Michalkiewicz: Szlachetne patologie

Co mówi Londyn? W koszmarnych czasach PRL w kołach wojskowych udzielano na to pytanie bardzo nieparlamentarnej odpowiedzi, która i dzisiaj nie nadaje się do powtórzenia, a w każdym razie - do druku. Wydaje się jednak, że po ostatnich deklaracjach Londynu w sprawie budżetu Unii Europejskiej na lata 2007-2013, wypowiedziano wiele opinii zbliżonych w tonie do tamtej odpowiedzi.

Powiedzmy sobie szczerze - całkiem słusznie, zwłaszcza po deklaracji ministra Jacka Straw, w której dał do zrozumienia, że nowym krajom członkowskim pieniądze psują charakter. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Zapowiedź obcięcia Polsce 6 mld euro wywołała chwilowe zjednoczenie narodowe; nawet pozostający w "twardej opozycji" Donald Tusk w tej sprawie "solidaryzuje się z rządem", nie mówić już o prezydencie Kwaśniewskim, który też "popiera". A w czym się "solidaryzuje" i co "popiera"? Niesłychanie twarde stanowisko premiera Marcinkiewicza, który zagroził, że jak tak, to Polska taki budżet "odrzuci". Brzmi to szalenie stanowczo, a nawet groźnie, chociaż skądinąd wiemy, że jak partia mówi, iż odrzuci - to mówi.

Reklama

Powiedzmy jednak, że rzeczywiście odrzuci. Co wtedy? Ano, wtedy, zgodnie z art. 204 Traktatu Rzymskiego, do czasu przyjęcia nowego budżetu, wydatki budżetowe będą realizowane w 1/12 wydatków z roku poprzedniego w skali miesięcznej!

Hmmm, czy w takiej sytuacji Anglicy, Francuzi i Niemcy przestraszą się naszego groźnego kiwania palcem w bucie? Ano, zobaczymy, ale nawet gdyby się nie przestraszyli, to i tak przyjemnie popatrzeć jak pani komisarz Danuta Huebnerowa dziwuje się, iż na tym świecie pełnym złości nie ma już krzty solidarności. Tyle naszego, co się nadziwimy.

Prawo Parkinsona w działaniu

W oczekiwaniu na rozstrzygnięcie tej zasadniczej dla bytu narodowego kwestii, przyjrzyjmy się dla zabicia czasu charakterystycznemu zjawisku, o którym wspomina Cyryl N. Parkinson. Chodzi mianowicie o to, że ilość pracy rośnie wprost proporcjonalnie do czasu, jaki mamy do dyspozycji. Jeśli ktoś ma cały dzień tylko na wysłanie kartki pocztowej, to czynność ta z całą pewnością wypełni mu cały dzień.

Dla przykładu, liczba księży w Polsce znacznie przekracza średnią europejską, a liczba ludzi regularnie praktykujących, chociaż nadal wysoka, to nieznacznie spada. Dajmy na to, 80 lat temu, gdy praktyki religijne były znacznie częstsze niż dzisiaj, do obsłużenia wiernych wystarczała mniejsza liczba księży. Dzisiaj już nie wystarcza i biskupi muszą wyświęcać świeckich "szafarzy Eucharystii". Ale to drobiazg niewątpliwy w porównaniu z sytuacją, jaką mamy w administracji publicznej.

Jak wiadomo, rozrasta się ona nieustannie; w roku 1990 liczba zatrudnionych w administracji centralnej wynosiła 45 tys, w roku 1995 - już 112 tys. ludzi. Rząd premiera Buzka wprowadził dwa dodatkowe szczeble administracji publicznej w postaci powiatów i województw samorządowych, niezależnie od odrębnego pionu administracji ochrony zdrowia w postaci kas chorych (obecnie - NFZ) i od dwukrotnego powiększenia liczby stanowisk dyrektorskich w oświacie.

Wszystko to dokonywało się w warunkach budowy gospodarki rynkowej, w której rola administracji powinna się zmniejszać. Może i powinna, ale jakoś nie chce, co objawia się nie tylko w nieustannym rozroście administracji publicznej, ale przede wszystkim w tym, że nie może ona podołać nakładanym na nią zadaniom. Świadczy o tym zlecanie coraz większej ich liczby organizacjom pozarządowym.

"Trzeci Sektor" na utrzymaniu drugiego?

Organizacje te, nazywane również "trzecim sektorem" są, jak sama nazwa wskazuje "pozarządowe", ale określenie to jest mylące. Spośród kilkudziesięciu tysięcy tych organizacji (jest ich co najmniej 30 tys., chociaż niektóre publikacje wymieniają liczbę 50 tys.) tylko bardzo nieliczne nie korzystają z subwencji, jeśli nie rządowej, to samorządowych.

W budżecie centralnym został utworzony specjalny Fundusz Inicjatyw Obywatelskich w kwocie 30 mln zł rocznie, w dyspozycji ministra polityki społecznej. Są to pieniądze przeznaczone na "wspieranie" organizacji pozarządowych, ale to oczywiście kropla w morzu, zaledwie wierzchołek góry lodowej, ponieważ lwia część subwencji dla organizacji pozarządowych przekazywana jest przez poszczególne resorty, zlecające im "zadania". Dlatego też kwotę subwencji budżetowej można podać tylko szacunkowo, bo ani Ministerstwo Polityki Społecznej, ani Ministerstwo Finansów nie ma nad tym żadnej kontroli.

Przed kilkoma laty subwencja ta była szacowana na co najmniej 600 mln zł rocznie, ale od tamtej pory "trzeci sektor" dynamicznie się rozwinął, więc bez obawy przesady można roczną subwencję budżetową określić co najmniej na miliard. Do tego dochodzą oczywiście subwencje od samorządów terytorialnych.

Ile? Gmina Łaziska Górne preliminowała w swoim budżecie w rubryce: "dotacje dla jednostek spoza finansów publicznych" kwotę 475 tys. zł. Jeśli nawet inne gminy nie są tak szczodre, to przemnażając, dajmy na to, kwotę 400 tys. zł przez 2489 gmin, otrzymujemy drugi miliard. A powiaty i województwa?

Subwencjonowanie "organizacji pozarządowych" odbywa się na podstawie ustawy z 24 kwietnia 2004 r. o organizacjach pożytku publicznego. Organy administracji publicznej "powierzają zadania", dla których zostały utworzone, organizacjom pozarządowym, oraz "wspierają" ich realizowanie. Jak widzimy, biurokracja etatowa zagarnęła dla siebie najlepszą cząstkę - już tylko "zleca" i "wspiera", a czarną robotę ma wykonywać ktoś inny.

Oczywiście to "zlecanie", którego następstwem jest "wspieranie" odbywa się na podstawie "otwartych konkursów ofert", ale każdy z nas mógłby z własnego doświadczenia podać przykład, że taki konkurs zawsze wygrywa ten, kto - jakby powiedział Kubuś Fatalista - "jest zapisany w górze". W ten sposób można wziąć na utrzymanie całe zaplecze polityczne rządzącej koalicji, a może nawet (pssst! Nie trzeba głośno mówić!) część agentury służb specjalnych, (np. "pozarządowe" organizacje homosiów?), co dodatkowo sprzyja tajności, bo gdyby tak cała była na garnuszku MSW, czy MON, to trudniej byłoby ukryć jej rozmiary.

Bezrobocie, czy "wolontariat"?

Na usprawiedliwienie "organizacji pozarządowych" można jednak powiedzieć, ze wykonują czarną robotę za etatową biurokrację, która ciągnie publiczne pieniądze już tylko za to, że "zleca", a następnie "wspiera".

Ale "każdy ma swoją żabę, co przed nim ucieka i swojego zająca, którego się boi", toteż i "organizacje pozarządowe" chętnie korzystają z usług, żeby nie powiedzieć - wyręki ze strony wolontariuszy. Ci wolontariusze to z reguły poczciwi ludzie, często motywowani najszlachetniejszymi pobudkami. Ale właśnie z tego powodu stosunkowo łatwo mogą wykorzystywać ich zarówno "organizacje pozarządowe", jak i etatowa biurokracja, wyłudzając od nich darmową pracę. Wolontariusze bowiem naprawdę pracują, tyle, że za darmo, a to oznacza, że przy istniejącym 20-procentowym (a wśród młodzieży prawie 40-procentowym!) bezrobociu, tak naprawdę istnieje mnóstwo miejsc pożytecznej i poszukiwanej pracy. W przeciwnym razie nie byłoby żadnego zapotrzebowania na wolontariuszy!

Problem jednak w tym, że za tę pracę nie można zapłacić, a to z trzech powodów. Ci, na rzecz których pracują wolontariusze, nie mogą i zatrudnić, bo nie mają pieniędzy, ponieważ wcześniej fiskus obrabował ich doszczętnie, żeby m.in. sfinansować stanowiska etatowej biurokracji, co to "zleca" i "wspiera". Ale nie "wspiera", dajmy na to, chorej staruszki, żeby mogła wynająć sobie za wynagrodzeniem pielęgniarkę na godziny, tylko "organizacje pozarządowe", które też zaczynają "zlecać", ale już bez "wspierania", bo jakże tu "wspierać" wolontariuszy, z zasady pracujących za darmo?

Mamy oto, jak w pigułce, przestawiony cały łańcuch pokarmowy, od wolontariusza, aż do ministra, a ubocznym produktem tego łańcucha jest paradoks: z jednej strony bezrobocie, a z drugiej - rosnące zapotrzebowanie na wolontariat.

Stanisław Michalkiewicz

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »