W skrócie
- Franczyza w Polsce korzysta z preferencji w systemie ubezpieczeń społecznych, co daje przewagę sieciom, ale naraża franczyzobiorców na ryzyko minimalnych świadczeń.
- System i przepisy nie nadążają za rozwojem franczyzy i pozwalają dużym sieciom unikać pełnej odpowiedzialności za warunki pracy i daniny publiczne.
- Eksperci proponują zmiany w prawie, w tym powiązanie składek z dochodem, utworzenie funduszu gwarancyjnego oraz rozszerzenie odpowiedzialności franczyzodawcy za naruszenia praw pracowniczych.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
W 2023 r. w Polsce funkcjonowało ok. 87 tysięcy punktów franczyzowych, prowadzonych przez ok. 70 tysięcy franczyzobiorców. Tymczasem system ubezpieczeń społecznych jest kompletnie niedostosowany do takiej formy funkcjonowania. Sieci franczyzowe na tym zyskują, ale franczyzobiorcy już niekoniecznie. Potrzebne są zmiany.
- Franczyza daje istotną przewagę rynkową nad "tradycyjnymi" sposobami dystrybucji, także na gruncie ubezpieczeń społecznych. Automatycznie ogranicza kwestie składkowe, bo opiera się na współpracy B2B z niskimi składkami. Duże sieci franczyzowe korzystają ze wszystkich zwolnień adresowanych do mikroprzedsiębiorców i mają przewagę nad tradycyjnym modelem dystrybucji.
Razem z Janiną Petelczyc z Katedry Ubezpieczenia Społecznego Szkoły Głównej Handlowej, przygotowaliśmy pierwsze w Polsce opracowanie o wpływie franczyzy na system ubezpieczeń społecznych, które ostatnio było prezentowane w Sejmie. Pokazuje, że franczyza w Polsce funkcjonuje w sposób systemowo uprzywilejowany względem innych form prowadzenia działalności polegającej na sprzedaży dóbr i usług. Popularność tej formy prowadzenia działalności oznacza, że z jednej strony dziesiątki tysięcy ludzi żyje z franczyzy - funkcjonując jako podmioty niezależne gospodarczo często tylko formalnie, a system ubezpieczeń społecznych nie jest do tego dostosowany - mówi w rozmowie z Interią Biznes Tomasz Lasocki, specjalista w dziedzinie zabezpieczenia społecznego z Politechniki Warszawskiej.
I tłumaczy na czym to polega.
- Wypadki przy pracy nie są sumowane w ramach sieci franczyzowej, co wyłącza jej odpowiedzialność za BHP, podobnie jak obowiązki wobec PFRON, co oznacza, że rozdrobniona sieć nie uczestniczy w systemie aktywizacji zawodowej osób z niepełnosprawnościami. Sprzedaż jest rozbita na mikro punkty, co daje oszczędności po stronie kosztów, które oprócz wymienionych obejmują również wątki podatkowe. Odpowiedzialność za odprowadzanie składek spada na franczyzobiorcę - mówi współautor opracowania.
Jak wyjaśnia, podmioty, które dzielą się na "mikroorganizmy gospodarcze", omijają obowiązki, ale mogą to robić w świetle prawa.
- Prawo powinno dostrzec, że dana marka działa w sieci i upodmiotowić właśnie sieć. W przeciwnym razie ta forma nie tylko unika większej odpowiedzialności nałożonej na większych graczy, ale także korzysta z preferencji adresowanych do najmniejszych firm. Oprócz składki wypadkowej czy składki PFRON dotyczy to również np. "wakacji składkowych", a wcześniej "tarcz antyCOViDowych". Ostatecznym beneficjentem jest sieć. W modelu tak zwanej "twardej" franczyzy to ona niejednokrotnie kalkuluje, ile zysku zostawić franczyzobiorcy, a ile zatrzymać jako swoją część - argumentuje Lasocki.
Franczyza: model biznesowy czy raczej luka w systemie
Zwraca też uwagę, że w sporach, o których bywa głośno w mediach, chodzi głównie o relacje między przedsiębiorcami - dużymi franczyzodawcami i franczyzobiorcami, którzy czuli się oszukani. Ale w takich informacjach nie dowiadujemy się o należnościach publicznoprawnych.
- A przecież osoby funkcjonujące w tym systemie kiedyś się zestarzeją, nie będą w stanie dalej prowadzić działalności i zostaną z minimalną emeryturą. W razie upadłości i zaległości państwo spróbuje ściągnąć te środki od rodziny franczyzobiorcy, ale nigdy nie będzie ściągało od sieci franczyzowej - mówi nasz rozmówca.
Sieć zyskuje, franczyzobiorca ryzykuje
Jak dodaje, niektóre sieci mają tak skonstruowane umowy, że przychód ze sprzedaży nie trafia do franczyzobiorcy, tylko do franczyzodawcy, który później dzieli otrzymane środki. - W innych przypadkach sieć nie bierze odpowiedzialności za zatrudnienie czy legalność pracy. To zależy od umowy. Z punktu widzenia prawa cywilnego franczyza to umowa nienazwana, a jako zawierana między profesjonalistami, korzysta z najszerzej pojętej swobody kontraktowania. Sieć szybciej przypilnuje, żeby zatrudniony u franczyzobiorcy miał uniform odpowiadający kolorystyce marki, niż tego, czy jest zatrudniony w taki sposób, że jego prawa są przestrzegane. Model franczyzy opiera się na współpracy B2B, więc przepisy dotyczące ograniczenia handlu w niedzielę nie zawsze się do nich stosują. Sieć nie bierze odpowiedzialności za warunki pracy, za to, kto jest zatrudniony, na jakiej umowie, czy legalnie. To zależy od pojedynczego punktu. Sieć patrzy biznesowo, ale to ustawodawca tworzy minimalne standardy ochrony - mówi Lasocki.
Jego zdaniem to efekt tego, że prawo nie nadąża za rzeczywistością. Wciąż funkcjonuje w logice XIX i XX wieku, gdzie przedsiębiorca był utożsamiany z nazwiskiem konkretnej osoby. Dziś już nie ci, którzy zatrudniają wielu pracowników, są najsilniejsi.
Jego zdaniem podział dystrybucji na maleńkich przedsiębiorców to pomysł, którego sens powinien wynikać z odpowiedniego podziału zadań między uczestnikami takiej sieci. Z perspektywy obciążenia daninami publicznymi to w jaki sposób funkcjonuje dystrybucja, powinno nie mieć znaczenia. Przy identycznych przychodach, dochodach i kosztach ludzkiej obsługi obciążenie daninami powinno być maksymalnie zbliżone. Tymczasem marka działa w sieci, ale prawo nie dostrzega jej jako całości, widząc jedynie poszczególne "oczka" tejże sieci. Również system ubezpieczeń społecznych jest pod tym względem źle skonstruowany i nieprzystosowany do takiej formy działalności. Obecne reguły podlegania niemal w całości powstawały jeszcze w PRL-u, a potem tylko przepisywano rozwiązania z jednej ustawy do drugiej. Rynek korzysta z luk, które powstały wskutek wieloletniego braku modernizacji zasad uczestnictwa, ale to będzie kosztować i zapłacą za to inni uczestnicy systemu.
Duże sieci, a składki i podatki jak od hydraulika
- Dlatego sformułowaliśmy trzy rekomendacje. Po pierwsze powiązanie wysokości składek osób prowadzących działalność gospodarczą w tym franczyzobiorców z dochodem, z zastosowaniem maksymalnej podstawy wymiaru składki. W przypadku innych ubezpieczonych jest mowa o przychodzie, ale należy uwzględnić specyfikę przedsiębiorców wobec innych osób utrzymujących się z własnej pracy. To zmniejszy preferencje fiskalne tej formy dystrybucji nad innymi. Druga to utworzenie funduszu gwarancyjno-ubezpieczeniowego dla franczyzy zasilanego składkami franczyzodawców, który pokrywałby zaległości składkowe i świadczenia w ściśle określonych przypadkach niewypłacalności franczyzobiorcy, np. gdyby wynikała ona z zasad rozliczeń w ramach sieci. Na wzór Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego środki byłyby gromadzone jako zabezpieczenie na wypadek, gdy franczyzobiorca pozostawi po sobie zaległości składkowe. Dziś albo państwo dopłaca do minimum, albo franczyzobiorca i jego rodzina traci, bo okres prowadzenia firmy nie zostaje zaliczony do żadnego minimum w systemie, jeśli składka nie trafi do ZUS. Trzecia: wprowadzenie rozszerzonej odpowiedzialności franczyzodawcy za naruszenia praw zatrudnionych przez franczyzobiorcę analogicznie do modelu australijskiego, jeśli franczyzodawca wywierał istotny wpływ na działalność franczyzobiorcy lub miał wiedzę o naruszeniach i nie zapobiegł im - mówi Interii Biznes Tomasz Lasocki.
Jego zdaniem pomysł, żeby rynek sam się uregulował przez kodeksy dobrych praktyk, ma swój potencjał w relacji franczyzobiorca-franczyzodawca, ale z perspektywy danin publicznych nie jest w stanie niczemu zaradzić. Strony nie mogą swoją umową wygenerować normy typu administracyjnego. Nie można się umówić na składkę do ZUS - urząd zwróci to jako nadpłatę, bo bez wyraźnej podstawy ustawowej nie ma do tego tytułu. Tym bardziej w ubezpieczeniach.
- Polska wyróżnia się na tle Europy brakiem regulacji i zasadami podlegania ubezpieczeniom społecznym oraz podatkom. Mamy podatek od sprzedaży detalicznej, ale jest uzależniony od wysokości osiąganego przychodu i wymykają mu się sieci działające we franczyzie. Jeśli ktoś sprzedaje powyżej 17 mln zł miesięcznie, musi zapłacić podatek od nadwyżki. Mało który punkt franczyzowy osiąga taki obrót, więc sieć jako całość nie jest opodatkowana, a nawet jeśli jest, to siedemnastomilionowa kwota wolna przysługuje na każdy punkt franczyzowy - dodaje Lasocki.
I jak podkreśla, nie chodzi o to, żeby blokować rozwój franczyzy jako modelu biznesowego.
- Chodzi o to, żeby przechodzenie na ten model nie przerzucało kosztów na społeczeństwo, nadając przy tym istotnej przewagi biznesowej. Jeśli we Francji mają inny model oskładkowania samozatrudnienia - oparty co do zasady na przychodzie osiąganym przez przedsiębiorcę, to motywacja do przechodzenia na sieć jest mniejsza - tłumaczy.
Monika Krześniak-Sajewicz