Strategiczna inwestycja w centrum uwagi. "Strona niemiecka nie określiła się po naszej myśli"
Jesteśmy świadkami kolejnego politycznego zamieszania wokół ważnej inwestycji. Chodzi o rozbudowę strategicznego Rurociągu Pomorskiego, służącego do przesyłu ropy naftowej m.in. do rafinerii w Płocku. Zarządza nim państwowa spółka PERN. Jej prezes niedawno mówił o zawieszeniu budowy drugiej nitki ropociągu. To wywołało falę reakcji ze strony polityków związanych z PiS, według których zagrozi to bezpieczeństwu energetycznemu kraju. PERN pospieszył z zapewnieniami, że nic jeszcze nie jest przesądzone. Pojawiają się jednak informacje, że koszty potencjalnej rozbudowy przewyższają komercyjne korzyści. Jak jest naprawdę?
- Budowa drugiej nitki Rurociągu Pomorskiego na razie jest wstrzymana;
- Państwowy operator rurociągów PERN przekonuje, że nie ma chętnych na dodatkowe przepustowości; wskazuje też na wzrost kosztów rozbudowy;
- PERN zapewnia zarazem, że prowadzi analizy zasadności inwestycji "w nowych warunkach geopolitycznych i rynkowych";
- Informacja ta wywołała polityczną burzę, a głos w sprawie zabrali m.in. politycy związani ze Zjednoczoną Prawicą, przekonując, że bezpieczeństwo energetyczne Polski będzie zagrożone na skutek zaniechania rozbudowy ropociągu.
Podczas niedawnego posiedzenia sejmowej podkomisji ds. infrastruktury krytycznej, górnictwa i energetyki prezes PERN Daniel Świętochowski, który pełni tę funkcję od czerwca br., odnosząc się do planów rozbudowy Rurociągu Pomorskiego, powiedział: - Nasze stanowisko w tym momencie jest takie, że inwestycja nie będzie kontynuowana.
"Nasze" - w tym przypadku oznacza "rządowe". PERN jest w 100 procentach własnością Skarbu Państwa. Świętochowski przekazał, że PERN odbył rozmowy z "partnerami krajowymi i zagranicznymi", których pytał o zainteresowanie rozbudową ropociągu i chęć rezerwacji przepustowości. Według prezesa PERN, "odpowiedź była negatywna", co oznacza, że nikt z potencjalnych klientów nie chciał dopłacać do nakładów, które musiałyby być poniesione przy budowie drugiej nitki ropociągu.
Dodajmy, że "partnerzy zagraniczni" to w tym przypadku Niemcy i tamtejsze rafinerie leżące najbliżej Polski - Schwedt w Brandenburgii i Leuna w Saksonii-Anhalt.
Wypowiedź prezesa Świętochowskiego wpisuje się w to, co jeszcze kilka miesięcy temu mówił w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Maciej Bando, rządowy pełnomocnik ds. strategicznej infrastruktury energetycznej.
- Nie można budować ropociągu, który nie byłby wykorzystywany. Druga nitka odcinka pomorskiego byłaby wykorzystana pod warunkiem większego popytu na ropę w Polsce lub wiążących rezerwacji przepustowości ze strony naszych sąsiadów - przekonywał Bando. - Na ten moment istniejąca infrastruktura przesyłowa spełnia nasze oraz niemieckie potrzeby w tym zakresie.
Bando zasugerował też, że w dobie przyspieszającej transformacji energetycznej i związanej z nią dekarbonizacji zapotrzebowanie na ropę naftową będzie malało, w związku z czym do wszelkich inwestycji "naftowych" należy podchodzić z dużą dozą ostrożności. Pochopnie zrealizowana rozbudowa ropociągu mogłaby skutkować tym, że za niezbyt długi czas druga jego nitka stałaby się "osieroconym aktywem".
Ale dopiero słowa nowego prezesa PERN wywołały polityczną burzę i reakcję ze strony polityków związanych z poprzednim obozem rządzącym. Głos w sprawie zabrali m.in. były prezes Orlenu Daniel Obajtek i były szef resortu aktywów państwowych Jacek Sasin, którzy zarzucili obecnemu rządowi działanie na szkodę bezpieczeństwa energetycznego Polski.
We wpisie na platformie X Daniel Obajtek nazwał wstrzymanie projektu budowy drugiej nitki Rurociągu Pomorskiego "igraniem z bezpieczeństwem kraju".