Sadownik mówi o skutkach gradobicia. Niewykluczone, że owoce zostaną sprzedane "za śmieszne grosze"

Burze, mocny wiatr, a także intensywne opadu deszczu i gradu w ostatnich dniach dały się we znaki wielu Polakom. W szczególnie trudnej sytuacji są sadownicy z jednego z największych regionów sadowniczych - rejonu grójecko-wareckiego na Mazowszu. Zwracają oni uwagę na straty nie tylko w jabłkach, które nie trafią do sprzedaży na rynku deserowym, ale i gruszkach. Kilka dni temu ze skutkami gradobicia musieli się zmierzyć przedsiębiorcy z kilkunastu miejscowości w województwie lubelskim.

Pod koniec ubiegłego miesiąca polskie media informowały o dramatycznej sytuacji w polskich winnicach. Przymrozki, które zostały poprzedzone wysokimi temperaturami, sprawiły, że wielu upraw nie udało się uratować. Z podobnymi problemami mierzyli się m.in. plantatorzy truskawek. Teraz o skutkach gradobić, które w ostatnich dniach przetoczyły się przez Polskę, opowiadają sadownicy

Dramat sadowników. Jabłka trafią do przetwórni, a gruszki będą sprzedawane taniej?

- Z naszego najbliższego rejonu 100 proc. jabłek trafi do przetwórni. Przez jedno gradobicie nie będzie jabłek nadających się do sprzedaży na rynku deserowym - powiedział w rozmowie z money.pl Michał Gwara z gospodarstwa sadowniczego w miejscowości Dębnowola niedaleko Warki (woj. mazowieckie).  

Reklama

Sadownik przyznał, że poprzednie gradobicie, którego skutki były dużo mniej odczuwalne, miało miejsce cztery lata temu. 

- Poważne szkody wyrządziło z kolei gradobicie w 2012 r. W mojej miejscowości było ono silniejsze niż to sobotnie, ale w niektórych okolicznych miejscowościach jest odwrotnie - wyjaśnił Michał Gwara. 

Co istotne, rozmówca serwisu podkreślił, że opady gradu "wyrządziły szkody przede wszystkim w uprawie grusz". 

- Fizycznie około 80 proc. owoców jest mocno obitych - stwierdził. Dodał, że szkody będzie można wycenić dopiero w momencie zbiorów.  

- Nie wiemy też, jak takie owoce przyjmie rynek. Może być tak, że owoce sprzedamy nieco taniej lub do przetwórni za śmieszne grosze, ale może być też tak, że pojawi się w ogóle problem ze sprzedażą obitych gruszek - podkreślił sadownik, dodając, że "na 95 proc. uda się je jakoś ulokować na rynku w tym sezonie". 

Opady gradu na Lubelszczyźnie. Co z malinami?

O skutkach gradobicia, do którego kilka dni temu doszło w kilkunastu miejscowościach w województwie lubelskim, opowiedziała w rozmowie z portalem sad24.pl Katarzyna Winiarz, która zajmuje się produkcją jabłek i malin.  

- Po przymrozkach straty były na poziomie około 70 proc., choć miejscami było to nawet 95 proc. Pomimo tego mogliśmy liczyć na jakiekolwiek zbiory na cele przemysłowe. Po wczorajszym gradobiciu zostajemy z niczym - przyznała kobieta w rozmowie z serwisem. 

Przekonywała wówczas, że konieczne jest wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, "ponieważ na dochody z produkcji nie mogą już liczyć". 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: gradobicie | sadownicy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »