RPP podnosiła w tym roku stopy procentowe już dwukrotnie: najpierw w październiku o 0,4 pkt proc. (z 0,1 do 0,5 proc.), a następnie w listopadzie o 0,75 pkt proc. (do 1,25 proc.).
Po dzisiejszej decyzji, stopa referencyjna osiągnęła najwyższy poziom od ponad siedmiu lat. W październiku 2014 r., po tym jak RPP zdecydowała o obniżce o 0,5 pkt proc. stopa referencyjna utrzymywała się przez kilka miesięcy na poziomie 2,0 proc. Obecna wysokość stopy NBP przekroczyła również poziom sprzed pandemii - wtedy przez pięć lat od marca 2015 r. do marca 2020 r. - główna stopa proc. wynosiła 1,5 proc.
Co podwyżki stóp proc. oznaczają dla posiadaczy kredytów złotowych?
Oczywiście wyższą miesięczną ratę, którą trzeba będzie zapłacić. Każda zmiana w poziomie stóp proc. NBP znajduje odzwierciedlenie w tzw. stawkach WIBOR, na których oparte jest oprocentowanie kredytów hipotecznych.
Jak wynika z kalkulatora przygotowanego przez UOKiK: dla kredytu w wysokości 300 tys. zł z terminem spłaty w 2040 r. i obecnym oprocentowaniem na poziomie 2,55 proc., podwyżka stóp proc. 0,5 pkt proc. oznacza wyższą ratę o ok. 75 zł.
Na czwartek zaplanowana jest konferencja prezesa NBP i przewodniczącego RPP Adama Glapińskiego. W środowym komunikacie RPP zasugerowała, że możliwe są kolejne podwyżki stóp dla ograniczenia inflacji.
Rada podkreśla, że jej "decyzje w kolejnych miesiącach będą nadal nakierowane na obniżenie inflacji do poziomu zgodnego z celem inflacyjnym NBP w średnim okresie", przy uwzględnieniu koniunktury w gospodarce, tak aby zapewnić średniookresową stabilność cen, a jednocześnie wspierać zrównoważony wzrost gospodarczy po globalnym szoku pandemicznym.
Ekonomiści odczytują to jednoznacznie: przed nami kolejne podwyżki stóp procentowych. Ich zdaniem główna stopa może dojść z obecnych 1,75 proc. do nawet 3 proc. w 2022 roku.

Jak pisaliśmy w Interii, RPP w grudniu miała szereg argumentów, które przemawiały za dalszym zacieśnianiem polityki pieniężnej. To m.in. najwyższa od 21 lat inflacja, która według szybkiego szacunku GUS w listopadzie wyniosła 7,7 proc. w ujęciu rocznym, ale również możliwa presja na osłabienie złotego, związana ze wzrostem awersji do ryzyka (nowy wariant wirusa Omikron) i perspektywą normalizacji polityki monetarnej w Stanach Zjednoczonych.
Z drugiej strony tarcza antyinflacyjna rządu, która obniża ścieżkę inflacji w 2022 r., spadki cen ropy na globalnych rynkach, pogorszenie perspektyw wzrostu gospodarczego na świecie - przemawiały za mniej stanowczym ruchem RPP. Najwyraźniej jednak, biorąc pod uwagę skalę dzisiejszej podwyżki, obawy o utrwalenie się wysokiej inflacji i odkotwiczenie oczekiwań inflacyjnych były silniejsze niż ryzyko spowolnienia wzrostu gospodarczego.
"Taki ruch uzasadnia wysoka presja inflacyjna, widoczna w CPI i inflacji bazowej, oraz potrzeba zapobiegania spirali płacowo-cenowej. Inflacja będzie wyższa od oczekiwań NBP krótkoterminowo (wg naszych prognoz ponad 8 proc. r/r w grudniu, wobec około 7 proc. o jakich mówił prezes NBP), jak i długoterminowo a więc w porównaniu do listopadowej projekcji NBP. To wymaga reakcji RPP" - ocenili przed decyzją rady ekonomiści ING Banku Śląskiego, którzy prognozowali podwyżkę rzędu 50-75 pkt bazowych.
W listopadowym wywiadzie dla Interii Adam Glapiński wskazywał, że podwyżka stóp procentowych NBP w ostatnich miesiącach i fakt, że uczestnicy rynku w swoich analizach i wycenach zakładają scenariusz dalszego wzrostu stóp, powinny być korzystne dla złotego.
Przypomnijmy także, że prezes NBP w wywiadzie dla Gazety Polskiej powiedział w ubiegłym tygodniu, że "jest przestrzeń do wzrostu stóp procentowych", zastrzegając jednocześnie, że "nie jest ona nieograniczona". Działania RPP nie mogą "zdusić gospodarki, z powodu możliwego wzrostu bezrobocia".
Prezes Glapiński przyznał także niedawno, że inflacja nie jest już "przejściowa", jak utrzymywał do tej pory, ale "uciążliwa". Jego zdaniem będzie się ona obniżać po I kw. 2022 r., pozostając jednocześnie na podwyższonym poziomie ok. 5 proc.
Bartosz Bednarz