Nowy szef MFW może pochodzić z Francji i... być kobietą

"To urodzona negocjatorka" - mówi się o Christine Lagarde, kandydatce na szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). "Wie, jak znaleźć wspólny mianownik dla dwóch różniących się stron".

Styczeń, Światowe Forum Ekonomiczne w szwajcarskim Davos. Francuska minister finansów, Christine Lagarde, uczestniczy w jednym z paneli dyskusyjnych. Nagle z jej twarzy znika goszczący na niej zwykle uśmiech, a pani minister marszczy brwi. Siedzący obok niej Robert E. Diamond Jr., dyrektor generalny Barclays i jeden z najpotężniejszych finansistów na świecie, dziękuje właśnie regulatorom rynku i ministrom finansów za ich wkład w odbudowę klimatu ekonomicznego po globalnym kryzysie.

Pani Lagarde spojrzała mu w oczy. "Sektor bankowy podziękowałby nam najlepiej, gdyby zaczął rozsądnie finansować gospodarkę, wprowadził racjonalne systemy wynagrodzeń i wzmocnił swój kapitał" - odpowiedziała, a sala nagrodziła ją gromkimi brawami.

Reklama

Bezpośredniość pani Lagarde przyczyniła się do ugruntowania jej reputacji jako najbardziej wpływowej ambasadorki Europy w świecie międzynarodowych finansów. Dziś ta sama cecha sprawia, że 55-letnia minister jest typowana na najpoważniejszą kandydatkę do przejęcia schedy po swoim przyjacielu i współpracowniku, Dominique'u Strauss-Kahnie, na stanowisku szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Strefa euro bez kierowcy

Strauss-Kahn podał się do dymisji w środę 18 maja, cztery dni po tym, jak został aresztowany przez nowojorską policję pod zarzutem seksualnej napaści na pokojówkę w zajmowanym przezeń apartamencie hotelowym. "Z całą stanowczością zaprzeczam wszystkim rzucanym na mnie oskarżeniom" - napisał w oświadczeniu o swojej rezygnacji, które zostało opublikowane w czwartek rano przez biuro prasowe MFW, gdy jego były już szef wciąż jeszcze przebywał w więzieniu Rikers Island w Nowym Jorku.

Czytaj raport specjalny "Afera Strauss-Kahna"

Kobieta po raz pierwszy szefem MFW

Zważywszy na okoliczności towarzyszące odejściu Strauss-Kahna, jednym z atutów pani Lagarde jako jego potencjalnej następczyni może okazać się ten, który nie widnieje w jej CV.

- Incydent ze Strauss-Kahnem dobitnie pokazuje, jak wspaniale byłoby widzieć na tym stanowisku kobietę - mówi Kenneth S. Rogoff, były główny ekonomista MFW, który obecnie wykłada na Uniwersytecie Harvarda.

Gdyby ten scenariusz się sprawdził, Lagarde byłaby pierwszą w historii kobietą na stanowisku szefa MFW, ale też pierwszą kobietą kierującą jedną z wielkich międzynarodowych instytucji finansowych w ogóle. Kenneth S. Rogoff podkreśla jednak, że płeć francuskiej minister to zaledwie jeden z elementów składających się na atrakcyjność tej kandydatury.

- To robiąca ogromne wrażenie, politycznie bystra i silna osobowość - mówi. - Wszędzie na świecie, podczas spotkań finansowych decydentów, traktowana jest praktycznie jak gwiazda rocka.

Europejscy politycy usilnie starają się utrzymać w swoich rękach stanowisko, które Stary Kontynent kontroluje od czasu powstania zarówno MFW, jak i Banku Światowego, pod koniec lat 40. ubiegłego wieku. Niekoniecznie musi się to okazać proste. Dziś, trzy lata po tym, jak finansowa rozwiązłość w USA i Europie doprowadziła światową gospodarkę na skraj katastrofy, Strauss-Kahn jest postrzegany jako symbol postawy, która dla wielu uosabia przewinienia bogatego Zachodu. Kolejna europejska kandydatura, zwłaszcza, jeśli będzie to biały mężczyzna w średnim wieku, tym razem może nie przejść.

Szybko rozwijające się gospodarki wschodzące są zdania, że powinny dostać szansę na spróbowanie swoich sił w zarządzaniu wielkimi instytucjami, takimi jak MFW - czy też Bank Światowy, na którego czele tradycyjnie stoją Amerykanie, co jest wynikiem wieloletniego cichego porozumienia dwóch gospodarczych potęg.

Jednocześnie na niezwykły krok, będący potwierdzeniem ich pragnienia, by na czele MFW stanął człowiek reprezentujący rynek wschodzący, zdecydowały się Chiny. Jak podaje agencja Reutera, Zhou Xiaochuan, szef Ludowego Banku Chin, opublikował oświadczenie, w którym podkreślił wagę "moralności, kompetencji i pracowitości" jako cech niezbędnych na stanowisku dyrektora MFW. "Struktura najwyższej kadry zarządzającej [MFW] powinna również precyzyjniej odzwierciedlać zmiany w światowych trendach gospodarczych i reprezentować rynki wschodzące" - czytamy w oświadczeniu.

Ponieważ jednak Stary Kontynent stoi w obliczu przewlekłego kryzysu finansowego na własnym podwórku, światowi przywódcy mogą uznać, że rozsądnym rozwiązaniem będzie "dokończenie" kadencji Strauss-Kahna (upłynęłaby ona w 2012 r.) przez przedstawiciela Europy. Wówczas mogłaby otworzyć się szansa przed reprezentantem jednego z rynków wschodzących, których gospodarcza waga i oddziaływanie na rynki światowe zaczynają powoli usuwać Zachód w cień.

Oto, dlaczego pani Lagarde jest uważana za ostatnią deskę ratunku dla Europy. Jej głównym konkurentem, według obserwatorów, jest inny polityk o "alternatywnym profilu", były minister finansów Turcji, Kemal Dervis. Dervisowi przypisuje się uratowanie tureckiej gospodarki po wstrząsie, jakim okazał się dla niej druzgocący kryzys finansowy z 2001 r. Osiągnął to częściowo dzięki wielomiliardowej pożyczce, jaką zaciągnął od MFW.

Eksperci zauważają jednak, że obecna sytuacja, w której MFW zawiaduje opiewającą na 100 mld euro pomocą dla Grecji, Portugalii i Irlandii, czyni z Lagarde najlepszą kandydatkę na przeprowadzenie Funduszu przez trudny okres przejściowy - nawet jeśli Nicolas Sarkozy nie podjął dotychczas konkretnych działań, by poprzeć jej kandydaturę.

Christine Lagarde nie wypowiada się na temat krążących pogłosek o jej potencjalnej kandydaturze. Jeden z francuskich polityków ujął to w następujący sposób: "Wie, że każda jej wypowiedź tylko zmniejszy jej szanse. Najlepiej zdystansować się od zamieszania i obserwować sytuację".

Jednak we francuskich kręgach politycznych nikt nie wątpi w ambicję Lagarde, która z pewnością chętnie przeprowadzi się do siedziby MFW w Waszyngtonie, jeśli tylko pojawi się taka możliwość. - Bez wątpienia jej kandydatura jest jedną z najważniejszych, o których się mówi - podkreśla anonimowy francuski dyplomata.

Urodzona negocjatorka

Christine Lagarde, niegdyś prezes paryskiej filii chicagowskiej kancelarii prawnej Baker & McKenzie, przez 25 lat mieszkała w Stanach Zjednoczonych. Wysoka i stylowa, z burzą srebrnych włosów, znana z zamiłowania do żakietów Chanel - jest równie dobrze ustosunkowana i szanowana w Waszyngtonie i na Wall Street, jak i w Europie. Jej angielski, w którym słychać jedynie delikatny obcy akcent, jest niemal nieskazitelny. To rzadkość w najwyższych francuskich kręgach politycznych i dodatkowy czynnik wzmacniający jej reputację osoby o niezwykle ciętej inteligencji.

W 2009 r. zrobiła duże wrażenie na amerykańskich telewidzach, pojawiając się w popularnym programie satyrycznym "The Daily Show", prowadzonym przez Jona Stewarta. Na wizji opowiedziała, jak doprowadziła do zwolnienia niekompetentnego zarządu jednego z francusko-belgijskich banków, wymagającego finansowego wsparcia. "Powiedziałam: Zarząd wylatuje. Pokpili swoją robotę. Muszą odejść" - mówiła.

Christine Lagarde należy też do nielicznej grupy tych przedstawicieli francuskiej elity, którzy nigdy nie byli zamieszani w żaden skandal - chociaż niedawno jeden z prokuratorów skierował do paryskiego sądu wniosek o zbadanie roli minister w przyznaniu lukratywnego odszkodowania francuskiemu biznesmenowi Bernadowi Tapi w 2007 r., co mogło wiązać się z nadużyciem przez nią władzy.

Pani Lagarde jest szanowana w USA, a co więcej, cieszy się również zaufaniem niemieckiego rządu, co w dobie kryzysu zadłużenia w Europie ma fundamentalne znaczenie. O ile Nicolasa Sarkozy'ego z Angelą Merkel łączą burzliwe relacje, to Lagarde jest blisko związana z kanclerz Niemiec: panie zwracają się do siebie po imieniu i kilkakrotnie już zdarzyło im się znaleźć wspólny grunt podczas podejmowania istotnych politycznych decyzji.

W maju 2010 r., kiedy strefie euro groziła katastrofa, Christine Lagarde odmówiła rozpoczęcia ważnego spotkania, dopóki nie dotarł na nie przedstawiciel Niemiec, mający zastąpić chorego wówczas ministra finansów Wolfganga Schauble. Lagarde miała wówczas powiedzieć zebranym: "Nie możemy się porozumieć bez Niemców".

- To urodzona negocjatorka - mówi o niej inny polityk, który towarzyszył jej podczas kilkudziesięciu spotkań tego rodzaju. - Wie, jak znaleźć wspólny mianownik dla dwóch różniących się stron.

Liz Alderman, Katrin Bennhold

New York Times / International Herald Tribune

Tłum. Katarzyna Kasińska

(śródtytuły pochodzą od INTERIA.PL)

New York Times/©The International Herald Tribune
Dowiedz się więcej na temat: szefowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »