Na to czekają Polacy? Pięć pilnych spraw dla nowego rządu
Głosy policzone, oklaski wybrzmiały. Drugi dzień po wyborach to czas, kiedy politycy powoli muszą już wychodzić z trybu celebrowania wyborczych wyników, a zacząć myśleć o odpowiedzialności i zadaniach, które ich czekają. Krótko mówiąc - nie wystarczy wygrać wybory, trzeba jeszcze rządzić i umiejętnie zarządzać społecznymi nastrojami i oczekiwaniami. Nowy rząd, bez względu na jego ostateczny kształt i skład osobowy, będzie musiał pilnie odnieść się do kilku spraw, które obecnie są dla Polaków szczególnie ważne. Oto ich krótki przegląd.
- Polacy będą oczekiwać od nowego rządu szybkiego zajęcia się problemami gospodarczymi ważnymi z punktu widzenia codziennego funkcjonowania
- Wśród najbardziej palących kwestii są płace, zwłaszcza w sferze budżetowej, rosnące koszty życia, a także ochrona zdrowia
- Partie opozycyjne, które stają przed szansą utworzenia rządu, w kampanii wyborczej przedstawiały różne pomysły na zwiększenie zarobków, ochronę konsumentów przed wzrostem cen, skrócenie kolejek do lekarza itp. - przyglądamy się tym postulatom
Nie ma chyba tematu, który dotykałby każdego z nas bardziej osobiście, niż kwestia finansów osobistych. Każdy chciałby mieć w portfelu czy na koncie kwotę, która daje poczucie bezpieczeństwa bytowego i bycia docenianym w pracy, która pozwala godnie żyć i zaspokajać nie tylko podstawowe potrzeby, ale też od czasu do czasu realizować wybrane marzenia. Niezależnie od transferów socjalnych, do których politycy przyzwyczaili społeczeństwo w ostatnich latach, dobrze jest mieć poczucie satysfakcjonujących zarobków. O ile na zarobki w sektorze prywatnym rządzący mogą wpływać pośrednio, to w budżetówce wszystko zależy od tego, co zapisano w ustawie budżetowej.
Spójrzmy najpierw na to, co obiecało w tej kwestii Prawo i Sprawiedliwość - w projekcie ustawy budżetowej na 2024 r. czytamy, że wzrost płac w sferze budżetowej w przyszłym roku wyniesie 12,3 proc. Tymczasem lider Koalicji Obywatelskiej, Donald Tusk, zapowiadał, że podwyższy płace w budżetówce o 20 proc. Jeszcze hojniejsza obietnica padła w stosunku do nauczycieli: 30 proc. podwyżki.
Z kolei Nowa Lewica w swoim programie wyborczym zapisała, że “najniższe wynagrodzenie w sferze budżetowej będzie wynosić nie mniej niż 130% wynagrodzenia minimalnego w gospodarce," a “płace w budżetówce będą automatycznie waloryzowane dwa razy do roku o inflację". Zapowiadała też, że będzie “stopniowo dążyć do tego, by minimalne wynagrodzenie w Polsce osiągnęło poziom 66% przeciętnego wynagrodzenia z poprzedniego roku".
Trzecia Droga, czyli alians Polskie 2050 Szymona Hołowni i Polskiego Stronnictwa Ludowego, na liście swoich “12 gwarancji" umieściła podwyżki niwelujące straty wynikające z inflacji dla pracowników służby publicznej. Takie podwyżki miałyby być zapisane w “pierwszym uchwalonym przez nasz rząd budżecie". Zapowiedziano też zaprezentowanie planu stopniowego podwyższania pensji dla nauczycieli, pielęgniarek, urzędników itp.
W Polsce do końca 2023 r. obowiązuje tarcza antyinflacyjna, obejmująca “zerowy" VAT na podstawowe produkty spożywcze oraz zamrożenie cen energii elektrycznej i gazu. W projekcie budżetu na 2024 r. - przygotowanym przez PiS - rozwiązanie w postaci tarczy już się nie znalazło, należy więc oczekiwać wzrostu kosztów życia w wymienionych obszarach. Czy nowy rząd zdecyduje się na wprowadzenie nowych lub przedłużenie starych rozwiązań antyinflacyjnych, mimo ich niewątpliwie wysokich kosztów?
KO w swoich “100 konkretach" na pierwsze 100 dni rządów obiecała: “Zamrozimy ceny gazu w 2024 r. dla gospodarstw domowych i odbiorców wrażliwych (takich jak szkoły, przedszkola, domy opieki społecznej czy przychodnie - przyp. red.) na poziomie cen z 2023 r." Nowa Lewica zapowiedziała ograniczenie cen prądu “przez wprowadzenie tańszej taryfy do poziomu przeciętnego zużycia energii w gospodarstwach domowych o podobnej charakterystyce" a także “ograniczenie wysokości podwyżek cen energii."
Rozwiązania takie z pewnością ucieszyłyby konsumentów, jednak, jak podkreślają ekonomiści, kontynuowanie wszelkich rządowych inicjatyw antyinflacyjnych jest ogromnym obciążeniem dla finansów państwa. - W projekcie budżetu na 2024 r., który przedstawił obecny rząd, nie ma tarcz, a i tak deficyt jest bardzo wysoki - więc dorzucanie do tego dodatkowych miliardów złotych kosztów byłoby mało pożądane - powiedział w rozmowie z Interią Biznes Piotr Bielski, szef zespołu analiz ekonomicznych w Santander Bank Polska.
Jak czytamy w raporcie Polskiej Izby Ubezpieczeń (PIU), w II kwartale br. prywatne ubezpieczenie zdrowotne posiadało 4,56 mln Polaków - o 15,4 proc. Więcej w porównaniu z rokiem poprzednim. Przez pierwszych 6 miesięcy 2023 r. Polacy wydali na tego typu polisy ponad 786 mln złotych, decydując się na ich zakup z uwagi na rosnące problemy z dostaniem się do lekarzy-specjalistów i możliwością wykonania pogłębionej diagnostyki w publicznym systemie ochrony zdrowia. Nie ulega zatem wątpliwości, że ta ostatnia jest dla Polaków sprawą priorytetową.
Trzecia Droga, idąc do wyborów, w kwestii ochrony zdrowia postawiła przede wszystkim na hasło “wizyta u specjalisty albo refundacja". Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz zobowiązali się, że pacjent dostanie się do lekarza-specjalisty w ciągu maksymalnie dwóch miesięcy, a jeśli zabraknie terminów na NFZ, to państwo zrefunduje mu koszt wizyty prywatnej. Trzecia Droga obiecała również zaproszenie na “bezpłatny generalny bilans zdrowia" w wieku 40, 50 i 60 lat dla każdego. Również Nowa Lewica zapowiedziała “znaczne skrócenie kolejek do lekarzy" poprzez zwiększenie środków na publiczną ochronę zdrowia, z celem przekazywania 8 proc. PKB na państwowy system opieki zdrowotnej. KO z kolei w “100 konkretach" wpisała m.in. utworzenie Powiatowych Centrów Zdrowia zapewniających dostęp do diagnostyki, leczenia ambulatoryjnego i świadczeń specjalistycznych, a także skrócenie kolejek do lekarzy poprzez wprowadzenie systemu rezerwacji i odwoływania wizyt przez maile i sms-y na kształt rozwiązań, które funkcjonują w prywatnej opiece medycznej.
Rząd PiS obiecał wydłużenie wakacji od hipoteki (kredytowych) już w połowie 2023 r. Premier Mateusz Morawiecki na antenie Polsat News zapowiedział we wrześniu, że wakacje kredytowe będą obowiązywać również w 2024 r., z tym, że wprowadzone zostanie kryterium dochodowe. Prace nad określeniem progu dochodowego powierzono Komisji Nadzoru Finansowego.
Przypomnijmy w tym miejscu, że wakacje kredytowe wprowadzono, aby ulżyć kredytobiorcom wobec gwałtownego wzrostu rat kredytów hipotecznych po serii podwyżek stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. W latach 2022-2023 można było w sumie zawiesić osiem rat kredytu. Odpisy działających w Polsce banków na pokrycie kosztu wakacji kredytowych sięgnęły kilkunastu miliardów złotych.
Pytanie o dalszy los wakacji kredytowych jest zasadne przede wszystkim w przypadku utworzenia rządu przez opozycję. Stopy procentowe zaczęły maleć, co wkrótce odczują kredytobiorcy. Być może w tej sytuacji nowy gabinet nie zdecyduje się na kontynuowanie tego rodzaju wsparcia dla zadłużonych? KO, Trzecia Droga i Nowa Lewica nie postulowały żadnego programu przypominającego w swoim kształcie wakacje kredytowe. Jedynie Nowa Lewica zapowiadała, że wprowadzi przepisy o “czasowym zamrożeniu oprocentowania kredytów hipotecznych zaciągniętych do końca 2021 roku".
Polacy chcą mieć możliwość zrobienia zakupów w każdą niedzielę, a nie tylko w kilka wybranych niedziel w ciągu roku. Takie wnioski płyną z najnowszego badania UCE Research dla portalu wiadomoscihandlowe.pl, przeprowadzonego w dniach 20-21 września 2023 r. Respondentów zapytano, czy są za przywróceniem handlu we wszystkie niedziele, tak, jak miało to miejsce przed marcem 2018 r. Za realizacją takiego postulatu opowiedziało się 54,5 proc. Badanych (suma odpowiedzi “zdecydowanie tak" - 28,21 proc. i “raczej tak" - 25,84 proc.).
KO spieszy z receptą: “Zniesiemy zakaz handlu w niedziele, ale każdy pracownik będzie miał zapewnione dwa wolne weekendy w miesiącu i podwójne wynagrodzenie za pracę w dni wolne" - czytamy w “100 konkretach" KO. Z kolei Polska 2050 obiecała wprowadzenie dwóch niedziel handlowych w miesiącu, co zapowiadała jako rozwiązanie “z korzyścią dla pracowników i właścicieli sklepów".
Poznaliśmy już pełne wyniki wyborów do Sejmu. Po przeliczeniu danych ze 100 proc. obwodów Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła, że największą liczbę głosów zebrało Prawo i Sprawiedliwość, które uzyskało poparcie 35,38 proc. Polaków. Na drugim miejscu znalazła się Koalicja Obywatelska z 30,70 proc., a podium zamyka Trzecia Droga z wynikiem 14,40 proc. Czwarta była Nowa Lewica z poparciem rzędu 8,61 proc., a Konfederacja zebrała 7,16 proc. głosów wyborców.
Wygrana PiS nie przekłada się jednak na samodzielną większość, co oznacza, że szansę na rządzenie krajem zyskuje dotychczasowa opozycja. Ostateczny podział mandatów daje PiS 194 miejsca w Sejmie, a do samodzielnego rządzenia potrzeba co najmniej 231 miejsc (w izbie niższej polskiego parlamentu zasiada łącznie 460 posłów).