Portret filantropa
Polacy znowu stanęli na wysokości zadania: w kilka dni od katastrofy w Azji Południowo-Wschodniej organizacje humanitarne zebrały w kraju kilka milionów złotych na rzecz dotkniętych tragedią. Tak samo było, gdy terroryści wysadzili szkołę w Biesłanie, gdy trzęsienie ziemi obróciło w gruzy miasto Bam, gdy powódź zalewała południowo-zachodnią Polskę. Przykłady można mnożyć. Chętnie sięgamy po portfele, gdy komuś dzieje się krzywda, ale, niestety, szybko zapominamy o cudzej biedzie.
Według badań przeprowadzonych w listopadzie ub.r. przez firmę SMG/KRC wspólnie ze Stowarzyszeniem Jawor/Klon, 39,2 proc. Polaków przekazało w ostatnim roku pieniądze lub dary rzeczowe na rzecz organizacji pozarządowych, ruchów społecznych lub religijnych. To o 6 punktów proc. więcej niż w roku 2003. Najczęściej przekazujemy datki na rzecz organizacji pomagającym najuboższym lub bezdomnym (20,3 proc. respondentów), a drugiej kolejności na organizacje i ruchy religijne, wspólnoty parafialne i misje (7,9 proc.) oraz na organizacje działające na rzecz ochrony zdrowia lub rehabilitacji osób niepełnosprawnych (6,8 proc.).
Niestety, nie można powiedzieć żebyśmy byli przesadnie hojni. Połowa darczyńców wydała na cele charytatywne nie więcej niż 50 zł, co trzeci filantrop wysupłał sumę między 50 a 200 zł, a zaledwie 3 proc. ofiarodawców zdobyło się na dar większy niż 400 zł.
To i tak w gruncie rzeczy nieźle, bo ważny jest sam fakt zaangażowania się w pomoc dla innych, nawet jeśli często jest ona symboliczna. Tymczasem grubo ponad połowa badanych przez SMG/KRC - 55 proc. - odpowiedziało wprost, że pieniędzy nikomu nie daje i dawać nie zamierza. I nie ma się czemu dziwić, gdyż pytani o powód takiej postawy odpowiadają, że nie stać ich na porywy serca i w pierwszej kolejności muszą zadbać o byt własnej rodziny. W tej grupie respondentów znalazłoby się pewnie sporo takich osób, które same chętnie wyciągnęłyby rękę po pomoc.
Kim jest polski więc filantrop? Z badań wyłania się następujący portret przeciętnego darczyńcy: jest to osoba młoda, między 26 a 35 rokiem życia, z dyplomem wyższej uczelni, nieźle sytuowana, gdyż dochód w jego rodzinie przekracza tysiąc złotych miesięcznie na osobę, mieszka w Polsce południowej lub południowo-wschodniej. Co ciekawe, mieszkańcy dzielnic centralnych i północnych przejawiają znacznie mniejszą ochotę do wspierania działań charytatywnych i prospołecznych.
Justyna Stępień z Polskiej Akcji Humanitarnej uzupełnia ten wizerunek o jeszcze jeden element: to prawda, że lekką ręką sięgamy po pieniądze, gdy inni są w potrzebie, ale kiedy nagła potrzeba minie, przestajemy się interesować cudzym losem. Gdy w gruzy runęło miasto Bam, zmiecione przez trzęsienie ziemi, PAH nie miał żadnych problemów ze zbieraniem pieniędzy dla ofiar kataklizmu. Wkrótce potem, gdy sprawa przycichła, przestano o niej mówić w mediach, darczyńcy zapomnieli o poszkodowanych. To samo było z ofiarami zamachu terrorystycznego w Biesłanie: chętnie ofiarowaliśmy pomoc, zapraszaliśmy dzieci na kolonie do Polski. Minęło kilka miesięcy i staliśmy się głusi na apele o wsparcie.
W takich sytuacjach do głosu dochodzi ta gorsza część naszej natury: o ile wcześniej bez zastanowienia sięgaliśmy po portfele, teraz podejrzliwie traktujemy kwesty i zbiórki pieniędzy. Pojawiają się pytania o celowość wysyłania pomocy za granicę, kiedy w kraju dość jest biedy, że najpierw powinniśmy zadbać o swoich, a dopiero potem myśleć o innych. Na jaw wychodzi wtedy szpetna gęba dickensowskiego Scrooge’a z "Opowieści wigilijnej" przekonanego, że inni chcą go naciągnąć, okraść, oszukać. Bo stosunek Polaków do organizacji charytatywnych jest pełen paradoksów: z jednej strony, jak wynika z badań CBOS z lutego 2004 r., 82-86 proc. respondentów ufa Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, PCK i Caritas, ale z drugiej, jak pokazuje ankieta SMG/KRC, aż 57 proc. badanych stwierdza, że "w organizacjach społecznych często dochodzi do nadużyć i prywaty". Pomimo takiego nastawienia, 65 proc. Polaków uważa, że organizacje społeczne działają skuteczniej niż administracja państwowa i dostarczają pomocy tym, którzy jej rzeczywiście potrzebują.
Według ostrożnych szacunków, organizacje charytatywne uzbierały w ub.r. ok. pół miliarda złotych. Najwięcej zebrał Caritas, który na rzecz potrzebujących wydał przeszło 200 mln zł. Drugą pod względem dochodowości organizacją jest WOŚP, która podczas wielkie styczniowej akcji zbiera co roku po kilkadziesiąt milionów złotych. W ścisłej czołówce znajduje się też PCK, który na rozmaite cele (nie tylko charytatywne, ale np. szkolenia) przeznaczył 60 mln zł oraz PAH z wydatkami rzędu 12 mln zł.
W ankiecie przeprowadzonej przez INTERIA.PL prawie połowa respondentów zadeklarowała, że wspomaga potrzebujących w czasie akcji charytatywnych lub wpłaca pieniądze na konta organizacji charytatywnych. Niemal co piąty ankietowany po prostu rozdaje pieniądze na ulicy, natomiast 37 proc. wogóle nie bierze udziału w takich akcjach.