Powódź odbije się na gospodarce. Rząd może zdecydować się na ważny krok
Powódź, która dotknęła południe Polski, może skutkować nowelizacją budżetu państwa - mówi Interii ekonomista. Na poziomie stricte gospodarczym można spodziewać się wzrostu inwestycji na skutek odbudowy zniszczeń, chociaż obecnie na zalanych terenach działalność ekonomiczna w wielu dziedzinach została przerwana. Jakie jeszcze ekonomiczne konsekwencje będzie miała wrześniowa klęska żywiołowa? Czy czeka nas wzrost cen owoców i warzyw na skutek zniszczenia upraw?
Powódź na terenach województw dolnośląskiego, opolskiego i śląskiego, jak każda klęska żywiołowa, jest przede wszystkim tragedią w wymiarze ludzkim. Zarazem niesie też ze sobą konsekwencje dla gospodarki i finansów państwa. Zalane zakłady usługowe i sklepy nie pracują. Po drogach i torach kolejowych, które znalazły się pod wodą, nie można transportować towarów. W gospodarstwach rolnych, które nawiedziła powódź, ucierpiały plony. To realne koszty w wymiarze ekonomicznym.
- W wyniku powodzi mamy do czynienia z pewnym przerwaniem działalności gospodarczej - zwłaszcza w handlu, turystyce czy usługach - co w krótkim terminie będzie miało ujemny wpływ na PKB, ale w dalszym terminie odbudowa zniszczonej infrastruktury będzie generowała wzrost inwestycji - mówi Interii Marcin Luziński, ekonomista Santander Banku Polska.
W konsekwencji, wyjaśnia ekspert, możemy zobaczyć wzrosty w odczytach produkcji budowlano-montażowej związane z odbudową dróg, mostów, torów. Dodatkowo zwiększą się zakupy zniszczonych dóbr trwałego użytku - samochodów, mebli, sprzętów AGD - co będzie wspierało sprzedaż detaliczną.
Minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz zapowiedziała już, że Polska będzie mogła skorzystać z ponownego dofinansowania z UE na naprawę lub odbudowę tej infrastruktury, która wcześniej została zbudowana lub zmodernizowana dzięki środkom europejskim. Będzie to jedno z kół zamachowych odbudowy zniszczeń wywołanych przez żywioł. O tym, jakie jeszcze środki rząd chce zaangażować w walkę ze skutkami wielkiej wody, szczegółowo pisaliśmy TUTAJ.
Co do sprzedaży detalicznej, to rzeczywiście można w ciemno zakładać, że kiedy już poszkodowani w powodzi mieszkańcy Dolnego Śląska czy Opolszczyzny posprzątają swoje domy, będą chcieli odtworzyć zniszczone wyposażenie. Także remonty budynków mieszkalnych i gospodarczych spowodują wzrost popytu na materiały budowlane i wykończeniowe.
A jaki będzie wpływ powodzi na rolnictwo czy przemysł?
- Tereny, które zostały najbardziej dotknięte powodzią, to tereny w dużej mierze turystyczne. Nie ma tam skoncentrowanej działalności rolniczej ani przemysłowej - mówi Marcin Luziński.
W tym kontekście potencjalny wzrost inflacji na skutek uszkodzeń plonów będzie niewielki. Potwierdza to ekspert zajmujący się rynkiem owoców i warzyw.
- Udział województw dolnośląskiego, opolskiego i śląskiego w krajowym rynku rolniczym nie jest dominujący. W przypadku upraw polowych (zboża, rzepak) plony już zostały zebrane - mówi nam dr Paweł Kraciński z Instytutu Ekonomii i Finansów SGGW.
- Obecnie na polskich polach są jeszcze późnojesienne warzywa, ale tych w zalanych regionach uprawia się niewiele - podobnie jak jabłek, które właśnie teraz są już zbierane - wyjaśnia ekspert. - Nie przewidywałbym istotnego zmniejszenia podaży na skutek powodzi. Tegoroczne plony w skali kraju są co prawda mniejsze, ale w dużej części przez wcześniejsze zjawiska (susze, przymrozki wiosenne, gwałtowane burze). Powódź będzie też miała wpływ na przyszłe zbiory, gdyż na terenach zalanych możliwe są ograniczenia w prowadzeniu produkcji rolnej, ale ich skalę dopiero poznamy.
- Mimo wszystko wpływ tej powodzi na rynek produktów rolnych w Polsce będzie, moim zdaniem, ograniczony - uspokaja nasz rozmówca.
Minister rolnictwa Czesław Siekierski zaapelował już do wojewodów o jak najszybsze powoływanie komisji szacujących straty w gospodarstwach rolnych na zalanych terenach. Po spotkaniu w Katowicach z rolnikami ze Śląskiej Izby Rolniczej oraz pracownikami podległych inspekcji poinformował, że planuje zwiększyć środki na fundusz strat, aby skuteczniej wspierać gospodarstwa dotknięte klęskami żywiołowymi.
W tym miejscu dochodzimy do kolejnej ważnej kwestii, a mianowicie - zwiększonego wsparcia państwa dla poszkodowanych, które będzie oznaczało większe obciążenia po stronie wydatkowej budżetu. Ten, jak wiadomo, jest bardzo napięty. Założony na ten rok deficyt to 184 mld zł. W obliczu konieczności finansowania rozbudowanych programów socjalnych i zwiększonych wydatków na obronność państwo polskie liczy każdą złotówkę. Tymczasem nie wszystkie strumienie dochodowe działają tak, jak należy - w Interii wielokrotnie pisaliśmy chociażby o "kulejących" wpływach z VAT.
Te ostatnie wyglądają już wprawdzie nieco lepiej - jak wyliczyli ekonomiści Banku Pekao, w lipcu i sierpniu Ministerstwo Finansów zebrało z tego podatku łącznie 51 mld zł, o 9 mld zł więcej (tj. o 21 proc.) niż w analogicznych miesiącach 2023 r. "Słabo wyglądają natomiast dochody z CIT, które od stycznia do sierpnia były o 25 proc. niższe niż rok wcześniej, a w samych miesiącach wakacyjnych aż o 63 proc. niższe" - dodają zarazem eksperci, wskazując, że w tej sytuacji "wykonanie dochodów podatkowych wysyła (...) mieszane sygnały o kondycji budżetu". Z drugiej strony podkreślają spowolnienie wzrostu deficytu w ostatnich miesiącach i coraz większą spójność tego wzrostu z trajektorią założoną w ustawie budżetowej. Nowelizacja budżetu może więc nie być potrzebna. Kto wie, czy rząd nie zdecyduje się jednak "skorzystać z okazji", jaką stwarza konieczność nadzwyczajnych wydatków?
- Wątek nowelizacji budżetu pojawiał się już w przestrzeni publicznej w kontekście słabszej od założeń realizacji dochodów, która stwarza ryzyka dla zmieszczenia się w planowanym deficycie - mówi Marcin Luziński z Santandera. - Sama nowelizacja jednak też wygląda "słabo" politycznie - niemniej klęska żywiołowa i zwiększona pomoc z budżetu dla powodzian i gmin, które ucierpiały, paradoksalnie stwarza okazję, by tej nowelizacji dokonać, bo potrzebne są dodatkowe środki na wsparcie poszkodowanych. Taki też może być przekaz premiera, jeśli rząd się na tę nowelizację zdecyduje.
Naszego rozmówcę pytamy też o przybliżenie skali łącznych kosztów powodzi z września 2024 roku. Jakkolwiek jest on trudny do oszacowania, a wiele skutków żywiołu będzie się jeszcze ujawniać, można tutaj oprzeć się na porównaniach z sytuacją sprzed 27 i 14 lat. Wtedy Polskę też nawiedzała wielka woda.
- Koszt powodzi z 1997 r. to było 2,5 proc. PKB, koszt powodzi z 2010 sięgnął zaś 1 proc. PKB. Mam nadzieję, że tym razem będziemy poniżej kosztów z 2010 roku, niemniej 0,5-1 proc. PKB to ten rząd wielkości, z którym prawdopodobnie trzeba będzie się liczyć - mówi M. Luziński.
- W liczbach bezwzględnych 1 proc. PKB to około 35 mld zł. W tym kontekście warto też pamiętać, że odbudowa zniszczeń mniej więcej tyle samo dołoży nam do wzrostu PKB, jednak ten wpływ będzie rozłożony w czasie i trudny do wychwycenia w statystykach, zwłaszcza w kontekście rozpędzających się inwestycji finansowanych środkami unijnymi - dodaje.
Katarzyna Dybińska