Kryzys energetyczny. Co dalej z OZE i na jak długo wrócił węgiel?

Kryzys energetyczny wytrącił świat ze ścieżki wiodącej do zeroemisyjności. W obliczu ryzyka niedoborów energii kraje zarzuciły zielone idee, powracając do szerokiego wykorzystania węgla i ropy. Wszak cel uświęca środki... Jednak zdaniem ekspertów nie oznacza to odwrotu od transformacji energetycznej i nie przekreśla zielonego zwrotu. Pokazuje tylko, że trzeba działać szybciej i bardziej zdecydowanie, rozwijając OZE i inwestując w nowe technologie. To nauczka, z której musimy wyciągnąć wnioski.

Dziś jesteśmy w sytuacji, gdy węgiel na nowo święci triumfy. Wolumeny energii elektrycznej wytwarzanej z węgla rosną i zmierzają w kierunku nowego rocznego rekordu w 2021 r., podważając czynione dotychczas wysiłki na rzecz zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych - alarmuje Międzynarodowa Agencja Energii (IEA). Po spadku w 2019 i 2020 r. szacuje się, że globalna produkcja energii z węgla wzrośnie w tym roku o 9 proc., do 10,4 tys. TWh.

Także 2022 rok przyniesie następny rekord zużycia, który może utrzymać się przez kolejne dwa lata. IEA podkreśla potrzebę podjęcia szybkich działań politycznych, by zapobiec takiemu scenariuszowi. Moce z odnawialnych źródeł muszą rosnąć w jeszcze szybszym tempie. Kluczowa będzie rola rządów poszczególnych krajów, które powinny zmierzać w kierunku zwiększania mocy OZE, m.in. usuwając bariery biurokratyczne, czy stosując różnego rodzaju zachęty i ułatwienia, a także propagując szersze zastosowanie energii odnawialnej w różnych sektorach.

Reklama

Ponad połowa światowej produkcji energii elektrycznej z węgla odbywa się w Chinach. Szacuje się, że wzrośnie ona w Państwie Środka w tym roku o 9 proc., mimo spowolnienia pod koniec roku. W Indiach z kolei prognozowany jest wzrost o 12 proc. Gdyby dane te faktycznie się potwierdziły, mielibyśmy do czynienia z rekordami wszech czasów w obu tych krajach. Dzieje się tak mimo że wprowadzają one jednocześnie do systemu bardzo duże ilości energii słonecznej i wiatrowej.

Produkcja energii z węgla w Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej ma wzrosnąć w 2021 r. o prawie 20 proc., ale nie przekroczy poziomów z 2019 r. Na tych dwóch rynkach zużycie węgla w 2022 r. powinno spaść, m.in. ze względu na szybki rozwój energetyki odnawialnej.

W Polsce 80 proc. wyprodukowanej w tym roku energii pochodziło z węgla. Takie dane przekazał Urząd Regulacji Energetyki przy okazji publikacji nowych taryf na nowy rok. Tymczasem w zeszłym roku było to poniżej 70 proc., w 2019 r. ok. 75 proc., a w 2018 r. ponad 78 proc.

Skąd ten kryzys?

Kryzys, z jakim mamy do czynienia, to efekt wielu czynników, które nałożyły się na siebie w jednym czasie, jak napięta sytuacja na rynku gazu na skutek specyficznej polityki handlowej Rosji, gwałtowne ożywienie gospodarcze przekładające się na wzrost zużycia energii, długie bezwietrzne okresy, mroźna zima, duże zapotrzebowanie na gaz w Azji, która konkurowała o ładunki LNG z Europą. Wszystko to sprawiło, że ceny energii poszły w górę.

Do kryzysu przyczyniła się częściowo także i zielona transformacja. - Nie jest to jedyny powód, ale nie oszukujmy się i nie udawajmy, że nie odgrywa on żadnej roli. Ponieważ odgrywa - mówił Ole Hansen, dyrektor ds. strategii rynków towarowych w Saxo Banku. Wyjaśniał, że stałe minimalne obciążenie systemu energetycznego wymagane do zaspokojenia podstawowych potrzeb odbiorców w przeszłości było zapewniane przez elektrownie konwencjonalne, w tym węglowe.

W ramach zielonej transformacji energetycznej Europa, która dokonała w tym zakresie największych postępów, zamyka elektrownie konwencjonalne, zastępując je produkcją energii ze źródeł odnawialnych. - Łatwo jest zwiększać i zmniejszać ilość gazu dostarczanego do elektrowni, nie jesteśmy jednak w stanie określić, jaka będzie siła wiatru za dwa tygodnie - mówił Hansen.

Dostawy energii z OZE faktycznie są zmienne i trudno je zaplanować. Odczuliśmy to w bieżącym roku, gdy w Unii Europejskiej produkcja energii z wiatru spadła o 3 proc. ze względu na słabe warunki wietrzne. To pierwszy roczny spadek od ponad trzech dekad. W latach 2015-2020 średnioroczny wzrost wynosił około 10 proc. Z kolei w Brazylii, Stanach Zjednoczonych, Chinach i Turcji z powodu suszy spadła generacja energii z elektrowni wodnych.

Globalne deklaracje

Na ten kryzysowy rok przypadła organizacja szczytu COP26. Hasła pojawiające się podczas tegorocznego wydarzenia odbijały się szerokim echem na całym świecie. Powszechne były głosy podkreślające konieczność podjęcia na nowo wysiłków w kierunku ograniczania emisji, bardziej wzmożonych i intensywnych.

I choć efekty szczytu mogą budzić mieszane uczucia, bo złożone deklaracje nie prowadzą do ograniczenia wzrostu temperatur do 1,5 stopnia Celsjusza, ani nawet do 2 stopni Celsjusza, nie przekreślają jednak dojścia do celu. Proces będzie przedmiotem dalszych debat, które prowadzić będą do coraz odważniejszych decyzji.

W wydarzeniu wzięło udział prawie dwieście krajów z całego świata. Bezwładność takiego ciała jest ogromna. Wypracowywanie wspólnego stanowiska w tak szerokim składzie wydaje się karkołomnym zadaniem. I choć pojawiały się głosy krytyczne, w tym choćby szwedzkiej aktywistki Grety Thunberg, która podsumowała, że wyniki szczytu to zwykłe "bla bla bla", to jednak trzeba zauważyć, że blisko 200 państw zgodziło się z wnioskiem, że z paliw kopalnych, w szczególności z węgla, trzeba będzie zacząć wychodzić.

Więcej, szybciej, odważniej!

Joanna Maćkowiak-Pandera, prezes Forum Energii, wskazywała w trakcie jednej z ostatnich konferencji - podzielając przytaczane wcześniej stanowisko IEA - że jedynym słusznym rozwiązaniem na przyszłość są wzmożone inwestycje w odnawialne źródła energii. - Potrzebujemy nowych mocy. Do 2030 r. mamy do wyboru źródła odnawialne na dużą skalę i gaz jako uzupełnienie systemu - mówiła. Dodawała, że nowe projekty są konieczne, bo z czasem zamykane będą kolejne bloki węglowe.

Na konieczność podjęcia działań wskazywała też Monika Morawiecka, prezes PGE Baltica. - Należy postawić na zdecydowane przyspieszenie rozwoju OZE. Trzeba odblokować możliwość inwestowania w wiatr na lądzie i inwestować w sieci przesyłowe, bo bez tego proces transformacji się nie dokona. Musimy mieć dużo odnawialnych źródeł w systemie, by móc mówić o innych technologiach, jak ta oparta na zielonym wodorze - mówiła podczas jednej z debat.

Również Ole Hansen z Saxo Banku podkreślał, że musimy postawić na wytwarzanie energii słonecznej i wiatrowej na jeszcze większą skalę, inwestując jednocześnie w połączenia międzysystemowe zapewniające przepływ i łatwy dostęp pomiędzy regionami, w których taka produkcja jest zróżnicowana. - Ponadto istnieje możliwość magazynowania energii elektrycznej w akumulatorach oraz technologia energetyki jądrowej nowej generacji, która według badań może okazać się bezpieczniejsza niż obecne technologie, a jednocześnie wytwarzać więcej energii z tej samej ilości uranu - informował.

Igranie z ogniem

Oczywiście pojawiają się też głosy, w tym przede wszystkim w Polsce, że odejście od węgla to błąd. Rezygnujemy bowiem z surowca, w którego posiadaniu jesteśmy, uzależniając się na własne życzenie m.in. od rosyjskiego gazu. Choć można dyskutować o kosztach pozyskania krajowego węgla i jego jakości - krajowe elektrownie decydowały się często na węgiel z importu, tańszy, o lepszych parametrach. 

Trzeba jednak pamiętać, że w tej grze chodzi nie tylko o ekonomię, ale przede wszystkim o środowisko, którego kondycja została bardzo mocno nadszarpnięta. Klimat się zmienia na naszą niekorzyść i jeśli tego nie zmienimy, czeka nas katastrofa. Skutki zmian odczuwamy już teraz. To jednak zaledwie przygrywka do tego, co czeka nas w przyszłości.

Sekretarz generalny ONZ António Guterres wzywał przed szczytem COP26, by przestać traktować naturę jak toaletę i skrytykował dalsze stosowanie paliw kopalnych, porównując to do "kopania własnych grobów". Z kolei podsumowując wydarzenie ogłosił: "To ważny krok, ale to nie wystarczy. Nadszedł czas, by przejść na tryb awaryjny. Bitwa klimatyczna jest walką naszego życia i ta walka musi być wygrana".

Nikt nie składa broni. Za rok odbędzie się kolejna konferencja, na której kraje mają zadeklarować nowe, wyższe cele ograniczania emisji na 2030 roku.  Na razie potknęliśmy się na wyboistej drodze do transformacji. Ale - jak zaznaczają eksperci - nie oznacza to, że ponieśliśmy klęskę. Powinniśmy działać szybciej i bardziej zdecydowanie.

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »