lekko i łatwiej, w jakimś powiecie zamknąć szpital - dodał.
Jak dotąd jedyną kwestią, co do której wydaje się, że nastąpiło porozumienie, jest odejście od odejście od naliczania składki zdrowotnej od środków trwałych. Szymon Hołownia na poniedziałkowym spotkaniu w Kraśniku ocenił, że "wydaje się, że temat ten jest zamknięty i nie ma dyskusji", a zmian w przepisach można spodziewać się od stycznia przyszłego roku.
Zdanie Gawkowskiego o tym, że składka zdrowotna - ani żaden inny temat - nie rozwiąże koalicji podziela prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. W rozmowie z Interią wskazuje jednak, że choć spoiw łączących partie polityczne jest dużo, nie przeczy to temu, że kwestia składki odzwierciedla głębokie różnice ideowe pomiędzy nimi, jak również różne interesy dużych grup społecznych, które stoją za koalicyjnymi formacjami. Dodaje, że wiąże się to też z poszukiwaniem elektoratu na przyszłość.
- Myślę, że ten spektakl nawet jeśli przestanie się koncentrować na składce zdrowotnej, to w jakimś sensie będzie trwał. Ale na tym polegają koalicyjne rządy i na tle tego, co można było obserwować w latach 90. w czasach koalicji różnych partii prawicowych i liberalnych czy nawet w latach SLD-PSL to myślę, że większość wyborców uznaje to za święty spokój - wskazuje.
Nasz rozmówca zwraca uwagę na fakt że problem składki dotyka kwestii zarówno "egalitaryzmu, solidaryzmu w podejściu do opieki zdrowotnej, jak i systemu podatkowego, w oparciu i jeszcze gdzieś tam w Polsce tlącą się liberalną tendencję do większego obciążania mniej zamożnych". Nie uważa jednak, aby była to kwestia decydująca o wyjściu posłów czy posłanek z koalicji.
- Co najwyżej tego typu historie mogłyby służyć za pretekst, ale nie za ostateczną przyczynę. Ryszard Petru prezentuje dość radykalny, wyrazisty wariant idei liberalnych rodem z lat 90. Natomiast Partia Razem nieprzypadkowo zaczęła się pojawiać w poważnej polityce, w ogóle powstała jako partia po wielkim kryzysie kapitalizmu lat 2008-2010, więc na tej osi trudno byłoby się spodziewać konsensu. Natomiast te osie, które dzielą polskie społeczeństwo są dla obu tych podmiotów niekorzystne. Ryszard Petru musi godzić się z tym, że koalicja, w której będzie funkcjonował jest mniej liberalna per saldo niż on, a i partia Razem, chcąc pozostać dłużej w polityce, też musi zdać sobie sprawę, że tradycyjne, zachodnie recepty socjaldemokratyczne przez polski parlament niekoniecznie łatwo przejdą - komentuje prof. Chwedoruk.
Nie tylko reforma składki zdrowotnej jest obietnicą trudną do zrealizowania. KO zobowiązała się do obniżenia podatków; osoby zarabiające do 6 tys. zł brutto i emeryci o świadczeniu do 5 tys. brutto mieli nie płacić podatku dochodowego, zaś kwota wolna od podatku miała zostać podniesiona z 30 do 60 tys. zł. Jak dotąd nie udało się tej obietnicy dotrzymać.
"Ministerstwo Finansów prowadzi audyt finansów publicznych oraz uzgadnia zmiany z samorządami, które partycypują we wpływach z podatku PIT." - czytamy na stronach KO. Jednak sztandarowa obietnica KO wydaje się coraz mniej prawdopodobna - tym bardziej, że zapis o niej nie znalazł się w międzypartyjnych uzgodnieniach w ramach umowy koalicyjnej. Wynika to z założeń średniookresowego planu budżetowo-strukturalnego. Jak wskazywał w rozmowie z Interią Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich "dokument ten w jednoznaczny sposób przesądza, że do 2028 r. kwota wolna od podatku zostanie utrzymana na poziomie 30 tys. zł", dodając że kosztu podniesienia kwoty wolnej od podatku nie da się pogodzić z koniecznością obniżenia deficytu sektora finansów publicznych.
Minister finansów jeszcze w piątek potwierdził, że obietnica jest aktualna. Plan budżetowo-strukturalny, który przyjęliśmy na rządzie i przedstawiliśmy Brukseli, w żaden sposób jej nie wyklucza. Przedstawię panu premierowi Tuskowi - zgodnie z tym, do czego mnie zobowiązał - plan realizacji tego zobowiązania" - powiedział.
KO chciała też zniesienia podatku Belki dla oszczędności i inwestycji w tym także na GPW (do 100 tys. zł, powyżej 1 roku). Pierwotnie minister finansów Andrzej Domański chciał, aby zmiana weszła w życie z początkiem 2025 roku, jednak w planie przyszłorocznego budżetu nie ma o niej mowy. Nie jest planowana również do zrealizowania propozycja Trzeciej Drogi o wprowadzeniu rodzinnego PIT, o czym jeszcze w kwietniu informował wiceszef MF Jarosław Neneman w odpowiedzi na poselską interpelację.
Z kolei we wrześniu Polska 2050 poparła propozycję opozycji, aby w przypadku podatku Belki przedmiotem opodatkowania podatkiem dochodowym był realny, a nie tylko nominalny przyrost zainwestowanych na giełdzie środków. Projekt czeka na kolejny etap procesu legislacyjnego w sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Był to wyraźny sygnał od ugrupowania Szymona Hołowni dla pozostałych koalicjantów, że nie mogą oni liczyć na głosowanie według jednej wspólnej linii - zresztą nie pierwszy raz, bowiem marszałek Sejmu wielokrotnie przypominał KO i Lewicy, że kwestii składki zdrowotnej "nie odpuszczą".
Dlaczego więc to kwestie gospodarcze stały się pierwszym planem konfliktu i problemów koalicjantów? W ocenie prof. Chwedoruka decydują o tym dwa czynniki.
- Po pierwsze: twarde interesy. Każdy rząd podlega permanentnym naciskom ze strony różnych grup lobbystycznych, które często dysponują możliwościami większymi niż duże partie polityczne; pod naciskiem różnych grup wyborców i nie może tego nie uwzględniać. W tym wypadku tak szeroki elektorat przy tak wysokiej frekwencji musi być wewnętrznie zróżnicowany; inaczej nie dałoby rady wygrać wyborów - wskazuje,
Jako drugą z przyczyn podaje fakt, że spory kulturowe - takie jak np. kwestie dotyczące aborcji - są nienegocjowalne, bo dotyczą wartości.
- Natomiast kwestie ekonomiczne można negocjować. Można wprowadzić stawki podatkowe czy zdrowotne o określonej wysokości. Nieprzypadkowo to tutaj mamy swoistą polityczną telenowelę - podsumowuje.