TP SA: Tanich połączeń nie będzie

Telekomunikacja Polska ostro sprzeciwia się pomysłom na liberalizację rynku telekomunikacyjnego. Jej zdaniem to tylko pogłębi zacofanie. A obniżenie rozliczeń między operatorami nie przełoży się na tańsze rozmowy.

"Gazeta Prawna" W niedawnym wywiadzie Anna Streżyńska, p.o. prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE), powiedziała, że od 2002 roku Telekomunikacja Polska (TP) zbudowała ponad 400 tys. linii - mniej niż jej konkurenci. TP się z tym nie zgadza.

Grażyna Piotrowska-Oliwa, dyrektor Departamentu Regulacyjnego TP SA: Rynek telekomunikacyjny w Polsce to 12,4 mln linii, z których do konkurencji należy 1,3 mln. I ta druga liczba, jak wynika z naszych danych, wcale w ostatnich latach nie urosła. Trzeba odróżnić dwie rzeczy - budowę nowych łączy i przyłączanie nowych klientów. Co roku przyłączamy około 0,5 mln nowych klientów.

Reklama

Pół miliona? Przecież liczba abonentów TP od kilku lat pozostaje prawie niezmienna.

Liczba abonentów TP w ostatnich latach wzrosła o kilkaset tysięcy. Część klientów odchodzi, część wraca. To, o czym mówi pani Streżyńska, to jest wartość netto: jeżeli przyłączymy w ciągu roku 500 tys. klientów, a w tym czasie 400 tys. odejdzie, to realnie przybędzie nam 100 tys klientów. Podsumowując - w ciągu ostatnich 3 lat wybudowaliśmy prawie 500 tys linii, a konkurencja nie zbudowała praktycznie nic. W dodatku ponad 30 proc. naszych przyłączeń to przyłączenia na terenach wiejskich, gdzie żaden inny operator nawet nie zagląda. Inwestujemy więc na obszarach zupełnie dziewiczych, czym UKE powinien być zainteresowany i o co powinien się troszczyć. Celem istnienia regulatora jest przecież zapewnienie jak najszerszego dostępu do usług telekomunikacyjnych.

Jednak penetracja telefonii stacjonarnej w Polsce to niewiele ponad 30 proc.?

To prawda, jesteśmy w ogonie Europy. Średnia penetracja w UE to prawie 60 proc. Mamy penetrację mniejszą nie tylko od Wielkiej Brytanii czy Francji, ale także od Bułgarii. I to jest powód, dla którego nie można stosować u nas zachodnich metod liberalizacji. Rynek po prostu jest nierozwinięty, a to, co proponuje UKE, skutecznie zniechęca do inwestowania w sieć. Jeżeli regulator będzie chciał udostępniać wybudowane przez nas sieci konkurencji po cenach, które nie pozwolą na pokrycie poniesionych kosztów, to będzie trudno przekonać nas, żebyśmy inwestowali dalej.

A jaka była penetracja w momencie prywatyzacji TP?

W 1998 roku, kiedy TP weszła na giełdę - około 20 proc.

Czyli w ciągu 7 lat zwiększyliście penetrację o jakieś 12 proc. Niezbyt wiele.

Penetrację zwiększyliśmy o 60 proc. O 12 punktów procentowych wzrósł poziom penetracji. Trzeba tu przypomnieć, że narodowi operatorzy europejscy przez długi czas należeli w 100 proc. do państwa. Rozwój sieci był więc zadaniem państwa. Kiedy nastąpiła prywatyzacja, kraje zachodnie miały już rozwinięte sieci, a Polska - nie. Do dziś zmagamy się z tym dziedzictwem.

Poza tym trzeba uwzględnić jeszcze jeden czynnik - gwałtowny rozwój telefonii komórkowej. Na Zachodzie w momencie pojawienia się komórek rynek telefonii stacjonarnej był już dojrzały. U nas oba rynki rozwijają się równocześnie i komórki hamują popyt na telefonię stacjonarną. Coraz więcej ludzi w ogóle nie ma w domu tradycyjnych telefonów, zadowalając się wyłącznie komórką.

Co w takim razie zachęciłoby TP do dalszego inwestowania? UKE powinien odstąpić od swoich pomysłów?

Nie sprzeciwiamy się propozycjom regulatora co do zasady. Ale popatrzmy na jedno z najczęściej omawianych rozwiązań - hurtowy dostęp do sieci (pozwoli firmom kupować od TP abonamenty po cenie hurtowej w celu zaoferowania ich klientom TP - przyp. red.). Różnica pomiędzy ceną detaliczną i hurtową abonamentu wynosi w krajach Unii Europejskiej średnio 10 proc. Największy upust zastosowano w Danii - 21 proc. Tymczasem polski regulator chce, żebyśmy abonament sprzedawali w hurcie o połowę taniej niż w detalu!

Regulator jednak zakwestionował kalkulację kosztów TP. Może obecne ceny są za wysokie?

To kuriozalny przypadek. Po pierwsze, regulator, wtedy jeszcze jako Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty, zatwierdził dwa nasze plany taryfowe skalkulowane i argumentowane na podstawie tych kosztów. Można zatem uznać, że model kosztowy TP został tym samym przyjęty decyzją regulatora. Po drugie, firma audytująca nasze koszty zarzuciła w swoim sprawozdaniu, że nie może ocenić wpływu niektórych wydatków na ogólne koszty. Potem przeprowadziła czysto teoretyczną symulację, w której przyjęła, że zakwestionowane wydatki wynoszą zero. Ta symulacja miała znikomy wpływ na wyniki kalkulacji kosztów - zaledwie 3 proc.

To czemu UKE kwestionuje koszty TP?

Nasz model kosztowy pokazuje rzecz typową dla wszystkich krajów regionu, tzn. że stawki za dostęp do sieci są u nas wyższe niż w takich krajach, jak Wielka Brytania czy Niemcy. Tam koszty sieci zostały już dawno zamortyzowane. Koszty TP nie uzasadniają drastycznego obniżenia stawek w Polsce, a to właśnie chce zrobić regulator.

Z pani słów wynika, że polski rynek telekomunikacyjny jest za słabo rozwinięty, żeby można było obniżyć na nim ceny.

Wątpię, czy obniżenie cen dostępu do naszej infrastruktury przełoży się na niższe koszty dla klientów. Konkurencyjni operatorzy poprawią tylko dzięki temu swoje marże i wykażą się przed inwestorami. Jeżeli po 10-procentowej obniżce naszych stawek dostępowych, konkurencja obniży swoje taryfy o 1 proc., to i tak będzie bardzo dobrze. Uważamy, że konieczne jest sensowne wyważenie cen.

Czego TP oczekiwałaby od regulatora?

Oczekujemy, że regulator będzie stosował rozwiązania sprawdzone w Unii Europejskiej, ale dostosowane do stopnia rozwoju naszego rynku. Bliżej nam do Grecji i Portugalii niż do Wielkiej Brytanii. Chcielibyśmy rozwagi i nierobienia z naszego rynku eksperymentalnego poligonu.

Jednak biorąc pod uwagę dotychczasowe tempo budowania przez TP sieci, aby osiągnąć średni unijny poziom penetracji, będziemy musieli czekać jeszcze 15 lat.

Ale nikt już nie będzie budował sieci na taką skalę. Można wykorzystać inne technologie, np. radiowe. Są one tańsze od tradycyjnych, ale nadal będziemy potrzebowali pieniędzy na inwestycje.

Łukasz Ruciński

W opublikowanym tydzień temu wywiadzie Anna Streżyńska, p.o. prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej, odpierała argumenty dużych operatorów sprzeciwiających się jej pomysłom na liberalizację rynku telefonicznego. Zdaniem operatorów, wpuszczenie konkurencji spowoduje, że stracą zachętę do inwestowania i rozwoju innowacyjnych usług. "Do tej pory i tak tego nie robili" - uważa Anna Streżyńska. Jej zdaniem:

1. TP już zahamowała inwestycje.

2. Przyspieszenie liberalizacji wynika z naszego opóźnienia.

3. Ostatnie trzy lata pokazują wyraźnie, że kierownictwo (poprzedniego regulatora - Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty) chroniło TP.

Gazeta Prawna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »