Prezes LOT: Mam ten komfort, że nie muszę się liczyć ze zdaniem związków
Gościem Radia PIN był prezes Polskich Linii Lotniczych LOT Sebastian Mikosz. Poniżej zapis rozmowy.
Wojciech Kowalik: Panie prezesie pracuje pan na opinię człowieka do zadań specjalnych?
Sebastian Mikosz: - Nie wiem, na jaką opinię pracuję.
26 milionów zysku netto LOT-u za 2013 rok, vs 400 milionów straty netto za 2012 rok. Za pierwszy kwartał tego roku wyniki równie obiecujące?
- W pierwszej kolejności proszę mi pozwolić dokonać samokrytyki. Wiem, że wynik netto jest na plusie i to jest pozytywnym przekazem, natomiast bardzo się przywiązuję i zwracam uwagę na wynik na działalności podstawowej, czyli na wożeniu pasażerów. Tu mamy mały minus, minus 4 miliony. Dla mnie jako prezesa zarządu i dla całego zespołu, z którym mam przyjemność pracować, to jednak oznacza, że bardzo się poprawiliśmy, ale nadal jesteśmy poniżej kreski, czyli jesteśmy firmą, która traci pieniądze na swojej działalności podstawowej, co oznacza, że największy wysiłek tego roku 2014 przed nami. Pierwszy kwartał jest zgodny z planem, zgodny z budżetem, zgodny z planem złożonym do komisji. Oczywiście nas to cieszy, ale też sprawia, że na razie nie są to liczby, które pozwoliłyby nam zapominać o drugiej transy pomocy. To jest ta łyżka dziegciu do codziennego poranka, początku tygodnia, kiedy wydaje nam się, że już wszystko jest niby ok, ale jeszcze nie jest ok.
Czyli pierwszy kwartał na minusie w tym roku?
- Tak, pierwszy kwartał jest na minusie, to w branży jest zupełnym standardem, tylko ten minus mamy rzeczywiście znacznie mniejszy niż minus w zeszłym roku. Pewnie kiedyś będą takie czasy, kiedy i pierwszy kwartał będzie na plusie. To jest kwestia skali.
Mówi pan, że w tym roku trzeba się skoncentrować na tym, żeby LOT zaczął zarabiać wreszcie na lataniu, na wożeniu pasażerów i na gaszeniu nastroju w związkach zawodowych. Referendum w związkowe pokazało, że związkowcy chcą jednak strajku ostrzegawczego.
- Można z tego wyciągać różne wioski, związki zawodowe są w swojej trochę naturalnej roli sprzeciwiania się zmian, które robimy.
Zarzucają panu, że nie liczy się pan z ich zdaniem, wprowadza pan wszystkie zmiany, jak np. zmiany w sposobie wynagradzania jednostronnie i bez konsultacji z nimi.
- Powiem przewrotnie, że mam ten komfort, że nie muszę się liczyć z ich zdaniem, dlatego, że program restrukturyzacji ma tą specyfikę, że to jest rzecz absolutnie nieodwracalna i restrukturyzacja ma w sobie też element prawdziwej zmiany. Zmieniamy strukturę firmy. Przy tej okazji, a propos referendum, często się przewija w sferze publicznej takie sformułowanie, że my szukamy oszczędności. My nie szukamy oszczędności, my zupełnie zmieniamy model biznesowy. Kiedy patrzę na panów i media, to kiedyś gazety pisane były jednym medium, media elektroniczne były inne a dzisiaj tak naprawdę są jedne i te same media, bo są elektroniczne media, pisane media. Radio robi się zupełnie inaczej, często w studiu jest kamera. My mamy dokładnie ten sam model. Piloci muszą latać będąc inaczej wynagradzani, muszą mieć inną strukturę kosztu, dlatego, że pasażerowie, czyli nasi klienci po prostu oczekują czegoś innego.
W jaki sposób pilot może latać więcej, być lepiej wynagradzany jeżeli siatka połączeń lotu nie rośnie, flota również nie?
- Tu się zgadzam z panem, ale do końca przyszłego roku, tzn. te ograniczenia, które są narzucone przez Unię Europejską, póki co uznajemy, że obowiązują do końca okresu restrukturyzacji, czyli do końca października przyszłego roku. Ma to kilka istotnych konsekwencji. Pierwsza jest taka, że chcielibyśmy zacząć otwierać nowe połączenia, wchodzić w fazę wychodzenia z intensywnej głębokiej restrukturyzacji, to musimy to zrobić w tym roku, dlatego, że połączenie trzeba otworzyć 12 miesięcy przed lataniem. To po pierwsze. Po drugie, jeśli pytamy o samych pilotów, to akurat tutaj siedzę bardzo komfortowo na krześle, dlatego, że w roku 2013 który zamknęliśmy bardzo wielu pilotów latało znacznie więcej niż rok wcześniej. Ta poprawa skądś się wzięła. Ta sama grupa zawodowa wykonała znacznie więcej nalotów. Mogę złożyć samokrytykę, że mieliśmy problem z zarządzaniem urlopami, nie mieliśmy kiedy dawać im urlopów, ponieważ mieliśmy tak dużo latania. Proszę popatrzeć na nasz program czarterów zimowych, który spowodował, że samoloty były bardzo intensywnie wykorzystywane pozasezonowo. Więc nie można nam jako pracodawcy zarzucić, że nie dajemy możliwości zarobkowania. Cóż, taka jest specyfika szczególnie linii tak niedużej, jaką jest LOT, że w zimie latamy mniej, więc potrzebujemy mniej kosztów stałych i przekładamy tą siłę nacisku możliwości zarobkowania na moment, kiedy się lata. Wynagradzamy dyspozycyjność do pracy i fakt, że latem, kiedy wszyscy latają na wakacje, czy jest bardzo duży ruch piloci będą mieli więcej pracy i większy zarobek.
A gdyby jednak doszło do strajku ostrzegawczego, ile on będzie kosztować spółkę? Jak bardzo odbija się na wyniku jeden dzień takiego strajku?
- Specyfika przepisów polskich jest dość precyzyjna. W tej chwili nie możemy nawet mówić o strajku, teraz jest możliwa zgodnie z prawem dwugodzinna akcja ostrzegawcza. Ciężko jest tu mówić o kosztach, oczywiście koszty są, byłyby to koszty opóźnień, przy czym ja od razu uważam, że jeśli w ogóle mówilibyśmy o takiej akcji, to jej poziom jest symboliczny. Aczkolwiek to jest decyzja związków. Nie chcę wypowiadać się w ich imieniu. Zrobili referendum, jest to oczywiście forma negocjacji z nami, ale tak jak powiedziałem. My robimy swoje, bo wolę się tłumaczyć z tego, że mamy konflikt ze związkami, niż z tego, że cokolwiek odpuściliśmy w sytuacji, w której spółka bierze pomoc publiczną.
Na jakim etapie jest postępowanie przed Komisją Europejską właśnie w sprawie pomocy publicznej?
- W tej chwili, dokładnie 28 marca odesłaliśmy odpowiedzi na pytania, które Komisja do nas przysłała, które były wynikiem analizy konkurencji.
Co napisaliście w tych odpowiedziach?
- Napisaliśmy prawdę. To jest ponad 40 stron, cały czas są podnoszone te same kwestie pod różnym kątem, ale to jest zupełnie normalne i musimy się poddać temu. Tak było w przypadku czy to restrukturyzacji przemysłu motoryzacyjnego czy w przypadku stoczni, gdzie Komisja ma po prostu prawo wglądu i to robi. Mamy zaplanowane spotkania robocze w tym tygodniu. Cóż, bardzo bym chciał i to jest prośba, którą zawsze kieruje do Komisji, że chciałbym, aby jak najszybciej ta decyzja zapadła. Jesteśmy w pełnej gotowości odpowiadania na wszystkie pytania, żebyśmy formalnie mieli ten proces zakończony jak najszybciej, bo on determinuje tą kwestię, o której pan wspomniał, czyli możliwość rozwoju.
Czy za dobre wyniki będzie premia?
- To jest pytanie do rady nadzorczej, a nie do mnie. Zawsze z przyjemnością każdy prezes premię otrzyma.
Gościem Radia PIN był prezes Polskich Linii Lotniczych LOT Sebastian Mikosz.