Obie strony uprawiają budżetowy fetyszyzm

Ceremonialne wniesienie przez Radę Ministrów do Sejmu projektu ustawy budżetowej na rok 2004 wzmocniło polaryzację ocen tego dokumentu. Ludzie władzy licytują się, jaki budżet jest świetny - oczywiście "w kontekście obiektywnie istniejących uwarunkowań makroekonomicznych" - natomiast opozycja prześciga się w sprowadzaniu projektu do poziomu zera.

Ceremonialne wniesienie przez Radę Ministrów do Sejmu projektu ustawy budżetowej na rok 2004 wzmocniło polaryzację ocen tego dokumentu. Ludzie władzy licytują się, jaki budżet jest świetny - oczywiście "w kontekście obiektywnie istniejących uwarunkowań makroekonomicznych" - natomiast opozycja prześciga się w sprowadzaniu projektu do poziomu zera.

Doszło do tego, że marszałek Marek Borowski wezwał słynnych już "niezależnych analityków", żeby miarkowali krytyczne wypowiedzi i nie powodowali nerwowości rynków finansowych, bo też są odpowiedzialni za sytuację! Jeszcze chwila i okaże się, że prasa znowu zdradziła - tym razem... złotego.

Dla ostudzenia głów po obu stronach przypominam, iż dokument pod nazwą "ustawa budżetowa" ogarnia ledwie 45 proc. finansów publicznych w Polsce! Reszta to budżety samorządowe oraz ogromne pieniądze agencji i funduszy, omijające ustawowe ryzy bokiem lub dołem. Wynika z tego, że budżetowy kadłubek drukowany w Dzienniku Ustaw pełni rolę POLITYCZNĄ, a nie EKONOMICZNĄ. Gdyby nie szczególne usytuowanie tej ustawy w Konstytucji, temperatura sporów wokół niej byłaby zdecydowanie niższa. W związku z tym nie ma sensu uprawiać budżetowego fetyszyzmu, wszystko jedno w jakim znaczeniu - religijnym czy seksuologicznym.

Reklama

Tym bardziej, że sytuacja jest wyjaśniona - mniejszościowy rząd przeprowadzi ustawę budżetową przez parlament bez problemów i terminowo. W ramce obok rozpisaliśmy przypuszczalny kalendarz, natomiast diagram obrazuje układ sił. Dokonaliśmy po prostu projekcji głosowania z 13 czerwca w sprawie wotum zaufania dla Rady Ministrów. Tak samo jak wówczas, sejmowe tłuste karpie nie poprą przyspieszenia świąt - to znaczy nie dopuszczą do skrócenia kadencji przez jakiś tam budżet. Premier Leszek Miller może być spokojny o głosy kilku małych kółek oraz posłów niezrzeszonych - byłych członków klubu SLD, którzy ciałem są formalnie obcy, ale duchem wciąż pozostają swoi.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: budżet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »