Polacy kupują mniej, boją się wydawać pieniądze. To złe wieści dla gospodarki

A miało być tak pięknie - obniżająca się dynamika inflacji, zmiana 500 plus w 800 plus oraz podwyżki dla licznych grup zawodowych, w tym dla nauczycieli i pracowników budżetówki, miały napędzać konsumpcję - a ta z kolei miała dolewać paliwa do wzrostu gospodarczego w 2024 roku. Tymczasem motor napędowy polskiej gospodarki szwankuje, co widać w danych Głównego Urzędu Statystycznego z końca ubiegłego roku. Czy Polacy stali się ostrożniejsi w wydawaniu pieniędzy? Martwią się o przyszłość? A może chcą odbudować nadszarpnięte przez wysoką inflację oszczędności?

  • Polacy teoretycznie mogliby kupować więcej, bo inflacja spada, a wynagrodzenie rosną, ale z jakichś przyczyn tego nie robią;
  • Sytuacja ta znajduje swoje odzwierciedlenie w danych o konsumpcji gospodarstw domowych, która ostatnio jest słabsza od przewidywań ekonomistów;
  • To może stwarzać pewne ryzyka dla wzrostu gospodarczego w Polsce, bo konsumpcja to ważny motor napędowy naszego PKB;
  • Czy Polacy zaczną w końcu chętniej wydawać pieniądze, tym bardziej, że w 2024 r. będą ich mieli więcej? Pytamy o to ekonomistów.

Reklama

W grudniu 2023 r. sprzedaż detaliczna w Polsce spadła w cenach stałych o 2,3 proc. w ujęciu rocznym. Analitycy byli zaskoczeni - spodziewali się lepszych danych. Rynek obstawiał wzrost o 1,5 proc. rok do roku. W końcu inflacja w końcówce ubiegłego roku nie była już tak dotkliwie odczuwalna, jak w okresie przedświątecznym w 2022 roku, a i wynagrodzenia Polaków nieco zwiększyły swoją siłę nabywczą. Już w czerwcu 2023 r. wzrost wynagrodzeń okazał się silniejszy od inflacji - średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw było wyższe o 11,9 proc. w porównaniu z analogicznym miesiącem roku poprzedniego, podczas gdy ceny w ujęciu rocznym rosły o 11,4 proc. Tymczasem przedświąteczny szał zakupowy w wykonaniu Polaków wypadł raczej słabo. Co więcej, Główny Urząd Statystyczny odnotował też pogorszenie względem listopada, kiedy sprzedaż detaliczna spadła o 0,3 proc. rdr.

Ostatniego dnia stycznia br. GUS opublikował szacunek wstępny wzrostu PKB Polski w 2023 r. I tu też przyszło rozczarowanie - polska gospodarka urosła tylko o 0,2 proc., a dane - jak zauważyli ekonomiści Pekao - "sugerują słabą końcówkę roku". "Konsumpcja prywatna spadła w całym 2023 o 1 proc., co oznacza stagnację w ujęciu rocznym w IV kwartale (fatalny wynik)" - napisali w serwisie X.

Skoro prognozowane przez dużą część rynku odbicie w konsumpcji nie nadeszło, to czy można założyć, że tylko się ono opóźnia - i już za chwilę konsumenci zaczną wydawać pieniądze, wsparci wyższymi świadczeniami rodzinnymi (800 plus zamiast 500 plus, "babciowe"), wzrostem pensji (podwyżki dla nauczycieli i pracowników sfery budżetowej), a wreszcie 13. i 14. emeryturą? A może jednak nie zaczną - i przekierują swoje nowe zasoby finansowe na lokaty, konta oszczędnościowe i obligacje? Co tak naprawdę siedzi teraz w głowach polskich konsumentów?

Polacy z optymizmem patrzą w przyszłość, a mimo to nie chcą wydawać

- Niska chęć konsumentów do wydawania pieniędzy jest pewnym paradoksem - mówi w rozmowie z Interią Biznes dr Piotr Bartkiewicz, ekonomista Banku Pekao. - Tak naprawdę nie pokazują tego badania koniunktury czy badania opinii społecznej, w których nie widać większego pesymizmu. Polscy konsumenci są bardziej optymistyczni, jeśli chodzi o postrzeganie stanu swoich finansów, sytuacji gospodarczej kraju czy rynku pracy. Nie spodziewają się też znaczącego wzrostu inflacji, a przynajmniej ten odsetek, który takiego wzrostu się spodziewa, jest niski. Niska skłonność do konsumowania nie jest więc spowodowana obawą przed przyszłością, chociaż być może oczywiście część konsumentów stała się bardziej przezorna w związku ze zmianami politycznymi. Tego jednak też nie widać w badaniach. 

Zdaniem naszego rozmówcy, za niską skłonność do wydawania wśród polskich konsumentów odpowiadają trzy czynniki. 

- Po pierwsze, polscy konsumenci mają w tym momencie realną, sensowną i opłacalną alternatywę wobec konsumowania, a jest nią oszczędzanie. Nie wchodząc w szczegóły tego, ile można obecnie dostać na bankowym depozycie, skupmy się na tym, że w tym momencie stopa NBP to 5,75 proc. - a patrząc na to, gdzie za rok będzie inflacja w Polsce, możemy oczekiwać, że wkładając środki do banku czy lokując je w obligacjach, mamy zabezpieczony zwrot wyższy od inflacji. To coś, czego nie widzieliśmy w Polsce tak naprawdę od 10 lat, a co zmieniło się teraz dzięki polityce RPP i zaawansowaniu procesów dezinflacyjnych - zauważa ekspert.

- Drugi powód jest taki, że polscy konsumenci w tym momencie mają wspomnienia czegoś, co jednak można nazwać pewnym zubożeniem związanym z bardzo wysoką inflacją, której doświadczali w latach 2022-2023 - mówi ekonomista. - Jeśli popatrzymy na ich oszczędności - czyli to, co trzymają w bankach, w materacach, w obligacjach czy funduszach inwestycyjnych - to zobaczymy, że w ujęciu realnym właśnie w tym okresie pojawiła się w tych oszczędnościach wyrwa: ich wartość spadła o kilka procent w stosunku do historycznej trajektorii. Konsument oszczędzający na wkład własny na mieszkanie, na nowy samochód czy wymarzony telewizor zobaczył, że tego typu rzeczy - duże zakupy - jednak znacząco zdrożały. W efekcie teraz musi na nie "dooszczędzić", bo najprawdopodobniej środki, które mógł lub chciałby odłożyć z bieżącego dochodu, są teraz mniejsze. Ta kwestia odbudowy oszczędności jest bardzo ważna i będzie działać w najbliższych miesiącach. 

- Trzeci czynnik ma związek z tym, że od paru kwartałów konsumenci w Polsce opornie reagują na zmianę fundamentów. W Polsce realne dochody w ujęciu rok do roku zaczęły rosnąć gdzieś w połowie roku 2023, przy czym sentyment polskich konsumentów poprawiał się od listopada 2022 r. - ale jakiekolwiek odbicie w konsumpcji zobaczyliśmy dopiero w III kw. 2023 roku, czyli po kilku miesiącach, przy czym i tak ono było zawyżone przez chociażby zakupy paliw po niższej cenie przed wyborami. Może zatem potrzeba trochę czasu, aby to, co konsumenci widzą, przebiło się do ich umysłów. 

Polacy w 2024 r. mogą liczyć na wzrost dochodów. Czas pokaże, czy przełoży się to na wydatki w sklepach

Ekonomista podkreśla jednocześnie, że ten trzeci czynnik nie unieważnia tego, że obecnie konsumenci mają po prostu dobre powody do oszczędzania. Zaznacza przy tym, że 2024 rok będzie jednak rokiem solidnego wzrostu dochodów, których przyrost w ujęciu realnym Pekao szacuje na 7,5 proc. rok do roku. - Zakładamy, że ten przyrost nie będzie w pełni skonsumowany; spodziewaliśmy się, że będzie skonsumowany mniej więcej w połowie, ale ostatecznie - w świetle danych z końcówki 2023 r. - może się okazać, że będzie to jednak mniej niż połowa. 

Kwestie te wyjaśnią się już wkrótce. - Styczniowe dane o sprzedaży detalicznej będą już jakimś barometrem. Często słaby grudzień "odbija się" mocnym styczniem, więc solidny odczyt będzie tutaj plusem. Być może słabość sprzedaży detalicznej w grudniu była efektem swoistej zmiany wzorców zakupowych; coraz więcej osób w naszym kraju przedświąteczne zakupy realizuje jednak w listopadzie, w okresie promocji black weeks - zauważa ekonomista

Niewykluczone, że okaże się też, iż część konsumentów postanowiła poczekać z większymi zakupami - takimi jak sprzęt RTV czy AGD - do okresu styczniowych wyprzedaży. Gdyby tak było, to przesunięcie trendów zakupowych wsparłoby odczyt sprzedaży detalicznej za styczeń.

- Tak czy inaczej, my od dłuższego czasu byliśmy sceptycznie nastawieni do rynkowych szacunków konsumpcji opartych na bazie statystycznej. W I kwartale wzrost na pewno nie wyniesie 6 proc., ale będzie niższy - konkluduje Piotr Bartkiewicz.

Wydatki konsumenckie gospodarstw domowych to ważny składnik polskiego PKB. Z inwestycjami, inną kluczową składową, bywa w naszym kraju różnie. Dynamika inwestycji w dużej mierze zależy od cyklów unijnych perspektyw finansowych. O ile w 2023 r. inwestycje w Polsce zaskoczyły ekonomistów pozytywnie (w III kwartale inwestycje rosły o ponad 7 proc., w II kw. - o ponad 10 proc., a w całym roku stopa wzrostu oprze się prawdopodobnie o 8 proc.), to 2024 rok może być pod tym względem wyzwaniem. Przed wyborami samorządowymi lokalne władze będą zapewne finalizować, przyspieszać czy kończyć różne projekty, by przypodobać się wyborcom - ale później czeka nas swoista przerwa, ponieważ będzie kończyć się napływ środków ze "starej" perspektywy unijnej, a na uruchomienie finansowania z nowej perspektywy trzeba będzie chwilę poczekać. Polska wciąż też czeka na to, aby uruchomiony został strumień pieniędzy dla naszego kraju z KPO. Z kolei firmy prywatne będą borykać się z rosnącymi kosztami pracy i wciąż wysokimi kosztami materiałów i surowców, co też może negatywnie odbić się na inwestycjach.

W tej sytuacji solidne wsparcie dla krajowego wzrostu gospodarczego ze strony konsumpcji byłoby bardzo pożądane. Czy ta ostatnia zawiedzie ekonomistów, czy jednak są szanse, że będzie zauważalnie kontrybuować do PKB w 2024 roku?

Konsumpcja jednak całkiem nie zawiedzie?

- Zakładamy, że konsumpcja jednak będzie odbudowywać się w kolejnych miesiącach - mówi nam Agata Filipowicz-Rybicka, główna ekonomistka Alior Banku. - Faktycznie końcówka roku po stronie konsumpcji w danych o PKB rozczarowała, a grudniowe dane nt. sprzedaży detalicznej są trochę zaskakujące, ale może być też tak, że polscy konsumenci rozłożyli przedświąteczne zakupy w czasie, rozciągając je na kilka miesięcy, a po części też mogli sięgnąć po tańszy asortyment. Pamiętajmy, że w poprzednich miesiącach ta większa aktywność konsumencka była widoczna w danych o sprzedaży. 

- Aspekt oszczędnościowy na pewno jakąś rolę w zachowaniach konsumentów odgrywa, ponieważ w dobie wysokiej inflacji oszczędności gospodarstw domowych były pod presją - dodaje ekonomistka. - Per saldo jednak przeważa argument za odbudową konsumpcji, ponieważ wzrost płac realnych przeszedł na dodatnią stronę, a dodatkowo inflacja będzie niższa. Wprawdzie w tym roku jej ścieżka będzie zaburzona, ale nie będziemy już mieli do czynienia z tak wysokimi wzrostami cen, jak jeszcze niedawno. 

Nasza rozmówczyni zwraca uwagę na fakt, że ten spodziewany spadek inflacji z czasem uruchomi kolejne obniżki stóp procentowych. 

- W tej sytuacji RPP najprawdopodobniej wznowi luzowanie monetarne; pewnie będzie ono powolne, niemniej jednak będzie, a zatem dochody do dyspozycji gospodarstw domowych będą większe, co też przyczyni się do odbudowy konsumpcji. 

Jeśli więc polscy konsumenci ruszą na zakupy, sprawią prezent nie tylko sobie, ale i gospodarce, uruchamiając konsumpcyjny silnik.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: konsumpcja | wydatki | pieniądze oszczędności | PKB | gospodarka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »