Nadchodzi dekada rozpadu. Unia to już przeszłość?
W światowej publicystyce nie brakuje ostatnio porównań porozumień mińskich, zawartych między Ukrainą a Rosją i popieranymi przez nią separatystami, do układu monachijskiego w 1938 r. W związku z tym rośnie obawa przed kolejnym światowym konfliktem zbrojnym. Zupełnie inną wizję przyszłości prezentuje w najnowszej prognozie dotyczącej lat 2015-2025 amerykańska prywatna agencja wywiadowcza Stratfor.
Zdaniem jej analityków, państwo Putina czeka powolna dezintegracja, nadchodzi także kres tradycyjnie pojmowanej Unii Europejskiej. Najpotężniejszym światowym mocarstwem pozostaną Stany Zjednoczone, które utrzymają dystans dzielący je od Chin. Raport wróży także jasną przyszłość pasowanym na europejskich sojuszników USA Polsce i Rumunii. Jego autorzy zaznaczyli we wstępie, że w pracy nie kierują się względami patriotycznymi. Pozostaje więc przyjrzeć się czynnikom, które brali pod uwagę, stawiając hipotezy analityczne.
W ubiegłym roku, ze zrozumiałych względów, duży rozgłos zdobyły tezy dyrektora generalnego Stratforu George'a Friedmana zawarte w książce "Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek". Politolog z Teksasu wróżył w niej Polsce dołączenie do europejskich potęg. W najnowszej analizie agencja nie wycofuje się z tej koncepcji. O wzroście roli naszego państwa ma przesądzać utrzymujący się wysoki wzrost gospodarczy, mniejsze niż w przypadku innych europejskich krajów problemy demograficzne, a przede wszystkim zdobyta dzięki strategicznemu partnerstwu ze Stanami Zjednoczonymi, pozycja w antyrosyjskiej koalicji środkowoeuropejskiej. Uformowania się wspomnianej koalicji nie można całkowicie wykluczyć, biorąc pod uwagę powoli rosnący wzrost zaangażowania USA w rozwiązanie konfliktu na Ukrainie.
Łatwiej uwierzyć w stratforowską wizję przyszłości Unii Europejskiej, która według tej instytucji ulega nieubłaganemu podziałowi na cztery części: basen Morza Śródziemnego, Europę Środkową (Niemcy i Austrię) dbającą przede wszystkim o zbyt swojego eksportu, obawiający się Rosji wschód oraz Wyspy Brytyjskie ze Skandynawią. Amerykanie uważają, że w wyniku niedających się przezwyciężyć różnic interesów, członkostwo w Unii stanie się jedynie formalnością, zaś ponownie czołową rolę zaczną odgrywać umowy bilateralne. Tym bardziej, że konsekwencje kryzysu gospodarczego pchną wiele narodów do secesji spod dotychczasowego panowania.
Kraje dotychczas traktowane przedmiotowo przez unijne kierownictwo wykorzystają nowo zdobytą niezależność, m.in. do ochrony przed zalewem niemieckich towarów przy pomocy narzędzi protekcjonistycznych. Doprowadzi to do spadku znaczenia dotychczasowego głównego rozgrywającego kontynentu. Rządy zaczną również bronić się przed napływem emigrantów, za czym przemawiałyby rosnące obawy przed nadmiarem radykalnych islamistów w Europie. Połączenie wszystkich tych czynników oznaczałoby zaprzepaszczenie praktycznie całego dotychczasowego dorobku integracji.
Podobny los Stratfor wieszczy Rosji. Analitycy poddali ocenie sytuację w tym kraju przede wszystkim pod kątem jego zależności od cen surowców energetycznych, na których wydobyciu oparta jest gospodarka euroazjatyckiej potęgi. Agencja oczekuje kryzysu redystrybucji dochodu narodowego na poziomie, jaki ujawnił się pod koniec lat 80. XX w. Tym razem jego rezultatem może być utrata przez Moskwę władzy nad grawitującymi w kierunku Japonii i Chin regionami Dalekiego Wschodu, Karelią oraz wyrzeczenie się marzeń o odbudowie Związku Sowieckiego. Amerykanie widzą w najbliższej dekadzie wyjątkową szansę na realizację obecnych w historii polskiej politologii koncepcji międzymorza.
Tak pesymistyczny punkt widzenia na pewno nie jest przejawem antyrosyjskich fobii, ponieważ eksperci Stratforu oceniają przewidywany przez nich rozwój sytuacji jako zagrożenie, a nie szansę dla USA, które będą musiały ustosunkować się do problemu kontroli postsowieckiej broni atomowej. Przytomnie zauważają, że jedyną drogą do ocalenia jedności Rosji jest wzmożenie terroru Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Morderstwo Borysa Niemcowa wskazuje, że tego samego zdania jest Kreml. Andriej Kolesnikow z Moskiewskiego Centrum Carnegie słusznie zwrócił uwagę na centralizm władzy w Rosji, który tłumi marzenia lokalnych namiestników o samodzielności. Wydaje się, że teksańska instytucja zlekceważyła również zdolność tego państwa (szczególnie jego wywiadu) do zażegnywania grożącego mu niebezpieczeństwa poprzez destabilizację innych regionów świata.
Co naturalne, z racji globalnego zaangażowania amerykańskiej polityki, nowe prognozy Stratforu poświęcają również sporo uwagi innym kontynentom. W obliczu braku możliwości ustabilizowania sytuacji na Bliskim Wschodzie, eksperci przewidują wzrost zaangażowania Turcji w sprawy regionu, a także akwenu Morza Czarnego i Bałkanów. Wydaje się, że w tej dziedzinie również wiele zależy od umiejętności kontrowania tego przeciwnika przez Rosję. W ubiegłym miesiącu te dwa kraje związały się umową o realizacji gazociągu Turecki Potok.
Agencja widzi największe wyzwanie dla Chin w wyrównywaniu poziomu życia między zindustrializowanym wybrzeżem Pacyfiku a zacofanym interiorem. Zbyt dużym ciosem byłaby bowiem utrata korzyści gospodarczych związanych z niskimi kosztami siły roboczej. Przejmą je kraje basenu Oceanu Indyjskiego, np. Indonezja, Bangladesz, Tanzania oraz kilka państw Ameryki Łacińskiej. Konsolidacja partii komunistycznej, której elementem była w ostatnich miesiącach tzw. kampania antykorupcyjna ma ochronić Państwo Środka przed buntem prowincji. Wzrosną też nastroje nacjonalistyczne, które jednak z racji położenia Chin nie zaowocują konfliktami zbrojnymi. Jak już wspomniano, Stratfor upatruje jedyną szansę na wzrost pozycji Chin w wykorzystaniu osłabienia Rosji - zarówno na lądzie, jak i na morzach Dalekiego Wschodu.
Część raportu poświęcona Stanom Zjednoczonym do pewnego stopnia podważa wcześniejsze rozważania, ponieważ jego autorzy stwierdzają, że przynajmniej do 2020 r. Rosja będzie dla tego kraju największym zagrożeniem. Obawiają się też wewnętrznych problemów związanych z pauperyzacją niższej klasy średniej. W zgodzie z teorią cykli koniunkturalnych uważają je jednak za przejściowe. W analizie brakuje również konstatacji, że wyjątkowa pozycja Stanów na gospodarczej mapie świata wynika w dużej mierze z umiejętności narzucania swojej woli słabszym partnerom, np. w układzie NAFTA. Analogicznie wzmianki o ekonomicznym wzmocnieniu militarnych partnerów w Europie Wschodniej można rozumieć jako zapowiedź forsowania interesów amerykańskich korporacji, czemu na pewno służyłoby lansowane ostatnio porozumienie o wolnym handlu z UE, oznaczane kryptonimem TTIP.
Ogólnie rzecz biorąc, prawdziwą bolączką wynurzeń Stratforu nie jest amerykanocentryzm, lecz pomijanie czynników wykraczających poza proste starcia militarne lub interakcje dyplomatyczne. Nie doceniono np. niebagatalnego wpływu, jaki na działania zachodnich sfer rządowych wywiera ideologia politycznej poprawności ze swoimi hasłami pacyfizmu i tolerancji. Z drugiej strony brakuje świadomości, że imperialny szowinizm czyni Rosję bardziej niebezpieczną, niż sugeruje to stan jej gospodarki.
Stratfor niewiele miejsca poświęca kwestiom energetycznym, mimo że np. zależność sojuszników od gazu i ropy ze wschodu może stanowić poważną przeszkodę w stabilizacji wschodnioeuropejskiego paktu antyrosyjskiego. Należy również pamiętać o trudnych do uchwycenia zakulisowych działaniach wywiadowczych, których możliwe skutki trudno przedstawić w tego typu raportach. Mogłoby to być zresztą niebezpieczne dla autorów. Przede wszystkim jednak sytuację międzynarodową może zmienić całkowicie załamanie na rynkach finansowych, spowodowane ciągłym dodrukiem dolarów i euro przez banki centralne.
Nie oznacza to, że opublikowane właśnie prognozy są całkowicie bezwartościowe. Szczególnie warto zwrócić uwagę na elementy raportu, które próbują wyciągnąć wnioski z błędów popełnionych przez analityków w latach poprzednich. Polska powinna odbierać teksańską ekspertyzę jako zachętę do wykorzystania posiadanego potencjału i przestrogę przed opieraniem dalekosiężnych planów na niemieckiej pomocy.
Kordian Kuczma
Autor jest doktorem nauk politycznych PAN