Policja odzyskała skradzione pieniądze. Poszkodowani nie mogli uwierzyć w to, co stało się potem

W internecie niemal codziennie można natknąć się na zamieszczane przez funkcjonariuszy policji informacje o osobach, które padły ofiarami oszustów. Choć wiele z tych spraw nie udaje się rozwiązać, to są też takie, gdzie policjanci trafiają na ślad przestępców i odzyskują ukradzione przedmioty czy pieniądze. Tak właśnie było w przypadku kilkudziesięciu tysięcy złotych, które zostały ukradzione z firmy pana Dariusza oraz jego żony. Choć policjanci odzyskali 70 tys. zł, to pieniądze z policyjnego depozytu przekazali nie w ręce właścicieli, a partnerki włamywacza. Sprawę opisali dziennikarze z programu "Uwaga!" TVN.

Jak relacjonuje pan Dariusz i jego żona, z kasetki znajdującej się w jednym z biurek w ich firmie skradziono ponad 70 tys. zł. Pieniądze pochodziły ze sprzedaży samochodu. - My nigdy, takich pieniędzy nie trzymamy w kasetce. Czysty przypadek i szczęście złodzieja, a nasze nieszczęście - powiedział pan Dariusz, którego słowa przytacza uwaga.tvn.pl. Choć niecały miesiąc później policjanci odzyskali część skradzionych pieniędzy, to nie trafiły one do małżeństwa. Jak to możliwe? 

Policja odzyskała skradzione pieniądze, ale poszkodowani ich nie dostali. Fatalna pomyłka?

Po niecałym miesiącu od włamania do firmy pana Dariusza i jego żony policjanci zatrzymali mężczyznę, który przyznał się do winy. W jego mieszkaniu znaleziono tylko 34 tys. zł, bo - jak stwierdził - resztę pieniędzy zdążył już wydać. - Kompetentni policjanci szybko złapali złodzieja i odebrali mu nasze pieniądze. Wiedzieliśmy, że pieniądze są w depozycie i czekają, że je odbierzemy - stwierdziła pani Monika.

Reklama

Wtedy zaczęły się kłopoty. - Okazało się, że policja wydała pieniądze partnerce tego przestępcy. (...) Trudno coś takiego sobie wyobrazić - powiedział właściciel firmy. Żeby rozwiązać tę sprawę, małżeństwo zdecydowało o konieczności skorzystania z pomocy adwokata. Zdaniem adw. Anny Pacholskiej, pieniądze zostały przekazane tylko na podstawie oświadczenia o wydaniu rzeczy. Partnerka włamywacza, która je odebrała, nie została wylegitymowana. Nie sprawdzano również w jakikolwiek sposób, czy ma do nich prawo. 

- Co ja mam oddać, swoje pieniądze mam oddać? Jeżeli policja prosi mnie, czy ja odbiorę pieniądze, to co ja mam powiedzieć? - powiedziała kobieta w rozmowie z "Uwagą!" TVN. - Wszystkie roszczenia proszę kierować do osoby, która odsiaduje wyrok, została oskarżona - dodała. 

Pieniądze zniknęły z policyjnego depozytu. Sąd zdecydował

Chcąc rozwiązać tę sprawę, pan Dariusz udał się na komisariat. - Siedziałem tam godzinę i wszyscy zniknęli, była cisza - powiedział. Policjant, który wydał pieniądze nieuprawnionej osobie, powiedział, że nakaz ich wydania właścicielom wyszedł od prokuratora, który obecnie przebywa na zwolnieniu. - To, że prokurator nie wydał postanowienia o zabezpieczeniu, nie popychało policji do zwrócenia pieniędzy osobie nieuprawnionej - stwierdziła adw. Anna Pacholska. 

Choć włamywacz został już prawomocnie skazany na niemal dwa lata pozbawienia wolności, to sąd zobowiązał go również do zwrotu 38 tys. zł. To pieniądze, które mężczyzna zdążył wydać, zanim go złapano. Sąd nie uwzględnił jednak 34 tys. zł, których nie ma w policyjnym depozycie. - Nie zamierzamy odpuścić, będziemy walczyć dalej - podsumował pan Dariusz. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kradzież | policja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »