Po referendum: czy ten rząd się wyżywi?

Kobieta zmienną jest, ale przecież premier Leszek Miller nie jest, na Boga, kobietą. Jest mężczyzną, i to prawdziwym mężczyzną, którego poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy.

Kobieta zmienną jest, ale przecież premier Leszek Miller nie jest, na Boga, kobietą. Jest mężczyzną, i to prawdziwym mężczyzną, którego poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy.

Może to i dobrze, bo zaczął wyjątkowo niefortunnie, to może chociaż dobrze zakończy. Niemniej jednak tak radykalna zmiana podejścia do kwestii dymisji, jak zaprezentowana w cytatach pomieszczonych obok, nawet jeżeli zgodzimy się z przysłowiem, że tylko krowa nie zmienia poglądów, musi zdumiewać. Premier zresztą lubuje się w błyskotliwych ripostach, nagłych zwrotach akcji i bon motach, słowem: lubi zaskakiwać, zdumiewać.Pierwszy raz zaskoczył wszystkich, innych zdumiał, gdy okazało się, że przygotowujące się kilka lat do zwycięskich wyborów ugrupowanie któremu przewodzi, o którym wszyscy byli przekonani, że ma szafy i szuflady wypełnione przemyślanymi pomysłami, że projekty pro wzrostowych ustaw sypną się jak z rogu obfitości, pokazało te szafy i szuflady. A one okazały się puste, co najwyżej gdzieś w kącie walały się papierki po cukierkach. Po wielkim zwycięstwie przyszła proza życia, a to zaczęło skrzypieć niemiłosiernie. Obserwatorom życia politycznego wydawało się, że już po kilku miesiącach popularny "Kanclerz" (tym zasadniejsze, że usytuowanie stanowiska premiera w naszej konstytucji rzeczywiście upodabnia go do kanclerza, daje mu ogromną władzę) przyćmi popularnością i sławą prezydenta, a po dwóch trzech latach tylko nieliczni będą pamiętali, że mamy prezydenta i jak się nazywa.Tymczasem uwikłany w konflikty personalne premier, autoryzujący coraz bardziej egzotycznych polityków, którzy byli sprawcami coraz większych afer gospodarczych i korupcyjnych, z dnia na dzień tracił popularność, poparcie i znaczenie. Formalnie niby nic się nie zmieniło, ale w praktyce premier miał coraz bardziej związane ręce, coraz częściej był bezradny. Po niefortunnych wypowiedziach w sprawie powodzenia lub nie w referendum i konsekwencji tego dla SLD i rządu Leszka Millera, ogłoszony został "pax", może nie między "chrześcijany", ale pomiędzy zwolennikami Unii, niezależnie od partii, z pewnością. Tyle tylko, że to niczego nie załatwiło. W dalszym ciągu, tak naprawdę, nic nie zostało zrobione, więcej, odłożone decyzje nawet małe i błahe problemy uczyniły dużymi i poważnymi.Pracy więc przybywa. Tyle tylko, że nie wiadomo, czy wykonywał ją będzie jeszcze ten sam rząd, z tym samym premierem. Nie jest tajemnicą, że w najbliższych godzinach czy dniach dojdzie do poważnej rozmowy pomiędzy prezydentem i premierem. Pisane są różne jej scenariusze, nie wykluczające najbardziej nawet dramatycznego przebiegu. Na "giełdzie" pojawiają się coraz to nowe nazwiska potencjalnych premierów, brukselskie korytarze mianowały już ponoć na to stanowisko ministra Cimoszewicza. Tyle tylko, że to jest trochę "chciejstwo". Partyjna gra i arytmetyka są nieubłagane. W każdym razie zakończenie referendalnego rozejmu zwiastuje bardzo interesujące wydarzenia. A czy będzie lepiej? Nie, tego nikt nie obiecywał. Z pewnością za to będzie ciekawiej.

Reklama
Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: rząd | referendum. | referendum
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »