Premier powoła drużynę do zadań specjalnych. Ale o sukces będzie trudno

Rząd bierze się za szarą strefą. Powoła specjalny zespół, który opracuje strategię walki z nielegalnym obrotem towarami i usługami. Ale o spektakularny sukces może być trudno, bo nisko wiszące owoce zostały już zerwane - mówi Interii ekonomista. Inny ekspert zauważa, że główna przyczyna zła w polskich finansach publicznych nie leży bynajmniej w szarej strefie. - Rządzący powinni przede wszystkim zająć się tym, co jest samo przez nich generowane - podkreśla, wskazując na rozbuchane wydatki publiczne i powiększający się deficyt.

W pierwszym dniu kalendarzowej wiosny w "Monitorze Polskim" - oficjalnym dzienniku urzędowym, w którym publikowane są akty prawne - ukazało się zarządzenie premiera Donalda Tuska w sprawie powołania Międzyresortowego Zespołu do spraw Przeciwdziałania Szarej Strefie.

Premier powołuje drużynę do zadań specjalnych. Ma walczyć z szarą strefą

Jak czytamy w zarządzeniu, do zadań tej "drużyny do zadań specjalnych" będzie należało "przygotowanie projektu strategii i planu działania dla administracji rządowej mających na celu przeciwdziałanie takiej aktywności gospodarczej, która jest, w szczególności dla celów nakładania danin publicznych lub korzystania ze środków publicznych, celowo lub nieumyślnie, ukrywana przed pomiarem, zwanej dalej 'szarą strefą'".

Reklama

Na czele zespołu ma stanąć sekretarz stanu albo podsekretarz stanu w urzędzie obsługującym ministra właściwego do spraw finansów publicznych, wyznaczony przez ministra właściwego do spraw finansów publicznych. Karty rozdawać tutaj będzie zatem Ministerstwo Finansów pod wodzą Andrzeja Domańskiego. W skład zespołu mają także wejść m.in. zastępca Szefa Krajowej Administracji Skarbowej (KAS) wyznaczony przez Szefa KAS, prezesi GUS i ZUS, a także przedstawiciele resortów (w randze sekretarza lub podsekretarza stanu) - w tym resortu sprawiedliwości, resortu właściwego do spraw gospodarki, resortu właściwego do spraw pracy czy resortu właściwego do spraw wewnętrznych.

Walka z szarą strefą w Polsce ma zatem wejść na wyższy poziom. Co rząd chce ugrać na tym polu - i co jest tutaj do ugrania?

Szara strefa w Polsce. Jak duża jest skala problemu?

- Rozmiary szarej strefy w Polsce nie są duże w porównaniu ze średnią raportowaną dla krajów UE - mówi nam Jakub Rybacki, ekonomista oraz Dyrektor Programu Big Data w Akademii Leona Koźmińskiego, zauważając, że do wyliczeń, jakie przedstawia w tym aspekcie chociażby MFW (według którego szara strefa w Polsce kształtuje się na poziomie 27-30 proc.), należy podchodzić ostrożnie. - Taki rozmiar szarej strefy występuje raczej w Rumunii czy Bułgarii - wskazuje ekspert.

 

Najnowsze szacunki Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych (IPAG) wskazują, że udział szarej strefy w 2024 roku w polskiej gospodarce zmniejszył się do 18,5 proc. z 18,9 proc. rok wcześniej. Duża w tym zasługa poprawy koniunktury gospodarczej, dzięki czemu przedsiębiorcy są mniej "kreatywni" w poszukiwaniu oszczędności poprzez działalność w szarej strefie, a także spadku inflacji, co też zachęca do wychodzenia z szarej strefy - bo presja na wzrost wynagrodzeń jest mniejsza, a więc znika czynnik skłaniający do płacenia pracownikom "pod stołem"; mniejsza inflacja to także większa stabilność kosztów dla firm.

Z kolei według raportu E&Y opublikowanego na początku marca br. nierejestrowana działalność w Polsce wyniosła ok. 9,3 proc. PKB w 2023 roku (według E&Y, szara strefa w Polsce spadła od 2000 r. niemal dokładnie o połowę).

Szara strefa a luka VAT. Ta druga w Polsce wciąż powyżej średniej unijnej

Nie oznacza to, że należy spocząć na laurach. Szara strefa to jeden z czynników generujących lukę VAT, która w Polsce w 2023 r. - według danych MF - wyniosła 15,8 proc. (a więc ponad dwukrotnie więcej niż rok wcześniej, kiedy wynosiła 7,3 proc). Wprawdzie kilka dni temu resort finansów informował PAP, że dane sugerują, iż w 2024 r. luka VAT się zmniejszyła - ale, jak wynika z komentarza Grzegorza Poniatowskiego, konsultanta Syntesia Policy & Economics i Banku Światowego (również dla PAP), luka VAT w naszym kraju w ubiegłym roku raczej nie spadła do jednocyfrowego poziomu, co oznacza, że wciąż znajduje się ona powyżej średniej i mediany unijnej. "Mówimy tu raczej o stabilizacji lub tylko lekkim obniżeniu się" - stwierdził ekonomista, dodając, że z raportu przygotowanego przez jego ośrodek dla Komisji Europejskiej wynika, iż luka VAT w Polsce w 2023 r. wyniosła 10,5 proc.

- Rzeczywiście, w Polsce jest problemem pewna luka VAT-owska; jest też luka w płaceniu CIT, ale w tym momencie nie odbiegają one od tego, co jest unijną przeciętną - mówi Jakub Rybacki. - O bardzo spektakularne sukcesy na froncie walki z szarą strefą będzie ciężko - na pewno należy usprawniać kontrolę tam, gdzie jest to możliwe, poprzez informatyzację różnych systemów czy weryfikację transakcji i inne techniczne narzędzia. Coraz więcej technologii umożliwia kojarzenie różnych transakcji ze sobą, analityka poszerza swój zakres działania wraz z upływem lat, co może wpłynąć na skuteczność działań KAS.

Co zdziała specjalny zespół ds. walki z szarą strefą? "Nisko wiszące owoce już zerwane"

- Coraz bardziej nowoczesne narzędzia nie oznaczają jednak, że przyrost skuteczności jest skalowalny. Kolejne sukcesy na polu walki z szarą strefą będą coraz mniejsze, bo te nisko wiszące owoce zostały już zerwane i to, co można było osiągnąć stosunkowo łatwo, zostało już osiągnięte - podsumowuje ekonomista.

Oznacza to tyle, że łatwiej jest zredukować dużych rozmiarów lukę VAT - ale obniżenie jej do niskiego jednocyfrowego poziomu czy wręcz do zera jest już bardzo dużym wyzwaniem. Tymczasem luka VAT niewątpliwie jest zagrożeniem dla strony dochodowej budżetu państwa (jako zjawisko uszczuplające wpływy do państwowej kasy), a trzeba pamiętać, że Polska jest objęta od jesieni 2024 r. unijną procedurą nadmiernego deficytu. Rząd musi więc pilnować, by deficyt budżetowy się nie pogłębiał - tym bardziej, że w średniookresowym planie budżetowo-strukturalnym zobowiązał się do jego redukcji w horyzoncie do 2028 r. (deficyt ma się wtedy znaleźć na poziomie 2,9 proc. PKB, czyli o 0,1 pkt. proc. poniżej granicznego unijnego poziomu 3 proc. PKB).

Zdaniem Marcina Mrowca, głównego ekonomisty Grant Thornton, prawdziwe problemy piętrzą się jednak gdzie indziej - i jeśli rząd dąży do poprawy stanu finansów publicznych, powinien skierować ostrze kontroli wydatków na swoje własne działania.

Ekonomista: Chcąc naprawić finanse publiczne, rząd powinien zacząć od siebie

- Główna przyczyna zła w polskich finansach publicznych nie leży w szarej strefie, której, oczywiście, nie bronię - uważam jednak, że rządzący powinni przede wszystkim zająć się tym, co nie jest w żaden sposób ukryte, a co jest samo przez nich generowane - mówi Interii. - Nie możemy sobie pozwolić na to, by mieć tak hojne programy socjalne (w odniesieniu do PKB), a jednocześnie wydawać najwięcej spośród krajów NATO na zbrojenia (również w relacji do PKB) - i przy tym wprowadzać cały czas nowe programy wydatków z budżetu, takie jak "babciowe", które nie było z nikim konsultowane. Znacznie większe kwoty są zatem do uzyskania "w świetle dnia", gdyby rząd zaczął od siebie i swoich poczynań w odniesieniu do finansów publicznych. 

- Łatwiej wówczas przebiegałaby walka z szarą strefą - która jest sposobem na uniknięcie płacenia podatków przez biznes - gdyby z góry poszedł przekaz, że nie rozrzucamy pieniędzy na wszystko, a przedsiębiorcy mieli przekonanie, że pieniądze, które oddają do budżetu w podatkach, nie trafiają do jakiejś "czarnej dziury" - dodaje Marcin Mrowiec. - Przykładem wydatki na uchodźców z Ukrainy, które w Polsce było najhojniejsze w Europie - podczas gdy można było rozróżnić tutaj między uchodźcami, którzy przybyli do nas faktycznie z obszaru działań wojennych i uchodźcami stricte ekonomicznymi, i odpowiednio dostosować poziom wsparcia.  

- Obecnie mamy dziurę w NFZ i rekordowy deficyt sektora finansów publicznych, a dodatkowo nie znamy żadnych szczegółów, w jaki sposób miałby on być redukowany. W średniookresowym planie budżetowo-strukturalnym po stronie działań w obszarze wydatkowym zobaczyliśmy wyłącznie jakieś pojedyncze liczby stanowiące ułamki PKB, bez dokładnych informacji, co w tych obszarach ma się dziać. Nie ma się co łudzić - przed wyborami prezydenckimi raczej tych szczegółów nie poznamy. Ja osobiście widziałbym walkę z szarą strefą jako część przygotowań do poprawy ściągalności podatków, ale powtórzę: zacząłbym od większych kwot generowanych na poziomie rządowym.

W odniesieniu do średniookresowego planu budżetowo-strukturalnym niepokój może budzić także rozbieżność między ścieżką deficytu, którą zapisał w nim rząd, a tym, co widzą zewnętrzne instytucje. W dokumencie tym - który resort finansów przesłał do Brukseli, by pokazać, w jaki sposób chce zmniejszać deficyt - założono, że dziura w finansach publicznych w 2024 r. wyniesie 5,7 proc. PKB. Tymczasem w komunikacie agencji ratingowej Fitch z 14 marca br. czytamy, że według szacunków ekspertów tej instytucji deficyt polskiego sektora finansów publicznych w ubiegłym roku wyniósł już 6,2 proc. PKB (przypomnijmy, w 2023 r. było to 5,3 proc. PKB). Analitycy Fitch uważają też, że Polska do 2028 r. nie zredukuje deficytu poniżej unijnego progu, bo wybory - czy to prezydenckie w tym roku, czy parlamentarne w 2027 r. - nie sprzyjają oszczędnościom w budżecie, a zachęcają polityków do hojniejszego czerpania z państwowej kasy w celu realizacji obietnic.

Katarzyna Dybińska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: szara strefa | CIT | podatki | finanse publiczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »