Kto się myli "recesja" czy "bessa"

Podobnie jak cztery lata temu nikt nie przewidywał spektakularnej hossy na rynku surowców przemysłowych, tak i rok temu nikt się nie pokusił o prognozę rychłej i tak gwałtownej bessy. Co może z tego wynikać dla globalnego rozwoju gospodarczego?

Analizując ostatnie 8 lat, chciałbym pokrótce skonfrontować trendy cenowe na rynkach strategicznych surowców przemysłowych z zachowaniem giełd i globalnym cyklem koniunkturalnym. Wydaje się, że notowania zwłaszcza miedzi i ropy naftowej można w badanym okresie uznać za dobre wskaźniki wyprzedzające dla przyszłej koniunktury gospodarczej.

Ujęcie długoterminowych trendów cenowych dla dwóch badanych surowców w proste statystyki robi duże wrażenie. Baryłka ropy lekkiej rozpoczęła ostatnią ośmioletnią hossę pod koniec 1998 r. z poziomu 11-12 dolarów. Pierwsza fala wzrostowa zakończyła się latem 2000 r. w okolicy 35 dol./bar, ustępując przecenie w rejon 18 dol. na przełomie 2001/2002. Od tamtego momentu, aż do lata 2006 roku, rynkiem ropy zawładnęła potężna fala hossy, podczas której cena wzrosła o ponad 300 procent, dokładnie do 78 dol. pod koniec lipca ubr. Wówczas, wbrew coraz częstszym prognozom rychłej trzycyfrowej ceny baryłki, karta się odwróciła i notowania zdominował trend spadkowy. Dnia 11 stycznia 2007 baryłkę wyceniano na niecałe 52 dolary, zatem fala bessy w ciągu pół roku zabrała aż jedną trzecią z rekordowej ceny!

Reklama

Znacznie więcej fajerwerków i to w dużo krótszym czasie zafundował rynek miedzi. Między końcem 1998 a latem 2000 r. miedź wykonała ruch wzrostowy o zasięgu ok. 60 proc. (od 1400 do 2200 dol./t), po czym w całości tę falę zniosła do końca 2001 r. Nic się nie działo aż do połowy 2003 r., kiedy nadszedł oczywisty bodziec ze strony Chin. Budząca się na początku nowego tysiąclecia potęga ponad miliardowego państwa zaczęła wchłaniać dosłownie każdą ilość miedzi i innych metali przemysłowych, oczywiście windując ceny. Tona miedzi zdrożała dwukrotnie do połowy 2005 r., osiągając cenę 3500 dol.

Wówczas z opóźnieniem ujawnił się efekt zerowych stóp procentowych w Japonii i rozkwitło zjawisko carry-trade. Część kredytów zaciągniętych w jenach ulokowano w funduszach hedgingowych, nadmuchując bezprecedensowy bąbel spekulacyjny m. in. na rynku miedzi. Czerwony metal zdrożał do 8800 dol./t w maju 2006 r. i z tego poziomu rozpoczęła się dotkliwa bessa. Znakiem czasu była jedna z prognoz, typująca 12 tys. dol. za tonę - czytelny, psychologiczny sygnał sprzedaży. Na początku 2007 r. za miedź płaci się już o 40 proc. taniej niż w szczycie euforii.

Powyższe trendy bardzo ciekawie wyglądają na tle równoległych wydarzeń w globalnej gospodarce i na światowych giełdach. Pierwsza, mniejsza fala zwyżki cen ropy dość dobrze zsynchronizowała się czasowo z ożywieniem po zaniknięciu reperkusji kryzysów: azjatyckiego z 1997 r. i rosyjskiego z 1998, a tak spektakularnie zakończonym wiosną 2000 r. pęknięciem bańki internetowej. Amerykański indeks S&P500 wzrósł w latach 1997-2000 dwukrotnie do nieco ponad 1500 pkt. Realna dynamika PKB USA oscylowała w tamtym okresie nieco powyżej 4 proc., po czym stopniała do przedziału 1-2 proc. aż do końca 2002 r.

Recesja z lat 2000-2002, jakkolwiek krótkotrwała, bardzo dała się we znaki giełdom światowym. Wspomniany wskaźnik giełdowy zanegował cały trzyletni dorobek, powracając pod koniec 2002 r. poniżej 800 pkt., a Dow Jones Industrial Average spadł w latach 2000-2002 z 11800 do 7500 pkt. W niełaskę popadły rynki wschodzące, a rodzimy WIG20 naruszył 1000 pkt.

Od 2003 r. dzięki rekordowo niskim stopom procentowym nastąpiło ożywienie gospodarcze, a dynamika PKB USA powróciła w okolice 4 proc. Duży udział w dynamice amerykańskiego produktu miał boom na rynku nieruchomości, który przerodził się w groźną bańkę spekulacyjną. Doniosłą rolę w ożywieniu globalnym odnotowały kraje azjatyckie z Chinami na czele (PKB ponad 10 proc.). Zwróćmy jeszcze raz uwagę na synchronizację tego ożywienia z początkiem galopady cen paliw i metali. Nastała również gwałtowna hossa na rynkach wschodzących.

Za sprawą zdecydowanych podwyżek stóp procentowych cykl koniunkturalny zaczął tracić impet mniej więcej w pierwszej połowie 2006 r., chociaż wyraźne sygnały przegrzania na rynku nieruchomości w USA pojawiły się już rok wcześniej. Roczna dynamika PKB Stanów sięgnęła imponujących 5,6 proc. po I kwartale 2006, a gospodarka globalna rozpędziła się do 5 proc. Giełdy emerging markets w ciągu 4 lat wzrosły cztero-, pięcio- a nawet dziesięciokrotnie.

I właśnie wówczas zapaść amerykańskich nieruchomości wraz z wysokimi stopami procentowymi (nominalnie, gdyż realnie bywały wcześniej dużo wyższe) zaczęły ciążyć amerykańskiemu PKB. Pojawił się spadek popytu na surowce w Azji, a gospodarka chińska zdaje się nieco zwalniać. Jak widać nieprzypadkowo wiosną pękł spekulacyjny bąbel na miedzi, a latem na ropie naftowej. Ceny metali szlachetnych oddaliły się od wieloletnich szczytów na dystans ok. 20 proc. Tymczasem dynamika PKB USA spadła do 2 proc. po czwartym kwartale 2006 r., kiedy od kilku miesięcy już dominowała bessa na rynku dwóch badanych surowców.

Podsumowując ostatnie 8 lat, cykle koniunkturalne obrazowane dynamiką wzrostu gospodarczego, a odzwierciedlane w notowaniach giełdowych, wykazują daleko idącą zbieżność z trendami w wycenie miedzi i ropy naftowej. Te dwa strategiczne surowce dały wiarygodny znak nadchodzącego ożywienia, wkraczając na ścieżkę silnych wzrostów w 2003 r. Wcześniej zwłaszcza ropa naftowa sygnalizowała ożywienie w ramach cyklu 1998-2000.

Obecnie trzeba coraz więcej uwagi kierować ku drugiej twarzy tej układanki. Początek bessy na rynku tak ważnych dla gospodarki surowców może wskazywać nadchodzące poważne spowolnienie gospodarcze, mogące przerodzić się w recesję. Pierwsze oznaki nadchodzą z USA, jednak ewentualne nadejście recesji za Atlantykiem nie pozostanie bez echa na całym świecie. Przyczyna jest prosta: konsumenci amerykańscy odpowiadają za jedną piątą produktu globalnego.

Jeśli załamanie na rynku nieruchomości na dobre rozprzestrzeni się na pozostałe gałęzie gospodarki USA, tamtejsza dynamika PKB może znów spaść poniżej 1 proc., a może nawet do zera. Tymczasem ważny dla Europy brytyjski rynek nieruchomości pozostaje głuchy na wydarzenia zza Oceanu - ciekawe jak długo jeszcze? Wczoraj kolejny raz podniesiono główną stopę funtową, tym razem do 5,25 proc.

Na razie trwa szeroko zakrojona przez wpływowe osoby akcja zapewniania i uspokajania, że sektor nieruchomości w USA już minął swój dołek i teraz może być tylko lepiej. Nic sobie nie robią z bessy na rynku surowców duże banki inwestycyjne, wieszczące niezachwianą koniunkturę gospodarczą w 2007 r., popartą oczywiście dwucyfrowymi stopami zwrotu z giełd akcji. Słowa "recesja" i "bessa" zgodnie wpisano na listę terminów zakazanych. Powstaje konkluzja, że jedna ze stron: albo rynek surowców, albo stada optymistycznych analityków wraz z rynkami akcji, bardzo grubo się myli.

Aby przybliżyć do samodzielnej, kluczowej odpowiedzi, kto się myli, odnotujmy na koniec trzy ważne, ostatnio zaistniałe tendencje:

Największa od lat wyprzedaż akcji przez władze korporacji (insider-selling) w 2006 r.

Kulminacja aktywności na rynku fuzji i przejęć. Wartość zrealizowanych aliansów i wchłonięć w ubiegłym roku przekroczyła poprzedni, rekordowy i jakże przełomowy dla giełd rok 2000.

Dawno nie spotykany optymizm zarówno wśród analityków jak i inwestorów indywidualnych.

Bartosz Stawiarski, Expander

Expander.pl
Dowiedz się więcej na temat: PKB | bessa | fala | USA | rynek surowców | nieruchomości | recesja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »