Luka rynkowa: Prywatni przewodnicy turystyczni
Młody start-up wypełnił lukę na rynku turystycznym. Przez portal rent-a-guide niemieccy turyści mogą na całym świecie wynajmować sobie przewodników odpowiadających ich potrzebom i zainteresowaniom.
Niemcy, światowi czempioni podróży turystycznych, wydają na wakacje spędzane za granicą ponad 64 mld euro. W statystykach tych dorównują im tylko Amerykanie.
Ale nawet sami mistrzowie, zgodnie z zasadą, że "widzisz tylko to, co wiesz", nie wszędzie mogą sobie poradzić bez asysty przewodnika. Tak jak Florian Ziegler, który przed czterema laty chciał poznać Stambuł nie tylko w grupie turystów, ciąganej od zabytku do zabytku, czy oglądającej miasto zza szyby autokaru. Chciał obejrzeć miasto wedle własnych preferencji i odkrył prawdziwą lukę na rynku turystycznym.
Kiedyś przewodnicy turystyczni byli dla Zieglera osobliwymi ludźmi, którzy trzymają w górze kolorowe parasolki, żeby widziała ich potulnie drepcząca za nimi grupa. Ale w Stambule potrzebny był mu ktoś inny, ktoś, kto pokazałby mu swoje miasto. Czuł, że nie tylko on ma takie pragnienie. I to nie tylko w Stambule, ale na całym świecie.
Dlatego zaczął docierać do lokalnych przewodników, którzy byliby gotowi spełniać indywidualne życzenia turystów.
- W internecie znaleźć można portale porównujące hotele, ceny połączeń lotniczych czy wypożyczalni samochodów, ale nie znalazłem żadnego portalu, na którym mógłbym wynająć przewodnika - opowiada Ziegler w rozmowie z Deutsche Welle.
Droga do założenia własnego start-up była już bliska. Portal rent-a-guide ma swoją siedzibę w Bochum, w Zagłębiu Ruhry, i oferuje prywatnym klientom pośrednictwo w znalezieniu prywatnego przewodnika.
W banku danych zarejestrowanych jest 5,5 tysiąca przewodników ze 110 krajów świata, z którymi portal zawarł umowy. Z każdym z nich biuro ma bezpośredni kontakt i wspólnie ustala się, co ma obejmować oferta. Ze swej strony portal przygotował 16 tysięcy różnych tras, o różnym profilu, np. architektonicznym albo kulinarnym, etc.
- 20-osobowy zespół pracujący dla portalu bada, jak dalece można wyjść naprzeciw życzeniom klientów - opowiada Nicole Griefhahn z tego kręgu. Z reguły już po dwóch dniach klient dowiaduje się, czy jego pomysł da się zrealizować nawet, jeżeli jest to jakaś ekstrawagancja.
Na przykład jedna z rodzin szukała przewodnika w Piemoncie z psem albo świnią, wytresowaną w poszukiwaniu trufli. To życzenie bez problemów udało się zrealizować, podobnie jak życzenie asysty podczas uroczystości weselnych we Włoszech. - Para z Niemiec potrzebowała w urzędzie stanu cywilnego asystenta, który byłby tłumaczem włosko-niemieckim. Jak się potem okazało, towarzyszył on parze przez całe wesele.
Tak prozaiczne wyzwania jak wyprawa na zakupy do Paryża czy Mediolanu, albo zwiedzanie gorzelni whisky w Szkocji to najprostsze zlecenia. Czasami goście podróżujący statkami wycieczkowymi nie mają ochoty na stadne zwiedzanie miast, dokąd zawija ich statek. Wtedy mogą zamówić indywidualne oprowadzanie z przewodnikiem, który odbiera ich już w porcie.
Jak opowiada Florian Ziegler, ludzie, na których opiera się jego projekt to cały przekrój społeczeństwa: od emerytowanych policjantów, którzy oprowadzają po hamburskiej dzielnicy grzechu St. Pauli, poprzez emerytowanych architektów aż po profesjonalnych przewodników.
Odpowiednio szeroka jest oferta rent-a-guide: od przejażdżki po Paryżu limuzyną z szoferem wraz ze zwiedzaniem Luwru, bez czekania w kolejce (za 600 euro). Przystępniejsza w cenie jest przechadzka po fawelach w Rio de Janeiro, po których oprowadza mieszkający tam Brazylijczyk o niemieckich korzeniach. Kto może lepiej wiedzieć, jak wygląda tam życie i jak się tam poruszać?
O tym, że firma ta wypełniła prawdziwą lukę rynkową świadczy fakt, że do rent-a-guide zgłasza się rocznie prawie sto tysięcy klientów; jej obroty wynoszą siedmiocyfrową kwotę. Efektem ubocznym jest to, że coraz więcej zagranicznych klientów interesuje się zwiedzaniem Niemiec z prywatnym przewodnikiem.
Klaus Deuse / Małgorzata Matzke, Redakcja Polska Deutsche Welle