Recesja zbliża się wielkimi krokami. Kolejny sygnał załamania
Uchodźcy z Ukrainy ratują polską gospodarkę przed szybkim i głębokim załamaniem. Kupowane przez nich dobra pierwszej potrzeby nie pozwalają - na razie - na silne spadki sprzedaży detalicznej (dane te pokazują, ile i co kupują konsumenci). To dzięki wydatkom uchodźców recesja w Polsce sunie znacznie wolniej, choć już ją wyraźnie widać.
GUS podał wczoraj dane o sprzedaży detalicznej w lipcu liczone w cenach stałych, a więc "oczyszczone" z inflacyjnych podwyżek cen. Okazało się, że była ona wyższa o 2,0 proc. niż przed rokiem, a w porównaniu z czerwcem wzrosła o 1,2 proc. To znaczy, że dynamika sprzedaży słabnie, bo w czerwcu wzrost rok do roku wyniósł 3,9 proc.
Te dane świadczą o gwałtownym hamowaniu sprzedaży. Co więcej, jeśli popatrzeć na dane po wyeliminowaniu czynników sezonowych, to sprzedaż detaliczna w cenach stałych zmniejszyła się w lipcu o 0,1 proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem - zwracają uwagę analitycy Credit Agricole Bank Polska.
Z jednej strony, konsumenci - nie doznali jeszcze z powodu inflacji - na tyle silnego szoku, żeby przestać zaglądać do sklepów i oszczędzać na artykułach pierwszej potrzeby. Dane o sprzedaży - z drugiej strony - nie są spójne z najgorszymi w historii wskaźnikami odczuć polskich konsumentów. Na czym polega zagadka?
Odpowiedź jest prosta - to uchodźcy z Ukrainy. Widać jednak wyraźnie - podobnie zresztą jak już w zeszłym miesiącu - że rośnie sprzedaż tych artykułów, które są do życia całkowicie niezbędne. I tak w lipcu - licząc rok do roku - najmocniej wzrosła sprzedaż tekstyliów, ubrań i obuwia (o 13,3 proc.), tzw. pozostałych artykułów (o 10,5 proc.), farmaceutyków i kosmetyków (o 10,2 proc.) oraz żywności, napojów i wyrobów tytoniowych (o 5,4 proc.).
- Można to wiązać z dodatkowym popytem ponad 2 mln uchodźców, którzy uciekli ze swojego kraju przed rosyjską agresją i zostali w Polsce na dłużej - komentują analitycy ING Banku Śląskiego.
- Wydatki konsumpcyjne napędzają bieżące zakupy towarów pierwszej potrzeby przez migrantów. Ta tendencja utrzyma się przez cały rok - dodali analitycy Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Polskich konsumentów nie stać już natomiast na zakupy dóbr, których zakupu można sobie odmówić lub go przełożyć. Gwałtownie spada sprzedaż artykułów trwałego użytku. Najgłębszy spadek sprzedaży odnotowały samochody, motocykle i części zamienne do pojazdów (o 15,1 proc. licząc rok do roku). O 5,3 proc. rok do roku spadła też sprzedaż mebli, artykułów gospodarstwa domowego i RTV. Kierowcy oszczędzają na tankowaniu - sprzedaż paliw była mniejsza o 13,8 proc. niż przed rokiem.
- Słabe dane o sprzedaży detalicznej pokazują skalę utraty siły nabywczej dochodów i świadczeń Polaków, których wzrosty ledwie nadążają z rosnącą inflacją - napisali analitycy ING.
W tej sytuacji popyt ze strony uchodźców z Ukrainy podtrzymuje polską gospodarkę, gdyż nastroje polskich konsumentów są najgorsze w historii. Bieżący Wskaźnik Ufności Konsumenckiej (BWUK) badany przez GUS na początku sierpnia spadł najniżej w od początku badania do minus 44,9 pkt. Poprzedni rekord (minus 43,8 pkt) ustanowił jedynie dwa miesiące wcześniej. Ale badania koniunktury obejmują tylko polskie gospodarstwa domowe i nie uwzględniają dodatkowego popytu ze strony uchodźców.
Dane o sprzedaży detalicznej są natomiast bardzo spójne z ogłoszonymi w piątek informacjami GUS o produkcji przemysłowej. Produkcja była w lipcu wyższa niż przed rokiem o 7,6 proc., lecz w porównaniu z czerwcem spadła o 6,5 proc. Jeśli porównać lipiec z czerwcem biorąc pod uwagę liczbę dni roboczych, to produkcja przemysłowa w lipcu była o 0,5 proc. wyższa. Nastąpił minimalny wzrost po trzech kolejnych miesiącach spadków.
Dane o produkcji pokazały jednak niemal taki sam obraz gospodarki, jak te o sprzedaży. Ludzie kupują dobra najpilniejszej potrzeby, a więc ich produkcja także rośnie. W lipcu spadła natomiast produkcja metali, mebli, działalność gospodarcza w naprawie maszyn i urządzeń. Najgorsza - kolejny miesiąc z rzędu - była sytuacja producentów trwałych dóbr konsumpcyjnych. Ich produkcja zmniejszyła się o 7,3 proc. rok do roku.
Przez cale lata polską gospodarkę ciągnął tylko jeden silnik - stale zwiększającej się konsumpcji. Szalejąca inflacja spowodowała, że zaczął się on dławić i rzęzić jak dwusuw, które co starsi amatorzy motoryzacji pewnie jeszcze pamiętają z własnego doświadczenia. Po danych o produkcji w lipcu, także te o sprzedaży detalicznej przynoszą informacje, że w pierwszym miesiącu III kwartału gospodarka się kurczy w porównaniu z kwartałem poprzednim. A przypomnijmy, że w II kwartale polska gospodarka w porównaniu z pierwszym skurczyła się aż o 2,3 proc., najmocniej w całej Unii.
Na to, że inwestycje nagle urosną nie ma co liczyć. Sygnałem tego jest słabnięcie produkcji budowlano-montażowej, która w lipcu wzrosła wprawdzie o 4,2 proc. rok do roku, ale po "odsezonowaniu" obniżyła się o 0,5 proc. w porównaniu z czerwcem. A to znaczy z kolei, że do malejących inwestycji prywatnych dołączyły także inwestycje publiczne. Zmniejszenie dochodów samorządów i brak pieniędzy z Unii przynoszą takie efekty.
- W strukturze produkcji na szczególną uwagę zasługuje obniżająca się dynamika produkcji budowlano-montażowej w kategorii "budowa obiektów inżynierii lądowej i wodnej" (...), co jest związane z ograniczoną aktywnością inwestycyjną sektora publicznego - skomentował dane GUS analityk Credit Agricole BP Jakub Olipra.
Zapowiada się, że słabł będzie także popyt zagraniczny na polskie towary, bo gospodarcze spowolnienie spowodowane skokiem cen paliw i energii po wybuchu wojny widać już w wielu krajach i prawdopodobnie ogarnie także Europę.
Konsumpcję w Polsce będą wciąż podtrzymywać wydatki uchodźców. Dane lipcowe pokazują jednak, że znaczna część naszego społeczeństwa nie doświadczyła jeszcze bólu zaciskania pasa. To dopiero nas czeka na jesieni i w zimie. Analitycy Pekao oceniają, że na przełomie tego i przyszłego roku dynamika sprzedaży detalicznej towarów spadnie już poniżej zera, do ok. minus 3-5 proc. licząc rok do roku.
- (...) dynamika konsumpcji prywatnej prawdopodobnie przywita się w tym czasie z zerem - napisali w komentarzu.
Jeżeli tak się stanie, to w przyszły rok wjedziemy już z solidną recesją. I nawet najwięksi optymiści nie nazwą jej "tylko techniczną".
Jacek Ramotowski
***