Święta 8, 13 i 19 lat temu...

Inflacja spadła z 739 proc. do 3,7 proc. Bezrobocie wzrosło z 0,3 proc. do 9,1 proc. 19 lat temu za średnią pensję można było kupić 18 dolarów. Przed trzynastoma laty - 300 dolarów. Osiem lat temu - 514 dolarów. Czy te święta są lepsze, zasobniejsze niż w 2000, 1995 i 1989 r.?

2000 r.: nadciąga recesja

To były pierwsze święta nowego tysiąclecia i zarazem ostatnie w cyklu pomyślnej koniunktury gospodarczej nakręconej jeszcze w połowie lat 90. Nadciągała recesja. Na rynkach finansowych już od kilku tygodni nie działo się najlepiej i giełdy zachowywały się równie nerwowo, jak klienci stłoczeni w kolejce po karpia. Powoli schodziło powietrze z napompowanych do niepomiernych rozmiarów spółek tzw. nowej gospodarki. Najbardziej rozhuśtane nastroje panowały na rynkach amerykańskich, które najmocniej uwierzyły w potencjał firm technologicznych. Tuż przed wigilią na giełdach zapachniało krachem. 21 grudnia Dow Jones stracił 3 proc., a Nasdaq runął w dół o przeszło 10 proc. Niepokoje zza oceanu dotarły na warszawski parkiet ze sporym opóźnieniem. Grudzień, chociaż nerwowy, zakończył się na plusie. Załamanie przyszło dwa miesiące później.

Reklama

Szarego obywatela najbardziej martwiły zapowiadane wzrosty cen w nowym roku. Ministerstwo Finansów przygotowało na styczeń całą serię podwyżek akcyzy: dwie na paliwa, trzy na piwo i wino oraz po jednej na spirytus i papierosy.

Ceny na stacjach benzynowych poszły w górę już dzień po sylwestrze. Średnio o 8-9 gr. Kierowcy płacili za litr etyliny i eurosuper 95 3,05 zł, za olej napędowy 2,75 zł i powszechnie narzekali na drożyznę...

Prawdą jest jednak, że przed pięciu laty ceny rosły zdecydowanie szybciej niż obecnie. W grudniu 2000 r. inflacja była niemal cztery razy wyższa niż dzisiaj i wynosiła 8,5 proc. Kroku próbowały jej dotrzymać wynagrodzenia i, przynajmniej w teorii, pensje rosły szybciej niż ceny. Grudniowa wypłata wynosiła 2 160 zł i była o 10 proc. wyższa niż rok wcześniej.

Statystycznie zarabialiśmy więc całkiem nieźle. Rzeczywistość była jednak nieco mniej różowa. Wigilia 2000 r. upłynęła pod znakiem strajku pielęgniarek, które domagały się od rządu wypłaty obiecanych wcześniej 203 zł podwyżki. Fala protestów objęła prawie 250 placówek służby zdrowia. 54 szpitale i przychodnie ogłosiły strajk, 40 było okupowanych przez pielęgniarki, w 39 trwały głodówki, a dalszych 147 gotowało się do strajku.

1995 r.: przecena kredytów mieszkaniowych

Karpie kosztowały w hurcie 4,2 zł za kilogram. W sklepie klient płacił 5 zł. Dziesięć lat temu trzeba się było śpieszyć z zakupami, nie dlatego, żeby inni nie wykupili towaru, lecz ze względu na systematyczny spadek wartości pieniądza. Złotówka marniała w oczach. W grudniu 1995 r. inflacja liczona rok do roku dobiła aż do 20 proc., miesięcznie ceny rosły nawet o kilka procent. A nic nie zapowiadało zahamowania galopady cen. Od nowego roku miała podrożeć energia, papierosy i żywność.

Za cenami próbowały nadążyć wynagrodzenia, ale gonitwa przynosiła marne efekty. W IV kwartale 1995 r. pensje w gospodarce narodowej wzrosły aż o 14,9 proc., lecz realnie pensum przeciętnego pracownika systematycznie malało. W grudniu przeciętny Kowalski dostał wypłatę w wysokości 804 zł (kwota ubruttowiona).

Koniec roku przyniósł jednak również dobre wiadomości, przynajmniej dla tej nieco lepiej zarabiającej części społeczeństwa. 28 grudnia Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodną z przepisami ustawę z sześcioma stawkami podatkowymi, którą zawetował ówczesny prezydent Lech Wałęsa. Koalicja SLD-UP-PSL chciała rozliczać podatników według 19-, 21-, 24-, 31-, 38- i 45-proc. stawki. Po orzeczeniu TK zostały po staremu trzy, w wysokości 21, 33 i 45 proc.

Od nowego roku - to druga dobra wiadomość - potaniały kredyty mieszkaniowe i to od razu aż o 3 proc. Oprocentowanie kredytów hipotecznych zmalało z 26,87 proc. do niespełna 24 proc. Odsetki od kredytów budowlanych spadły z 27,48 proc. do 24-25 proc.

1989 r.: wszystkożerna inflacja

Po raz pierwszy od 50 lat prezenty przyniósł św. Mikołaj, a w odstawkę poszedł Dziadek Mróz. To było pierwsze Boże Narodzenie w nowej rzeczywistości gospodarczej, chociaż wtedy niewielu, a może nikt nie zdawał sobie sprawy z nadciągającego przełomu. Podczas, gdy społeczeństwo po zjedzeniu karpia zasiadało przed telewizorem, żeby obejrzeć kolejny odcinek "Dynastii", w Ministerstwie Finansów trwały gorączkowe prace nad pakietem ustaw, które do historii przeszły jako "plan Balcerowicza". Tempo prac było szalone, ponieważ jeśli rząd Tadeusza Mazowieckiego chciał zacząć reformy od nowego roku, musiał program zmian przeprowadzić przez parlament do końca grudnia.

Gospodarka była w opłakanym stanie. Szalejąca inflacja zjadała dochody i oszczędności społeczeństwa. W grudniu ceny wzrosły w porównaniu z końcem 1988 r. o 739 proc. 207 tys. zł, jakie przeciętnie przypadało miesięcznie na jednego zatrudnionego, już w dzień po wypłacie traciło kilka procent na wartości. Sprzedawcy nie nadążali ze zmianami cen, a w powszechnym użyciu znajdowały się dolary i marki niemieckie, które zastępowały nic nie wartą złotówkę. Od roku nie było już wprawdzie kartek (zobacz galerię), ale zaopatrzenie w żywność nadal szwankowało.

28 grudnia 1989 r. Sejm w ekspresowym tempie przyjął program reform gospodarczych. Kolejne święta miały już wyglądać zupełnie inaczej.

INTERIA.PL/inf. własna
Dowiedz się więcej na temat: inflacja | recesja | 19+ | święta | 1989
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »