Pikieta w obronie "zbrojeniówki"

Przy dźwiękach syren, gwizdków i trąbek ok. 200 związkowców z Zakładów Mechanicznych Bumar Łabędy w Gliwicach pikietowało we wtorek gmach Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach. Protestowali w ten sposób m.in. przeciwko zwolnieniom pracowników i żądali rządowego wsparcia dla "zbrojeniówki".

Polska nie jest krajem tak bogatym, by pozwolić sobie na zakupy sprzętu wojskowego za granicą ani tak biednym, by nie wspierać własnego przemysłu obronnego - przekonywali. "Nie pozwolimy na likwidację jedynego zakładu, który produkuje sprzęt pancerny w Polsce" - zapewniali manifestanci.

"W żadnym europejskim kraju nie pozostawiono przemysłu zbrojeniowego bez pomocy państwa (...) Firmy takie jak nasza są filarem bezpieczeństwa państwa. Zatrudnieni w nim pracownicy posiadają niespotykane w innych branżach umiejętności, wiedzę i doświadczenie" - podkreślił szef "Solidarności" w zakładzie Zdzisław Goliszewski.

Reklama

"Rząd POgrzebał zbrojeniówkę" - napisali związkowcy na jednym z transparentów. Na innym narysowano czołg i podpisano go "Bóg, honor, «cięcia», ojczyzna". "Złodzieje", "My chcemy pracy" - skandowali, protestując przeciwko redukcji zatrudnienia w grupie gliwickiego Bumaru Łabędy w sumie o 800 osób. Wśród protestujących znalazł się związkowiec przebrany za chłopskiego kosyniera. "To armia XXI wieku" - tłumaczyli przebranie związkowcy.

Petycję z postulatami manifestantów odebrał wicewojewoda śląski Stanisław Dąbrowa. W piśmie adresowanym do premiera protestujący podkreślili, że przemysł zbrojeniowy, jako jedyna branża, jest w Unii Europejskiej wyłączony z zasad udzielania pomocy publicznej. Każdy kraj wspiera własny przemysł w takim stopniu, by podtrzymać produkcję konieczną do zachowania zdolności obronnych - napisali.

Manifestanci obawiają się, że cięcia mogą doprowadzić do likwidacji jedynego w kraju zakładu produkującego sprzęt pancerny. Zwracali uwagę, że upadek Bumaru Łabędy oznacza też klęskę dla wielu firm kooperujących z tym zakładem. Poza związkowcami z Bumaru Łabędy w pikiecie brali tez udział zatrudnieni w fabryce Nitroerg w Krupskim Młynie.

Związkowcy zaznaczali, że jedną z przyczyn kłopotów Bumaru Łabędy jest brak zamówień z resortu obrony narodowej. "We wszystkich krajach europejskich i nie tylko głównym zamawiającym jest własna armia, eksport jest elementem uzupełniającym" - napisali w petycji.

"Ci ludzie dzisiaj nie otrzymują wynagrodzeń, później pójdą na bezrobocie i przejdą na garnuszek państwa (...) czyli de facto pieniądze z budżetu też będą musiały na to pójść" - mówił na manifestacji szef śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" Piotr Duda. Jak mówił Goliszewski, w tym miesiącu pracownicy dostali całą pensję, ale w poprzednim tylko po tysiąc zł zaliczki.

Szef "S" w Bumarze Łabędy krytykował decyzję o sprowadzeniu z Niemiec czołgów Leopard (Polska otrzymała przed laty 128 takich czołgów). Jego zdaniem, to Niemcy zrobili na tym bardzo dobry interes, bo koszty utylizacji tego sprzętu wynosi 40 proc. kosztów nowego wyrobu. "Nasz czołg (PT-91M Twardy - PAP) kosztuje w zależności od wyposażenia 5-7 mln zł. Zakup nowego czołgu niemieckiego to 12-18 mln euro" - podkreślił Goliszewski.

Związkowcy zapowiadają, że wtorkowa pikieta to jedynie pierwszy etap akcji protestacyjnej, która ma być kontynuowana w różnych formach, jeśli nie zmieni się polityka rządu.

Przedstawiciele grupy Bumar, której częścią jest gliwicki zakład, we wrześniu wyrażali przekonanie, że pierwsze efekty restrukturyzacji firmy powinny być widoczne za około dwa lata. Agencja Rozwoju Przemysłu (ARP) przyznała niedawno gliwickiemu zakładowi 40 mln zł pożyczki restrukturyzacyjnej "na przeprowadzenie koniecznych reform oraz utrzymanie bieżącej produkcji".

Bumar Łabędy kończy kontrakt na dostawę do Malezji czołgów PT-91M, będących światową wizytówką firmy. To warte 380 mln USD zamówienie było ostatnim dużym kontraktem firmy. Czołgiem interesują się jednak także inne kraje. Jak podczas pikiety mówił Goliszewski, nie ma jeszcze co prawda oficjalnych informacji, ale są "olbrzymie szanse" na nowe kontrakty już w przyszłym roku. Chodzi o to, by zakład przetrwał ten najtrudniejszy okres - przekonywał.

W pierwszej połowie roku Bumar Łabędy ogłosił redukcję zatrudnienia, w sumie o 800 osób. To jedna czwarta całej załogi. Władze firmy argumentowały, że wobec spadku zamówień utrzymanie całej, liczącej przed zwolnieniami ok. 3,2 tys. osób załogi nie jest już możliwe. Bumar Łabędy dotknęły też cięcia zamówień i zleceń remontowych ze strony polskiej armii.

Działalność firmy oparła się głównie na eksporcie i częściowo na produkcji cywilnej (stanowiła 20 proc. normalnej działalności). Zakład Konstrukcji Spawanych produkował m.in. konstrukcje dla odbiorcy niemieckiego.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: związkowcy | Bumar Sp. z o.o. | obrony | Pikieta | W.E. | Łabędy | firmy | cięcia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »