Naftowy wiraż

Jest takie powiedzenie, że ten kto potrafi trafnie przewidzieć cenę ropy, będzie jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Dziś, gdy notowania na światowych giełdach szaleją, a prognozy cenowe są bardzo różne, jedna tylko teza wydaje się pewna: droga do stabilizacji jest daleka.

Czego obecnie boi się ropa?

Na rynek ropy zawsze wpływa wiele czynników, nie tylko tradycyjna gra popytu i podaży, ale - jak zgodnie przyznają eksperci - zawsze najgorsze są nagłe zawirowania gospodarcze i wojny. I z taką sytuacją mamy właśnie obecnie do czynienia.

Nawet do niewtajemniczonych przemawiają zestawienia notowań. Choćby te sprzed pandemii, w czasie jej trwania i obecne. I tak w maju 2019 roku za baryłkę Brent na londyńskiej giełdzie płacono 68-70 dolarów, w pierwszym szczycie pandemicznym (gdy gospodarka spowolniła) było to około 12 dolarów, a na koniec zeszłego roku - poniżej 80 dolarów. Gwałtowny skok notowań nastąpił tuż po agresji Rosji na Ukrainę, niemal z dnia na dzień rosły o kilka-kilkanaście dolarów, by na początku marca zatrzymać się na poziomie niemal 140 dolarów. (Podobnie wysokie notowania obserwowaliśmy też 14 lat temu.) Początek maja przyniósł uspokojenie, za baryłkę trzeba zapłacić ponad 100 dolarów.

Reklama

- O tym, co będzie dalej z notowaniami, zdecyduje z jednej strony przebieg wojny na Ukrainie i kolejne decyzje światowych i unijnych przywódców co do nałożenia sankcji na Rosję. Zaś z drugiej - postawa innych producentów ropy - choćby zrzeszonych w OPEC - mówi Krzysztof Romaniuk dyrektor ds. analiz rynku paliw w Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN).

Rosja jest drugim na świecie - po USA - eksporterem ropy z produkcją 10-11 mln baryłek dziennie. I nawet w przypadku najdrastyczniejszej formy sankcji ze strony USA i UE czyli embarga, całkowicie nie wstrzyma wysyłki swojego surowca za granicę. Nie jest tajemnicą, że do embarga nie dołączą gospodarki takich krajów jak Indie czy Chiny, a to przecież olbrzymie rynki.

Embargo jest bardzo prawdopodobne, choć odłożone w czasie. Jeszcze w kwietniu przedstawiciele Komisji Europejskiej zapowiadali, że import ropy z Rosji w tym półroczu (do lata) może spaść o połowę, a do końca roku w ogóle tych dostaw nie będzie. Losy embarga ciągle się ważą z powodu przede wszystkim sprzeciwu Węgier i to pomimo, iż otrzymały obietnicę, iż dłużej niż inni będą mogli importować surowiec z Rosji.

Mówiąc o możliwych skutkach embarga naftowego, eksperci wskazują przede wszystkim na sposób i tempo jego wprowadzenia. - Gdyby wbrew zapowiedziom decyzja była nagła - z dnia na dzień, to ropa może zdrożeć nawet do około 180 dolarów za baryłkę, a jeśli po prostu kraje unijne będą stopniowo zmniejszać import z Rosji, to rynek oswoi się z tym i wzrost cen nie jest przesądzony - uważa Krzysztof Romaniuk. - To dlatego, że ropy nie brakuje na świecie.

Rosja - krajobraz z embargiem w tle

Sytuacja w rosyjskim sektorze wydobywczym wydaje się mało stabilna. Według danych portalu OilPrices wydobycie spadło od początku wojny o 10 proc. Wobec groźby unijnych sankcji Moskwa szuka dodatkowych rynków zbytu i znajduje je w Chinach i Indiach. Te wielkie gospodarki światowe łącznie potrzebują około 33 mln baryłek ropy dziennie. A import ma kolosalne znaczenie - pokrywa 71 proc. chińskiego popytu i 85 proc. w Indiach.

Magazyny rosyjskie są pełne ropy. Wobec zmniejszenia zamówień w Europie infrastruktura nie jest przygotowana do zmiany kierunku dostaw i wysyłki tego wszystkiego, co zalega, do Chin i Indii.

- Ograniczenie wydobycia ropy w każdym przypadku jest trudne, kosztowne i niełatwo je wznowić, zwłaszcza jeśli instalacje - tak jak to jest w Rosji - nie są najnowsze, a więc wzrasta ryzyko w przypadku ich ponownego uruchomienia - mówi Krzysztof Romaniuk. - Dlatego rosyjskie firmy proponują znaczące upusty - nawet przekraczające 30 dolarów na baryłce.

Analizy Międzynarodowej Agencji Energetycznej wskazują, że w kwietniu podaż rosyjskiej ropy mogła spaść o 1,5 miliona baryłek dziennie, zaś w maju ta kwota może się podwoić. Rosyjski potentat Rosnieft miał zaproponować swoim klientom po preferencyjnych cenach dostawy ponad 37 mln baryłek na maj i czerwiec.

Jeśli nie Rosja to...

Największymi odbiorcami rosyjskiej ropy w Europie są Niemcy, Polska i Holandia. Rosyjski surowiec (500 tys. baryłek dziennie) pokrywa jedną trzecią niemieckiego zapotrzebowania i 60 proc. polskiego (w sumie 300 tys. baryłek dziennie). Rosyjską ropę, która należy do tzw. średnich gatunków, wykorzystywanych w rafineriach głównie do produkcji oleju napędowego, można zastąpić dostawami z innych krajów, ale na to potrzeba czasu. - Teraz cała Europa szuka nowych kierunków importu, co ma wpływ na ceny - mówi Krzysztof Romaniuk. - Naturalnymi następcami Rosji są kraje arabskie i inni członkowie OPEC, którzy mogliby szybko zwiększyć wydobycie, ale zwlekają z taką decyzją.

Na Półwyspie Arabskim koszty wydobycia baryłki ropy to 18-20 dolarów, zatem obecne notowania giełdowe są wyjątkowo korzystne. Zwłaszcza że warto przypomnieć oficjalne kalkulacje z końca lat 90. ubiegłego wieku ówczesnych szefów OPEC, którzy wskazywali na poziom około 30 dolarów (za baryłkę) jako wystarczający do zapewnienia godziwej opłacalności wydobycia. (Wówczas ceny były w dołku i za baryłkę ropy płacono na giełdach zaledwie od dziesięciu do kilkunastu dolarów.) Zaś 10 lat temu granicę opłacalności dla producentów określano na poziomie 70 dolarów.

Zwiększenie limitów wydobycia przez OPEC na pewno przyczyniłoby się do ustabilizowania cen światowych. Takie możliwości mają zwłaszcza Arabia Saudyjska, ale także Irak, Nigeria, Iran czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. Spoza kartelu istotny jest też Kazachstan, ale transport jego ropy jest kontrolowany przez Rosję.

Potentatem i liderem w OPEC jest Arabia Saudyjska i w historii wielokrotnie to Rijad miał decydujący wpływ na ustalane limity wydobycia kartelu. Obecny to 28 mln baryłek dziennie. Dla porównania na początku 2019 roku było to 30,8 mln, a w szczycie pandemii 23 mln baryłek.

- W szybkim czasie kraje wydobywające ropę mogłyby zwiększyć eksport nawet o 5 mln baryłek dziennie, czyli tyle, ile potrzebuje Europa po rezygnacji z rosyjskiego importu - mówi Krzysztof Romaniuk. - I szacuje się, że nawet gdyby ten wzrost wyniósł tylko 2,5 mln baryłek dziennie, to także ustabilizowałby rynek, a ceny pozostały na poziomie około 100 dolarów, który wydaje się górną granicą akceptacji odbiorców.

Ekspert POPiHN zauważa też, że obecna sytuacja i ceny zmuszają arabskich producentów do analizy, co bardziej się im opłaca - czy większe wydobycie i stabilizacja cenowa, czy też droga ropa, kolosalne zyski i groźba przyśpieszenia procesu odchodzenia świata od paliw kopalnych.

Wyznacznik z Waszyngtonu

Prezydent USA Joe Biden już w marcu br. zapowiedział przyjście z pomocą Unii Europejskiej, jeśli chodzi o dostawy gazu skroplonego. (Chodzi o 15 mln ton LNG.) Ale Stany Zjednoczone w efekcie rewolucji łupkowej sprzed ponad 10 lat powróciły też do światowej czołówki eksporterów ropy naftowej. Tuż przed pandemią amerykańskie firmy wydobywały rekordowe ilości ropy - ponad 12,3 mln baryłek dziennie. W 2020 roku ograniczyły produkcję o 8 proc.. Teraz wraca do poziomu sprzed pandemii COVID-19 i w przyszłym roku może pobić kolejny rekord - 13 mln baryłek dziennie. Obecnie USA wysyłają każdego dnia w świat 3,8 mln baryłek. Według ekspertów cena tej ropy jest atrakcyjna dla odbiorców - w cenie nawet do 7 dolarów niższej niż Brent (wyznacznika naftowych notowań na londyńskiej giełdzie).

Iran z powrotem w grze?

Część ekspertów przewidywała, że rosyjska agresja na Ukrainę ułatwi Iranowi powrót do czołówki światowych eksporterów ropy oraz przyspieszy zawarcie nowego  porozumienia nuklearnego między Teheranem a Waszyngtonem i partnerami z Europy. Pod względem wielkości zasobów Iran zajmuje szóste miejsce na świecie. Po sankcjach i nałożonym embargu na eksport ropy w latach 90. pierwsza zmiana nastąpiła za czasów prezydentury Baracka Obamy. Wówczas na mocy porozumienia z USA i liderami Unii Europejskiej do Iranu wróciły głównie europejskie koncerny. Ruszyły nowe projekty wydobywcze, plany były ambitne, ale już kilka lat później nastąpił wielki odwrót. Teraz Iran miałby szanse przyczynić się do zapełnienia luki wynikającej z embarga na rosyjską ropę.

Jednak władze w Teheranie zajmują bardzo twarde stanowisko negocjacyjne i szanse na porozumienie maleją. Tym bardziej, że Iran i tak handluje ropą na przekór światowemu embargu, a głównym odbiorcą surowca (i jednocześnie partnerem i inwestorem) są Chiny. Według danych opublikowanych przez portal Oilprices Teheran eksportuje około 830 tys. baryłek dziennie ropy do Chin za pośrednictwem tak zwanej "armady duchów", zaś od inauguracji prezydentury Joe Bidena Iran sprzedał Pekinowi ropę o wartości około 22 mld dol.

Czy "damy radę" bez rosyjskiej ropy?

Polska gospodarka bazuje na imporcie ropy, bo własne wydobycie pokrywa niewielką część potrzeb. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo oraz należąca do Grupy Lotos spółka Petrobaltic (operująca na Morzu Bałtyckim) dostarczają w sumie poniżej milion ton ropy rocznie. Podczas gdy - jak wynika z raportu POPiHN "Przemysł i handel naftowy 2021" - zapotrzebowanie polskich rafinerii wynosi 25 mln ton surowca.

Z Rosji pochodzi 60 proc. potrzebnej ropy, która jest dostarczana głównie rurociągiem "Przyjaźń", biegnącym z Rosji przez Białoruś do Polski. Poprzez gdański Naftoport - jedyny polski morski port naftowy - może trafić do naszego kraju nawet  36 mln ton ropy rocznie. Zdaniem dyrektora Krzysztofa Romaniuka Polska może zastąpić import z Rosji dostawami z innych kierunków.

Szczególnie cenny partner to Arabia Saudyjska, zwłaszcza że Saudi Aramco ma zostać właścicielem 30 proc. akcji Grupy Lotos. (W ramach tzw. środków zaradczych w związku z fuzją PKN Orlen i gdańskiej rafinerii.) PKN Orlen już na początku marca zawarł umowę na dodatkowe dostawy ropy saudyjskiej.

Trzeba jednak pamiętać, że polskie rafinerie mogą do produkcji paliw wykorzystywać różne gatunki ropy, aczkolwiek wydały sporo pieniędzy na dostosowanie swoich instalacji do korzystania głównie z ropy REBCO, a taką dostarczają właśnie Rosjanie. Ta specyfika procesów technologicznych wynika z faktu, że zarówno rafineria w Płocku jak i w Gdańsku powstawały w czasach Związku Radzieckiego, gdy w założeniach podstawowym surowcem do produkcji miała być właśnie ropa rosyjska. Stąd też i decyzja o budowie naftociągu "Przyjaźń", którego północna nitka zaopatruje nie tylko polskie zakłady czyli Płock i Gdańsk ale także rafinerie wschodnioniemieckie. Teraz wszystko trzeba "odkręcać", ale tu technologia i ekonomia musi ustąpić polityce.

Agnieszka Łakoma

ROPA CRUDE

83,81 0,24 0,29% akt.: 26.04.2024, 04:14
  • Max 83,97
  • Min 83,73
  • Stopa zwrotu - 1T 0,00%
  • Stopa zwrotu - 1M 1,46%
  • Stopa zwrotu - 3M 8,80%
  • Stopa zwrotu - 6M -2,02%
  • Stopa zwrotu - 1R 4,23%
  • Stopa zwrotu - 2R -18,61%
Zobacz również: OLEJ KANADA SOK POMARAŃCZOWY Ropa Brent natychmiast

Zobacz również:

Gazeta Bankowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »