Skąd pieniądze na Centrum Sportu?
Powtórzmy stary dowcip: są pieniądze na budowę Narodowego Centrum Sportu (NCS) - triumfalnie obwieszczali i premier Jarosław Kaczyński, i wicepremier Zyta Gilowska. Kiedy w "PB" udowodniliśmy, że to kasa wirtualna, własny pomysł przedstawił resort skarbu. Pieniędzy jak nie było, tak nie ma.
Skarb kibica
Resort skarbu chce sfinansować NCS (ma powstać na miejscu Stadionu Dziesięciolecia), podobnie jak Ministerstwo Finansów (MF), sięgając do kieszeni hazardzistów. W uzasadnieniu do specjalnej ustawy o NCS (ma trafić pod obrady Komitetu Rady Ministrów we wrześniu) czytamy, że 800 mln zł mają dać specjalne opłaty od Totalizatora Sportowego (TS) (w latach 2008-12 ma odprowadzać 3 proc. przychodów). Tyle że z nich przez pięć lat nie uzbiera się 800 mln zł, ale najwyżej 350 mln zł.
Resort liczy, że brakujące 450 mln zł dadzą opłaty z wideoloterii (VLT), czyli zaawansowanych automatów połączonych w sieć. By zachęcić TS do ich wprowadzenia, resort skarbu wrócił do pomysłu obniżki podatku od VLT z 45 do 20 proc. (ta stawka obowiązywać ma do końca 2008 r., potem co dwa lata będzie rosnąć o 2 pkt proc., by w 2017 r. sięgnąć 30 proc.).
Tyle że z naszych informacji wynika, iż TS nie uruchomi VLT właśnie ze względu na wprowadzenie 3-procentowej opłaty na NCS. Biznesplan hazardowego kolosa zakłada, że nawet przy obniżonym podatku megainwestycja za 3,5 mld zł przyniosłaby do 2012 r. prawie 300 mln zł strat. A opłaty na NCS zwiększyłyby je ponad dwukrotnie. Jeszcze na początku roku szef TS Jacek Kalida zapowiadał w rozmowie z "PB", że przetarg na operatora VLT ogłosi w połowie roku. I nic. - Czy będziemy realizować ten projekt, zależy od rachunku ekonomicznego i regulacji ustawowych - mówi dziś enigmatycznie prezes TS.
Wideo na drugi plan
Nasi informatorzy mówią jednak jasno, że VLT już nie są priorytetem. - Zarząd TS woli skoncentrować się na przygotowaniu nowych gier liczbowych, które nie są obarczone tak wielkim ryzykiem - mówi jeden z nich. Rezygnacja z VLT oznacza jednak, że główne źródło finansowania NCS jest w połowie puste.
Z drugim wcale nie wygląda lepiej. Są nim istniejące tzw. dopłaty do gier liczbowych i loterii, urządzanych przez TS. Według ministerstwa skarbu (MSP), przez pięć lat mają dać na NCS nie mniej niż 600 mln zł. Nie tak dużo, jeśli uwzględnić, że zarządzający dopłatami Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej rocznie ma do wydania ponad 450 mln zł. Większość tych pieniędzy musi trafić na sport dzieci, młodzieży i niepełnosprawnych oraz obiekty sportowe będące w budowie. Na NCS zostaje ledwie 30 mln zł rocznie.
MSP liczy, że w tym wypadku brakujące 450 mln zł da nowela ustawy hazardowej, przygotowana przez MF, która zakłada, że 10-procentowe dopłaty zaczną być pobierane od całego prywatnego hazardu: kasyn, automatów i bukmacherów. Tyle że, jak pisaliśmy w "PB", nie tylko firmy hazardowe, ale też eksperci nie mają wątpliwości: to rozwiązanie jest absurdalne ze względów technicznych i może zabić prywatny hazard, a w konsekwencji - przynieść spadek, a nie wzrost wpływów do budżetu. Firmujący ten pomysł wiceminister finansów Marian Banaś w piśmie do MSP zauważa, że wpływów z dopłat od prywatnego hazardu zabraknie właśnie dlatego, że "klient będzie wybierał VLT jako gry, w których stawki nie są obciążone dopłatami".
Nieścisłości w rachunkach i sprzeczne rozwiązania MF i MSP to nie koniec kontrowersji. Wątpliwości budzi też koszt budowy NCS. W 2006 r. był szacowany na 1,225 mld zł (inwestycję planowano wtedy na lata 2007-10). Dziś MSP zakłada, że wedle cen z I kwartału 2008 r. będzie to prawie 1,5 mld zł. Jednak zdaniem specjalistów, koszty budowy rosną rocznie nie o 10 proc., jak twierdzi MSP, ale o 15-20 proc., a wzrost nastąpi zapewne w latach 2009-12. Koszt może więc przekroczyć 2 mld zł. A przecież nie ma nawet 1,5 mld zł.
Dawid Tokarz