Rosja wraca do gry! Putin zyskuje na zmianach politycznych
W ostatnich latach trudno było znaleźć argumenty za inwestycjami na rynku rosyjskim. Nie dość, że emerging markets poszły w przysłowiową odstawkę, to w konsekwencji napaści na Ukrainę, Rosja musiała zmierzyć się z sankcjami, które dodatkowo biły (i nadal biją) w tamtejszą koniunkturę. Mało tego - spełniły się najczarniejsze sny rosyjskich oligarchów - na rynku ropy naftowej mieliśmy do czynienia z krachem, co dla rosyjskiej gospodarki oznacza ni mniej ni więcej jak kataklizm, recesję i potężne osłabienie waluty.
Dodatkowo, o negatywne nastawienie inwestorów zagranicznych do rodzimych aktywów skutecznie dbał prezydent Putin, który w dobrze sobie znanym stylu rozgrywał polityczne szachy. Choć w dalszym ciągu sytuacja Rosji nie wydaje się szczególnie kolorowa, to trzeba przyznać, że niemal z każdej perspektywy, z miesiąca na miesiąc, staje się coraz lepsza.
Jeśli mówimy o Rosji, to z założenia warto przyjrzeć się ropie naftowej i gazowi ziemnemu, które to stanowią o sile, bądź słabości tamtejszej gospodarki. Sprzedaż tych dwóch surowców stanowi około 2/3 eksportu Rosji, odpowiada za blisko połowę budżetu federalnego oraz, zgodnie z oficjalnymi danymi rządowymi, wypracowuje niemal 1/4 PKB.
Ponadto zysk netto 500 największych rosyjskich spółek w ostatnich latach był niemal w całości generowany w sektorze węglowodorów. Nie dziwi zatem bardzo wysoka korelacja rubla z notowaniami "czarnego złota".
Cena ropy od połowy 2014r. do lutego 2016r. spadła o około 75 proc., z przeszło 100 dolarów za baryłkę do nieco ponad 25 dolarów, po czym dynamicznie odbiła do poziomu 40-50 USD i od kilku miesięcy porusza się w trendzie horyzontalnym. Istotnym dla kontynuacji odbicia cen może się okazać porozumienie państw OPEC, o którym dyskutuje się niemal od początku roku. Dowiemy się, czy w Wiedniu kartel ostatecznie zdecyduje się na ograniczenie lub zamrożenie, czy też w kolejnych miesiącach będziemy raczeni kolejnymi odcinkami naftowej telenoweli.
Kwestią otwartą wciąż pozostaje zachowanie Rosji, która mimo, że wcześniej deklarowała chęć współpracy, to w ostatnich dniach jest raczej sceptyczna jeśli chodzi o cięcia wydobycia. Inna sprawa, że historia tego typu porozumień uczy nas, że kompromis kompromisem, a życie życiem (w tym konkretnym przypadku wydobycie-wydobyciem). Walka o wpływy w OPEC to jedna, i wcale niekoniecznie najważniejsza strona naftowego medalu - sprawą kluczową dla zachowania cen surowca będzie globalny wzrost.
Z punktu widzenia koniunkturalnego wydaje się, że "czarne złoto" ma szanse zyskiwać (stopniowo wchodzimy w tzw. fazę ekspansji w cyklu koniunkturalnym). Stopy procentowe znajdują się wciąż na bardzo niskim poziomie, dynamiki PKB stopniowo się poprawiają i, co jest swego rodzaju novum, zarówno w danych PMI jak i twardych danych o cenach uwidacznia się presja inflacyjna.
Fakt, że inflacja, to głównie efekt wspomnianej bazy na ropie, ale nie można wykluczyć, że dotychczasowe wzrosty cen surowców będą w dalszym ciągu rozbudzać wyobraźnie inwestorów (wszakże wciąż z punktu widzenia historycznego jest tanio) i powodować dalszy napływ kapitału na ten rynek. Tym bardziej, że w dalszym ciągu przyzwoite dane napływają z Chin, a plany inwestycji zapowiadane przez Trumpa są odbierane przez inwestorów jako czynnik silnie proinflacyjny.
Rosja jako rynek wschodzący niewątpliwie zyskała na poprawie sentymentu do całej grupy rynków rozwijających się. Po spadkach cen surowców i wieloletnim trendzie umocnienia dolara, mamy do czynienia z koszykową aprecjacja walut emerging markets, spadkiem dynamiki inflacji w tych krajach, cięciami stóp i przyspieszeniem dynamiki wzrostu. Na lepsze dane z Rosji bardzo istotny wpływ mają także ostatnie wzrosty cen ropy naftowej.
W 2015 r. Bank Centralny Federacji Rosyjskiej zdecydował się na rozpoczęcie cyklu luzowania polityki monetarnej i ze względu na stopniowo obniżającą się inflację, już na grudniowym posiedzeniu zapowiadana jest kolejna obniżka stóp procentowych.
Wszystko wskazuje na to, że wybór Trumpa na prezydenta USA będzie oznaczał, bardzo pożądany przez Putina, reset stosunków na linii Waszyngton-Moskwa. Mało tego, prezydent-elekt deklaruje, że "dobrze byłoby się dogadać z Rosją", sugerując chęć istotnego zacieśnienia współpracy miedzy oboma krajami. Abstrahując od informacji (chyba bardziej plotek) ujawnionych przez "Washington Post", jakoby amerykański wywiad potwierdzał, że to Kreml stoi za wykradaniem maili z kont Demokratów, wybór Trumpa jest Rosjanom bardzo na rękę. Prezydent elekt uważa, że kwestia Ukrainy to sprawa Europy, deklaruje chęć współpracy z Rosją na wielu płaszczyznach, w tym rozwijania współpracy ekonomicznej, handlowej oraz połączenia sił w walce z terroryzmem. Nie wnikając na ile jest to wymiana wzajemnych serdeczności, a na ile realne plany - Putin niewątpliwie ma wiele do ugrania.
Już niedługo Putin zyska także sojusznika w Europie. Liderzy sondaży i jedyni liczący się kandydaci w wyścigu o fotel prezydenta Francji: Marine Le Pen i Francois Fillon są bardzo pozytywnie nastawieni do Rosji. Le Pen ostro krytykuje politykę Europy w kontekście konfliktu na Ukrainie, ponadto jest zdecydowanie przeciwna sankcjom, a francuskie media donoszą (spekulują), że Front Narodowy otrzymał 9 mln euro pożyczki od jednego z rosyjskich banków.
Przychylnie o Rosji wypowiada się także Fillon - cytując dziennik "Nowaja Gazieta" tezy Fillona o Ukrainie, Syrii, czy Putinie "mógłby bez obaw wygłosić publicznie którykolwiek z rosyjskich "patriotów państwowców"". Fillon również jest za zniesieniem sankcji i uznaniem aneksji Krymu. Tak czy inaczej - ktokolwiek będzie prezydentem Francji, Rosja prawdopodobnie zyska sojusznika.
Jak się można było domyślać - im więcej mówi się o potencjalnym zniesieniu sankcji dla Rosji, tym bardziej Putin, widząc że podjęcie współpracy jest innym krajom na rękę, deklaruje, że Moskwa będzie przeciągać kontrsankcje. Oficjalnym argumentem takiego nastawienia jest ochrona rynku wewnętrznego, ale jak można się domyślać, jest to kolejna klasyczna zagrywka Putina rodem z teorii gier (w Rosji jest problem z dostępnością podstawowych produktów spożywczych, więc jaka ochrona rynku wewnętrznego?).
Do grona sojuszników Rosji zdaje się dołączać Turcja. Trudno powiedzieć na ile prezydent Erdogan jest już w "talii" Putina i na ile jest on skłonny do współpracy z prezydentem Rosji. Jest to jednak sojusz "podwyższonego ryzyka". Oba kraje sporo łączy - zarówno polityka Turcji jak i Rosji jest nie do zaakceptowania dla Europy, ponadto obaj przywódcy są znani z ostrej retoryki, są twardymi negocjatorami i dążą do nieograniczonej władzy. Pamiętajmy, także że Erdogan dzierży w ręku asa - bez pomocy Turcji, Grecji będzie bardzo trudno powstrzymać falę imigrantów.
Należy mieć jednak świadomość wysokiego ryzyka związanego z tą inwestycją - Putin nie raz już okazał się bardzo nieprzewidywalny. Uważamy jednak, że obecnie do ugrania ma wyjątkowo dużo, a ewentualne, stopniowe znoszenie sankcji będzie sporym, pozytywnym bodźcem dla rosyjskiej gospodarki.
Pamiętajmy, że hossa na rosyjskim rynku akcji trwa w najlepsze od kilku lat, a problemem tamtejszych aktywów był głównie słaby rubel. Inwestując w Rosji trzeba bacznie śledzić notowania ropy naftowej - wzrosty, a przynajmniej stabilizacja na tym rynku to, z historycznego punktu widzenia, warunek konieczny aprecjacji rubla i w konsekwencji jeden z warunków osiągania pozytywnych wyników na inwestycjach w tym kraju.
Paweł Wróbel
Dyrektor Departamentu Doradztwa Inwestycyjnego i Analiz RDM Wealth Management S.A.