Strajk w Poczcie Polskiej? "Liczymy na to, że rząd i zarząd się opamiętają"
W ostatnich miesiącach jednym z głównych tematów w mediach była tragiczna sytuacja finansowa Poczty Polskiej. W połowie maja br. pocztowcy przeprowadzili strajk ostrzegawczy, a w najbliższych dniach związkowcy z Poczty Polskiej zdecydują o ewentualnym rozpoczęciu strajku generalnego. Przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Poczty (ZZPP) Robert Czyż wskazuje na znaczne pogorszenie nastrojów wśród pracowników spółki. Choć - jak podkreśla - liczy na zawarcie porozumienia z zarządem, to ewentualny strajk sprawi, że przesyłki nie będą dostarczane. - Pamiętamy jak wyglądał strajk z 2008 r., gdy Poczta Polska po prostu stanęła - powiedział nasz rozmówca.
W najbliższych dniach związkowcy z Poczty Polskiej zdecydują o ewentualnym rozpoczęciu strajku - przekazał PAP przewodniczący ZZPP Robert Czyż. Jak podkreślił, związek liczy na to, że uda się zawrzeć porozumienie z zarządem spółki. Do rozmów obu stron może dojść jeszcze w tym tygodniu. Zapytaliśmy przewodniczącego związku m.in. o szczegóły dotyczące ewentualnego strajku.
Przewodniczący ZZPP zwrócił uwagę na ogłoszony 14 sierpnia Plan Transformacji Poczty Polskiej. - Jednym z jego elementów jest zmniejszenie zatrudnienia o 9,3 tys. pracowników, czyli 15 proc. załogi, a drugim elementem było wypowiedzenie Zakładowego Układu Zbiorowego Pracy (ZUZP), który gwarantował pracownikom pewne świadczenia, w tym wypłatę m.in. dodatkowej, trzymiesięcznej odprawy przy przejściu na emeryturę czy nagród jubileuszowych - powiedział w rozmowie z Interią Robert Czyż.
Podkreślił, że to właśnie wypowiedzenie ZUZP "zmroziło pracowników" i przyczyniło się do tego, że duża część osób zatrudnionych w spółce jest przeciwna działaniom zarządu.
- Wynagrodzenie doświadczonych pracowników zawsze było trochę wyższe od pensji młodszego pracownika, który przyszedł do pracy. Jest to naturalną rzeczą, bo listonosze opierają swoją pracę na doświadczeniu i na zaufaniu społecznym, na które pracowali kilka lat. Mieli taki bonus za doświadczenie, a w tym momencie pracodawca chce im to zabrać - stwierdził nasz rozmówca. - Nastroje wśród pracowników się pogorszyły, bo jest marazm i nic nie posuwa się do przodu - podkreślił przewodniczący ZZPP.
Odniósł się do ustawy ratunkowej, która pozwoliła Poczcie Polskiej wypłacić rekompensatę za lata 2021-2022 w wysokości 750 mln zł. - Choć sytuacja finansowa spółki uległa poprawie, to pracownicy nie dostrzegli żadnych pozytywnych zmian. Spółkę wyratowano, ale pracownicy dalej zarabiają 4023 zł. Mają też w pamięci np. to, że dostali 1 czy 2 zł podwyżki - dodał Robert Czyż.
21 października br. odbyło się posiedzenie planarne Rady Dialogu Społecznego poświęcone sytuacji w Poczcie Polskiej, podczas którego przewodniczący ZZPP przytoczył wyniki referendum strajkowego, w którym 96 proc. z 34 tys. głosujących pracowników opowiedziało się za rozpoczęciem strajku.
- W tym momencie czekamy na odpowiedź, czy zostaniemy zaproszeni do rozmów w ramach sporów zbiorowych - wyjaśnił Robert Czyż. - Jeżeli nie, to organy statutowe związku muszą podjąć decyzję - nie jest ona podejmowana jednoosobowo. Jest to potężna spółka i nawet zorganizowanie referendum strajkowego kosztowało nas sporo wysiłku - stwierdził.
Czy szczegóły dotyczące ewentualnego strajku są już omawiane? - Szczegóły dotyczące strajku są z tyłu głowy, ale każdy liczy jednak na to, że rząd i zarząd się opamiętają. Jeżeli nie, to musimy się przygotować na strajk. Pamiętamy, jak wyglądał strajk z 2008 r., gdy Poczta Polska po prostu stanęła. Na tym polega strajk pocztowców, że odstępują od pracy, a przekazy, listy i paczki zatrzymują się w miejscu - powiedział nasz rozmówca. - Zgodnie z przepisami prawa musimy z pięciodniowym wyprzedzeniem ogłosić strajk - dodał Robert Czyż.
Przewodniczący ZZPP zwrócił uwagę na specyfikę działania Poczty Polskiej, w której każdy element jest ze sobą powiązany. - Może dojść do sytuacji, w której np. jedna placówka poczty w Warszawie nie będzie strajkowała. To nic nie zmieni, bo zastrajkują kierowcy, węzeł lub listonosze, co będzie oznaczało, że przesyłek nie będzie kto miał zawieźć lub doręczyć. Wystarczy, że jeden element się wysypie lub zastrajkuje i nie ma jak tego obejść - przyznał.
- Strajk polega na powstrzymaniu się od pracy, a wtedy każdy proces jest zatrzymany. U nas jest taka specyfika, że wystarczy, iż jeden element zostanie wypięty z tego systemu i pozostałe też są bezużyteczne - dodał.
Robert Czyż podkreślił, że spółka "ochoczo żegna się z każdym kto chce z niej odejść".
- Listonoszy jest coraz mniej, a punktów obsługi coraz więcej. Co prawda nieraz tych listów jest tyle samo, ale one są na większy obszar do doręczenia i faktycznie brakuje im czasu, żeby to wszystko obejść. To wszystko ma wpływ na wyniki, brak satysfakcji i złą organizację w pracy. To z kolei przekłada się na złą jakość i terminowość - przyznał nasz rozmówca.
- To wszystko zaczęło się od tzw. kopertowego zarządu. Poczta do roku 2021 nie płaciła dobrze, ale zawsze płaciła minimalną (pensję - red.) albo trochę więcej plus premia. A wtedy po raz pierwszy zrobiono tak, że zeszło się poniżej minimalnej i premia została dodatkiem. W tym momencie mamy dokładnie to samo, czyli 80 proc. pocztowców zarabia 4023 zł. Premia musi być wypłacona, żeby było 4300 zł. Nie ma systemu motywacyjnego, więc czemu ktoś ma się starać, jak i tak będzie miał 4300 zł i nic więcej. Od tego się zaczęło całe zło - podsumował nasz rozmówca.
Olgierd Maletka