Kolejna, konieczna, nie lubiana obniżka stóp procentowych

Strategia na stopach stoi a rząd na stopach (po)leży

Strategia na stopach stoi a rząd na stopach (po)leży

W nieco ponad rok od objęcia przez prof. Leszka Balcerowicza funkcji prezesa Narodowego Banku Polskiego, równo w 11 miesięcy od pierwszej (po serii podwyżek) delikatnej (o 1 pkt. procentowy) obniżce stóp procentowych, Rada Polityki Pieniężnej obcięła wczoraj stopy procentowe: redyskonta weksli i lombardową o 2 pkt. procentowe oraz interwencyjną o 1,5 pkt. procentowego. Jest to nie tylko siódma z rzędu obniżka, ale również najbardziej okazała - wszystkie dotychczasowe nie przekraczały 150 pkt. bazowych.

Bezprecedensowy ciąg obniżek zmniejszył np. stopę redyskonta weksli z rekordowych, w ostatnich latach, 21,5 proc. do 12 proc. Pozostałe podobnie. I, paradoksalnie, nikt nie jest zadowolony.

Reklama

Rząd nie jest zadowolony, a przynajmniej nie w pełni, bo minister finansów Marek Belka, już w kilka minut po ogłoszeniu decyzji Rady, stwierdził, że "jest to ruch ostrożny, przez niektórych może być uznany nawet za zbyt ostrożny", ale "chciałby interpretować tę decyzję jako początek wspierania przez RPP programu gospodarczego rządu".

Sama Rada nie jest zadowolona, bo - nie zależnie od przesłanek i prawdziwych motywów - można odnieść wrażenie, że jej skłonność do współpracy z rządem jest wprost proporcjonalna do jego siły i determinacji: do wyborów parlamentarnych miała wartość "zero", po wyborach przybrała kształt falującej krzywej rosnącej, by w ostatnim okresie osiągnąć wartość około 60 proc. (tyle, mniej więcej, procent oczekiwań rządu zostało spełnione).Banki nie są zadowolone, bo każda kolejna obniżka stóp procentowych przez bank centralny zmniejsza znacząco wielkość alibi jakim mogą posługiwać się przy utrzymywaniu, na stałe, zatrważająco wysokiej różnicy pomiędzy kredytami i depozytami, a ponadto każda kolejna obniżka zmusza do zwołania bardzo szanownych gremiów, które - po długiej i wnikliwej naradzie - i tak, co prawda, nie dokonają żadnych zmian, ale... kłopot jednak jest.

Przedsiębiorcy nie są zadowoleni, bo kredyty jak były niedostępne, tak pozostaną nie dostępne. I to co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze banki nie bardzo zainteresowane są ich udzielaniem (ba mają inne możliwości lokowania środków, bezpieczniejsze), w związku z tym mnożą trudności.

Po drugie, powoli spadające ich oprocentowanie i tak pozostaje zasadniczo wyższe niż możliwa do osiągnięcia rentowność praktycznie każdego legalnego interesu.Spekulanci giełdowi i walutowi nie są kontenci, bo każda decyzja Rady jest tak dalece przewidywalna, że rynek już od wielu tygodni dyskontuje ją, nie pozwalając na zrobienie jakichkolwiek arbitraży.

Ponadto Rada, swoimi decyzjami, spowodowała, że uczestnicy rynku - uważnie ją obserwując - nauczyli się niejako lekceważyć jej decyzje. Dobrą tego ilustracją jest zachowanie rynku akcji i rynku walutowego po ostatniej decyzji.

Okazuje się, że znacznie większe znaczenie mają dla nich uwarunkowania zewnętrzne.

Bezrobotni też nie są zadowoleni, chociażby z tego powodu, że z każdym miesiącem ich przybywa.A co już najbardziej zdumiewające, ale prawdziwe, bardzo nie są zadowoleni tzw. samozwańczy obrońcy rady. Samozwańczy, czyli przez nikogo nie proszeni. Po pierwsze: ich szeregi topnieją (z każdym tygodniem ich ubywało), aż przetrwali praktycznie tylko pracujący dla banków - to już nie może dziwić, wszak wiedzą skąd jedzą chleb.

Po drugie: ubywało argumentów tak dramatycznie, że w obronie wysokich stóp zaczęli posługiwać się już takim absurdalnym argumentem jak spadająca skłonność Polaków do oszczędzania.

Po trzecie: to trochę głupio bronić guzika od munduru, jak diabli biorą cały mundur.Dzień wcześniej, we wtorek, rząd przyjął strategię przyspieszenia wzrostu gospodarczego, której powodzenie premier Leszek Miller uzależnił od dalszych obniżek stóp procentowych.

Rząd założył wariant ostrego cięcia stóp, które w latach 2002 - 2003 miałoby łącznie wynieść 5 pkt. proc., z czego 4 jeszcze w tym roku. W kolejnych latach stopy miałyby zmieniać się w tempie inflacji, czyli realnie pozostawać na tym samym poziomie.

To jest realne. Tylko że osiągnięcie, tylko za pomocą nawet oczekiwanej obniżki stóp, 5 proc. wzrostu PKB w roku 2004, podobnie jak spadku bezrobocia do poziomu 10 proc., wydaje się być czystą mrzonką.

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »