Rząd musi stwarzać możliwości...... ale nie powinien mieszać się w gospodarkę

Jos Verbeek, główny ekonomista polskiego oddziału Banku Światowego, docenia starania rządu Leszka Millera dotyczące liberalizacji kodeksu pracy oraz ożywienia sektora infrastruktury. Krytykuje jednak wiele jego posunięć i planów: od spowolnionej prywatyzacji, przez 27-proc. CIT po abolicję podatkową. Ostrzega także przed mieszaniem się w gospodarkę.

Jos Verbeek, główny ekonomista polskiego oddziału Banku Światowego, docenia starania rządu Leszka Millera dotyczące liberalizacji kodeksu pracy oraz ożywienia sektora infrastruktury. Krytykuje jednak wiele jego posunięć i planów: od spowolnionej prywatyzacji, przez 27-proc. CIT po abolicję podatkową. Ostrzega także przed mieszaniem się w gospodarkę.

PB: Co pan sądzi o obniżeniu w przyszłym roku podatku CIT do 27 proc. a nie - jak obiecywał rząd - 24 proc.?

Jos Verbeek, główny ekonomista polskiego oddziału Banku Światowego: Z punktu widzenia wiarygodności rządu nigdy nie jest dobrze łamać obietnic. Przekonał się o tym o tym prezydent George Bush, który obiecywał obcięcie podatków, a kiedy tego nie zrobił, przegrał z Billem Clintonem. Szkoda, że rząd zdecydował się na taki krok. Zaszkodzi on tym firmom, które mimo spowolnienia gospodarczego jakoś sobie radziły. Te, którym szło źle, i tak tego podatku nie zapłacą. Ponadto sytuacja budżetowa dawno nie była tak zła. Pod koniec tego roku deficyt może sięgnąć 7 proc. PKB. Trzeba więc podjąć kroki, które umożliwią jego zmniejszenie.

Reklama

- Czy abolicja podatkowa jest takim środkiem?

- Ten pomysł bardzo mnie zaskoczył. Okazało się bowiem, że szara strefa jest, zdaniem rządu, znacznie większa, niż wynikało to z dotychczasowych statystyk, które mówiły o 15 proc. Abolicji nie towarzyszą jednak zmiany, które zachęciłyby do skorzystania z niej. Dlaczego ktoś działający w szarej strefie miałby teraz zacząć płacić podatki, skoro rząd nie zapowiada zaostrzenia kontroli, podwyższenia kar itp.

- Ma Pan pomysł na zwiększenie wpływów do budżetu?

- Proponowałbym raczej zmniejszenie wydatków, które obecnie sięgają 40 proc. PKB. Pod tym względem Polska znajduje się powyżej średniej unijnej. Przy bardzo wysokim deficycie budżetowym wydaje dużo na bezpieczeństwo czy pomoc socjalną. Zbyt małe są natomiast inwestycje w infrastrukturę.

- Jak Pan ocenia ubiegły rok pod względem budowy nowych dróg?

- Jestem rozczarowany. Rząd poczynił jednak przygotowania do zmian, które mogą pozytywnie zmienić sytuację. Mam na myśli projekt przekształcenia Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w spółkę Zarząd Dróg Publicznych. Ważne będzie jasne zdefiniowanie jej statusu budżetowego: czy finansowanie będzie pochodzić z budżetu, czy rząd będzie dawał gwarancje na pożyczki. Polska leży w sercu Europy i ma 200 km autostrad. W Hiszpanii, która ma porównywalną powierzchnię, znajduje się 7 tys. km autostrad. Stworzenie spółki przejrzystej, posiadającej właściwe procedury finansowania i mechanizmy odpowiedzialności mogłyby tę sytuację poprawić. Bank Światowy chętniej finansowałby wówczas projekty w infrastrukturę.

- Rząd mógłby zdobyć też pieniądze z prywatyzacji. W jakim tempie przebiegała ona w tym roku?

- Wolnym. Wpływy z prywatyzacji miały wynieść 6,6 mld zł, a będzie to 3, a może nawet 2 mld zł. To oznacza, że dług publiczny, który w 2001 r. wyniósł 43 proc. PKB, może dojść do 50 proc. PKB. Nietypowy jest również sposób przeprowadzania prywatyzacji. W większości krajów rządy szukają prywatnego inwestora, który kupuje przedsiębiorstwo i restrukturyzuje je. Polski rząd stwierdził, że najpierw zrestrukturyzuje dany sektor, często przez konsolidację, a później będzie próbował sprzedać firmy. Niewykluczone, że mogłoby to przynieść większy zysk. Warto jednak zastanowić się, czy państwo stać na utrzymywanie nierentownego sektora. Na przykład przemysł stalowy czy górniczy są już na tyle międzynarodowymi branżami, że nie przetrwają lokalnie. Ich prywatyzacji nie należy postrzegać w kategoriach zarabiania pieniędzy, lecz ich zachowania.

- Jak Pan ocenia walkę rządu z bezrobociem?

- Trudno mówić o jakiejkolwiek walce w sytuacji, gdy wzrosło ono do 17,5 proc. Rząd podjął kroki w tym kierunku liberalizując kodeks pracy, co pomaga zredukować koszty. Kolejna sprawa to podniesienie poziomu edukacji. Należy też zachęcić do szukania pracy osoby ze wsi. Obecny rząd woli nie ruszać tej sprawy, bo po co podwyższać bezrobocie w momencie, gdy i tak jest bardzo wysokie. Gdyby jednak pracy zaczęli szukać ludzie ze wsi, wzrosłaby konkurencja i spadłyby pensje. Bezrobocie to problem numer 1. Jego rozwiązanie wiąże się ze zwiększeniem wpływów do budżetu, wzrostem gospodarczym, rolnictwem, polityką wspomagania firm. Rząd powinien stwarzać możliwości, a nie sterować gospodarką.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: ekonomista | rząd | PKB
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »