Polacy są energetycznie zbyt zachłanni
Przybywa nam sprzętu elektrycznego w domach a co za tym idzie - zwiększa się też konsumpcja energii elektrycznej w polskich domach. A tendencja ta będzie się utrzymywać. W ciągu najbliższych 10 lat zużycie energii elektrycznej w Polsce wzrośnie o ok. 50 proc.
W związku z tym najdalej w ciągu 15 lat trzeba wydać ok. 50 mld zł na budowę nowych mocy i modernizację starych elektrowni - ocenia wiceminister gospodarki, Krzysztof Tchórzewski.
Dodał, że wyższy od zakładanego we wcześniejszych prognozach wzrost PKB (powyżej 5 proc.) sprawił, że także prognoza zwiększenia krajowego zużycia energii wzrosła z 40 do 50 proc. w ciągu 10 lat. Zaznaczył, że rozwój energetyki odnawialnej, czy w perspektywie włączenie energii atomowej, nie jest alternatywą dla węgla, który nadal pozostanie podstawą polskiej energetyki. Dziś wytwarza się z niego ok. 95 proc. energii.
Wiceminister przypomniał, że polskie gospodarstwa domowe zużywają dziś średnio połowę ilości energii, zużywanej przez porównywalne gospodarstwa w krajach "starej" UE. Dlatego zakłada się, że wzrost zużycia energii w przemyśle pójdzie w parze z podobnym wzrostem u indywidualnych konsumentów.
Problemem dla energetyki będą malejące limity emisji dwutlenku węgla. Zgodnie z ostatnim przydziałem, limit dla Polski na kolejne cztery lata został zmniejszony z ponad 230 do 208,5 mln ton dwutlenku węgla. Strona polska przyjęła tę decyzję z niepokojem i zamierza negocjować wyższe limity, jednak - w ocenie Tchórzewskiego - sukcesem będzie wynegocjowanie dodatkowych 10 mln ton. Przy kolejnych podziałach trzeba liczyć się z tym, że limity będą jeszcze niższe, dlatego konieczne jest postawienie na czyste technologie węglowe.
O to, aby np. dwie demonstracyjne elektrownie bezemisyjne powstały w Polsce, zabiega m.in. b. premier, eurodeputowany Jerzy Buzek. Tchórzewski wskazał jednak na wysokie koszty takich inwestycji (są co najmniej 30 proc. droższe od klasycznych), trudności z wychwytywaniem i magazynowaniem dwutlenku węgla (doświadczenia w tym zakresie są w sferze pilotażu) oraz wyższą cenę energii z takich elektrowni.
W związku z restrykcyjnym podejściem UE do emisji dwutlenku węgla, elektrownie muszą również liczyć się ze wzrostem cen uprawnień do emisji na rynku. Obecnie prawo do emisji tony CO2 kosztuje 1 euro, ale w 2010 roku może to być - jak się szacuje - ok. 7-10 euro, co podwyższy koszty w energetyce.
Kilka dni temu powołano największą z czterech grup energetycznych, o roboczej nazwie Polska Grupa Energetyczna, z udziałem m.in. BOT oraz ośmiu zakładów energetycznych. Silne podmioty mają mieć większą zdolność konkurencyjną i inwestycyjną. Mają pozyskiwać środki przez emisje akcji na giełdzie.
Termin 1 lipca jako datę uwolnienia polskiego rynku energii wiceminister uznał za niezagrożony, ponieważ - jak mówił - po poprzednim opóźnieniu o dwa lata, nie ma już szansy na to, aby Komisja Europejska przystała na kolejne przesunięcie terminu. W perspektywie będzie to oznaczać swobodny wybór dostawcy prądu. Wprowadzeniu rynku służy wdrażane właśnie oddzielenie operatorów systemu przesyłowego od obrotu energią.
Według wiceministra, zaniechanie działań organizacyjnych i inwestycji w energetyce oznaczałoby, że za kilka lat Polska znalazłaby się na szczytach zużycia energii, a to powodowałoby możliwość zahamowania krajowego wzrostu gospodarczego.