Milion w zasięgu ręki

Przed przejściem na emeryturę warto mieć odłożoną sporą kwotę. Jeśli sporą, to dlaczego nie okrągły milion? Milion złotych brzmi dobrze, ale za kilkadziesiąt lat nie będzie to już tak imponująca kwota jak dziś. Jednak może się okazać niezbędna, jeśli nie chcemy znacznie obniżać standardu życia.

Jak bardzo zbiedniejemy? Jeśli ktoś dziś zarabia średnią krajową - na rękę dostaje ponad 2 tys. zł - to po przejściu na emeryturę zamiast tej kwoty na jego konto trafiać będzie tylko 1200 zł.

Oczywiście za kilkadziesiąt lat kwoty te będą dużo wyższe, ale kupimy za nie tyle, co dziś. Prawdopodobnie zostanie zachowana też relacja - emerytura będzie w najlepszym razie stanowiła 60 proc. ostatniej pensji.

Mielonka zamiast szynki

Zdaje się, że zapomniano o tym, że idea reformy emerytalnej z czasów rządu Jerzego Buzka zakładała emeryturę wypłacaną z trzech filarów. Trzeci jest dobrowolny, czyli przyszły emeryt ma zupełną wolność, jak go wykorzystać - inwestować w nieruchomości, na giełdzie, w obligacje, odkładać na lokacie czy wykupić ubezpieczenia - co kto lubi. Ale nie jest dobrowolny, jeśli przyszły emeryt nie chce znacząco zbiednieć.

Reklama

Od kilku lat mówi się wyłącznie o dwóch filarach. Kontekst pierwszego jest z reguły taki, czy ZUS będzie miał z czego wypłacać pieniądze przyszłym emerytom, skoro sytuacja demograficzna jest zła. O drugim mówi się z reguły podczas dyskusji, kto, jak i za ile ma wypłacać uzbierane przez przyszłych emerytów pieniądze.

Jeśli nawet uda się rozwiązać pierwszy i drugi problem, to pozostaje trzeci - pieniędzy z obu filarów nie wystarczy na życie emerytowi, chyba że ten o prawie połowę ograniczy swoje wydatki. Czyli zmieni mieszkanie na połowę tańsze w utrzymaniu, użytkowanie samochodu będzie musiało kosztować połowę mniej niż dotychczas, a szynka na bułce zostanie zamieniona na mielonkę.

Jak bardzo źle będzie?

Pokazują to symulacje. Przy zarobkach rzędu średnia krajowa, w przypadku 25-latka, który już zaczął pracować, "urzędowa" emerytura w 2047 r. wyniesie 3,8 tys. zł. Dziś taka kwota wydaję się przyzwoita, ale pamiętajmy, że jego ostatnia pensja będzie wynosiła 6 tys. zł na rękę. I nie będzie to wcale wysoka pensja, tylko dalej średnia krajowa.

Dzisiejszy 35-latek, w 2037 r. dostanie emeryturę w wysokości 2,9 tys. zł. Ale tuż przed przejściem na emeryturę zarabiać będzie 4,7 tys. zł.

Co czeka 45-latów? W 2027 r. dostawać będą średnio 3,7 tys. zł pensji, ale jako emeryci będą musieli zadowolić się kwotą 2,3 tys. zł.

Przykłady dotyczą mężczyzn. W przypadku kobiet będzie jeszcze gorzej, bo krócej pracują.

Na państwowym garnuszku

Oszczędzanie to konieczność. Największy paradoks polega jednak na tym, że tak na prawdę zarówno pierwszy, jak i drugi filar zależy od państwa.

Pierwszy - wiadomo to ZUS. Czyli dostawać będziemy z tego, co wpłacą wówczas pracujące osoby. Tak jak dziś płacimy na obecnych emerytów. Ładnie się to nazywa umową międzypokoleniową.

Pieniądze uzbierane na drugim filarze, niestety, są tylko hipotetycznie naszymi pieniędzmi. Tak naprawdę tylko w teorii ładnie to wygląda. OFE ustawowo są zmuszone do bezpiecznego inwestowania, a więc kończy się na kupowaniu obligacji Skarbu Państwa. Czyli przyszli emeryci finansują obecne wydatki państwa.

Tak więc wychodzi na to, że zarówno emerytura z pierwszego filaru, jak i z drugiego, zależy od państwa.

OFE są ograniczone - w imieniu przyszłych emerytów należy stwierdzić, że niestety i nie mogą swobodnie inwestować na zagranicznych rynkach. Skazane są na krajowy rynek kapitałowy, co w skali wielu lat może niekorzystnie odbić się na wysokości wypłacanych emerytur.

Dlatego warto zdać się na siebie. Jak ktoś ma 50 lat, to już za bardzo sobie nie pomoże. Jednak młodsze osoby mogą jeszcze wiele odłożyć. A bardzo młodzi ludzie, niewielkim kosztem, odłożą sobie milion złotych - może nawet więcej, może nieco mniej - ale całkiem pokaźne zabezpieczenie na przyszłość.

Milion w zasięgu ręki

Dziwi bardzo fakt, że różne instytucje finansowe nie namawiają młodych ludzi do inwestowania. Perspektywa uzbierania miliona może skusić wielu, ale trzeba do nich dotrzeć. A wcale nie trudno o ten milion.

Jeśli 25-latek zaczął pracować w styczniu 2007 r., a od stycznia 2008 r. zacznie na fundusz akcji odkładać po 100 zł, to w wieku 65 lat prawdopodobnie uzbiera mu się ponad milion złotych i to po odjęciu około 50 tys. zł prowizji, które będzie musiał przez te lata zapłacić za zarządzanie pieniędzmi.

Można przyjąć, że fundusz akcji przez tak długi okres przynosić będzie średnio w ciągu roku zysk na poziomie 12 proc. W okresie hossy zapewne ponad 50 proc., ale będą też bessy i wtedy będzie przynosić straty.

Potrzebne są żelazne nerwy. Podczas bessy na giełdzie fundusz notuje straty, ale wtedy spokojnie dalej co miesiąc wpłacamy po 100 zł. W funduszach kupujemy jednostki uczestnictwa. W czasie bessy jednostki tanieją, więc za naszą kwotę kupujemy ich więcej, a gdy zaczną drożeć, mamy zarobek. Wpłacając stałą kwotę co miesiąc przez długi czas, uniezależniamy się od hoss i bess.

Będzie drożej, będzie gorzej

To, że obecny 25-latek zarobi milion przez 40 lat, to tylko symulacja - może zarobić 1,5 miliona, a może "tylko" 700 tys.. Nie da się tego przewidzieć, ale każda większa kwota bardzo przyda się emerytowi. O ile 25-latek za chleb płaci dziś 2 zł, to w 2047 r. płacić będzie ponad 5 zł i to pod warunkiem, że inflacja będzie niska (średnio 2,5 proc.). Aby na emeryturze mógł kupić kilogram wędliny, za który dziś płaci 25 zł, potrzebował będzie ponad 60 zł.

Natomiast 35-latek oszczędzając po 100 zł miesięcznie, uzbiera "zaledwie" 353 tys. zł. Aby mieć więcej, musiałby wpłacać po 200 zł. Wtedy w wieku 65 lat miałby 706 tys. zł.

W najgorszej sytuacji są obecni 45-latkowie (i starsi). Od dziś musieliby wpłacać na fundusz aż po 400 zł, aby w wieku 65 lat mieć zaledwie 400 tys. zł.

W dodatku te pieniądze też nie są pewne na sto procent. Przez tyle lat może się zdarzyć tak wiele, że aż trudno sobie wyobrazić. Może nastąpić totalny krach, albo wojna lub jakiś inny kataklizm, po którym nie ocaleje żaden fundusz, zakład ubezpieczeń, GPW itd. Tego nie da się przewidzieć.Jednak bardziej prawdopodobne jest, że nasze prywatnie zaoszczędzone pieniądze lepiej przetrwają zawieruchy dziejów niż te z pierwszego i drugiego filaru.

Bartosz Chochołowski

Nasz Rynek Kapitałowy
Dowiedz się więcej na temat: emerytura
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »